Dożywocie za niewinność? Siedzi już siedem lat

Dodano:
Jan Ptaszyński siedzi już siedem lat za kratami za podwójne morderstwo, którego prawdopodobnie nie popełnił. I nikt nie chce się zająć jego sprawą. Helsińska Fundacja Praw Człowieka zaliczyła jego sprawę do programu „Klinika Niewinność”.
Wszystko wskazuje na to, że zasada domniemania niewinności (in dubio pro reo), w tej sprawie nie zadziałała. A właściwie zadziałała odwrotnie.

Zbrodnia została ujawniona 1 grudnia 2001 roku. 23-letnia kobieta od kilku dni nie dawała znaku, życia. Nikt nie otwierał drzwi w mieszkaniu, które wynajmowała. Zaniepokojony ojciec wszedł przez balkon sąsiadów i odkrył zakrwawione zwłoki córki i wnuczki w wannie.

O dokonanie zbrodni został oskarżony partner kobiety Jan Ptaszyński. Ale dowody były bardzo słabe. Tak słabe, że sąd nie zdecydował się na zastosowanie aresztu. To, w sprawach o zabójstwo, prawie się nie zdarza. Było za to sporo poszlak świadczących o tym, że to nie Ptaszyński był mordercą.

- Na miejscu zbrodni było dużo odcisków palców, był odcisk stopy, zamordowana trzymała włos. Badania wykazały, że odciski nie pasowały do Ptaszyńskiego. DNA włosa też nie zgadzało się z jego profilem.

- Oskarżony miał alibi. W czasie, gdy dokonano zabójstwa, był daleko od miejsca zbrodni, u matki. Prokuratura próbowała wpływać na biegłą, żeby ustaliła czas zgonu tak, żeby nie wychodziło, że Ptaszyński był w dwóch miejscach na raz. Biegła zweryfikowała czas zgonu, ale jej zdaniem nastąpił on nie wcześniej, jak chciała prokuratura, a później. Podważyła też ustalenia prokuratury, co do przyczyny śmierci.

Mimo tego we wrześniu 2005 roku Jan Ptaszyński został skazany, przez Sąd Okręgowy w Białymstoku, na dożywocie. Wszedł na salę sądową prosto z pracy, wyszedł w kajdankach.

Przy apelacji prokuratura zastosowała znaną sztuczkę. Powołała nowych świadków. Dwóch współosadzonych z celi Ptaszyńskiego. Pierwszy zeznał, że oskarżony przechwalał się, iż jest płatnym zabójcą, a w celi ma dubeltówkę i kałasznikowa. Drugi opowiedział o prokuratorze, który odwiedził ich w celi i obiecywał wolność, w zamian za obciążenie oskarżonego. Sąd Apelacyjny w Białymstoku wyrok podtrzymał.

Kasacja w Sądzie Najwyższym, też zakończyła się porażką obrony.

Można postawić tezę, że w sprawie Ptaszyńskiego, co najmniej dwa razy dokonano przestępstwa przeciwko wymiarowi sprawiedliwości:

- Namawiano biegłą do wydania ekspertyzy, która pasowała prokuraturze. Nic z tego nie wyszło, a sprawa była nawet badana, ale została umorzona.
- Namawiano współosadzonych do obciążenia Ptaszyńskiego, w zamian za wolność. Ten, który wymyślił kałasznikowa i dubeltówkę w celi, wyszedł. Ten, który mówił o wizycie prokuratora, trafił do innego więzienia. Oczywiście, żadnej dubeltówki w celi nie znaleziono, choć szukało jej trzech policjantów.

Czy jedyną nadzieją dla Ptaszyńskiego jest wpadka człowieka, który zostawił odciski palców na miejscu zbrodni? Chyba tak. Bo inaczej, nowe dowody w sprawie nie mają jak się pojawić. Nikt ich nie szuka. Sprawa jest zamknięta, człowiek prawomocnie skazany. A może warto powołać jakiś trybunał do spraw dziwnych i zabagnionych. To zapewne nie jedyna sprawa, którą mógłby się zająć.
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...