Restauracja "Demokracja"

Dodano:
W nabliższą niedzielę będziemy mogli wybrać między dwoma daniami. Jedno to bitki z grilla a drugie to kartoflanka. Do takiego menu można sprowadzić dwie wizje Polski, które prezentują główne partie i pomniejsze też. Tworząc uproszczone analogie historyczne, są to wizje Polski przedrozbiorowej i Polski okresu międzywojnia.
Wizja przerozbiorowa jest jasna. Larum grają, Rzeczpospolita w upadku, Niemcy i Rosja już się szykują do rozbiorów, w czym pomaga im zdradziecka, załgana i przekupiona magnateria. Tylko czwarta część ludności to prawdziwi Polacy. Musimy odbić Polskę, zadać bobu łże - elitom, nasypać im soli na ogon, w czym dopomogą patrioci z legionów stadionowych. Musimy walnąć pięścią w stół, nie będzie obcy pluł nam w twarz, Fryderyk II - pardon - Angela Merkel nie uzyska naszego poparcia w wyborach na kanclerza. Wtedy bitki będą dopieprzone i wszyscy będą mieli co jeść, bo Polacy zasługują na więcej niż zupa nic.

Jasna też jest wizja międzywojnia. Budujemy Gdynię, budujemy Centralny Okręg Przemysłowy, Polska w budowie. Nie wszystko idzie jak po maśle, bo biurokracja, bo drogi, bo wymiar sprawiedliwości, bo zerówki, bo coś tam. Jednak to my jesteśmy ekipą, która najlepiej zapewnia bezpieczeństwo wobec kryzysu mogącego doprowadzić do bankructwa całe państwa. Idą ciężkie czasy, ale to my zadbamy aby każdy miał choć ten talerz kartoflanki z wkładką.

Tu analogia z historycznym międzywojniem się kończy, bo dochodzi odmienna wizja naszego bezpieczeństwa. Przed wojną nikt nie zapewniał, że dzięki dobrym relacjom z Niemcami możemy załatwić lepiej nasze interesy ekonomiczne. Że Niemcy i Rosja nie zagrażają naszej niepodległości. I że dobrze wykorzystujemy unijne środki.

Mniejsze partie pichcą podobne wizje, tyle że zapewniają, iż będą ratować czy budować lepiej niż PiS i PO.

Analogie historyczne mają to do siebie, że muszą być uproszczone i nie warto się bawić w ich kontynuację. Jednak można pokusić się o stwierdzenie, że w niedzielę jedni będą wybierać wizję przerozbiorową, mając nadzieję na bitki, inni wybiorą wizję międzywojnia, bo uważają, że oferta kartoflanki w czasach kryzysowego tsunami jest bardziej realna.

Zwycięstwo jednej z tych wizji nie musi nawet kształtować realnej polityki, w końcu ekonomiczne, w tym socjalne skutki poprzedniej i obecnej koalicji nie są diametralnie odmienne. Ale będzie kształtować język polityki i naszą - przekuwaną też na decyzje ekonomiczne - wiarygodność w oczach świata.

Wokół rozsnuwają się dymy kampanii wyborczej, pełne obietnic, smaczków i śmiesznostek. Oto jedna z młodych kandydatek SLD wykonała w swym spocie wyborczym stripitz. Ale połowiczny. Spot został wycofany bo pojawiły się kąśliwe dociekania, czy striptizu nie powinien po wyborach dokończyć Grzegorz Napieralski. Ten ostatni w innym spocie przysiadł się na ławce do starszej pani, którą czarował pieniędzmi z jej emerytury. Lider SLD się spodobał, bo pani chwyciła jego rękę. Może więc Napieralski nie bać się jutra.

No i można tak w nieskończoność natrząsać się z tych dymów, przy których wędzi się kiełbasa wyborcza. Tylko po co? Może lepiej pamiętać, że za nimi kryją się dwie odmienne projekcje Polski, dwie opowieści, z których będą płynąć dwa kulturowe wzorce rządzenia krajem. Niech każdy sam wybierze, które z dań wyborczego menu jest posilne a które grozi zatruciem pokarmowym. Czas ruszyć głową. W końcu, jak powiedział pewien kulturysta, "głowa jest ważna, bo nią jem".

A kto nie chce wybierać, ma do tego prawo. Tylko niech potem nie psioczy na "onych", bo takie biadolenie to odgrzewane kotlety.
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...