Ukamienowali sąsiadkę - klęska aparatu państwa

Dodano:
Trzech młodych mężczyzn w wieku od 19 do 21 lat ukamienowało sąsiadkę. W Polsce - w Zachodniopomorskiem. Zabójcy znali sąsiadkę od urodzenia. Wszyscy trzej odkąd odrośli od ziemi, sprawiali poważne kłopoty. Mieli kuratorów. Jednak na poważnie państwo zainteresowało się nimi dopiero teraz, po okrutnej zbrodni. Grozi im dożywocie.
Chwalimki to mała popegeerowska wieś, niedaleko Szczecinka. Zaledwie kilkadziesiąt numerów. Wszyscy się znają. Większości mieszkańców się nie przelewa. Pani Krystyna (74 lata) przez lata prowadziła miejscowy sklep. Niedawno pochowała męża, który wcześniej długo chorował. Kiedy mąż pani Krystyny zaniemógł Patryk, Damian i Artur pomagali jej od czasu do czasu. Porąbali drewno, skosili trawę. Dawała im za to pieniądze. Wiedzieli co gdzie jest w domu. Znał ich pies pani Krystyny.

Trzej mężczyźni przyszli do starszej kobiety w nocy z 15 na 16 lipca 2011 roku. Według jednej wersji pani Krystyna sama wpuściła ich do domu. Według innej - wywabiły ją odgłosy włamania do garażu. Finał tragicznej historii rozegrał się na podwórzu. Bandyci obrzucili starsza kobietę kamieniami i cegłówkami. Gdy upadła, zaczęli ją kopać i bić. Obrażenia: złamania kości czaszki, stłuczenie mózgu, zmiażdżona krtań, połamane żebra, stłuczone płuca i serce, krwotok wewnętrzny.

Po wszystkim młodzi bandyci załadowali ciało ofiary do jej własnego malucha i wywieźli do pobliskiego zagajnika. Samochód porzucili w nieczynnej żwirowni, w oddalonych o około trzy kilometry Jeziorkach. Następnego dnia poszli zakopać ciało. Wykopali płyciutki grób i dosłownie ubili w nim zwłoki. Skakali po nich.

Zbrodnia wyszła na jaw dopiero po dwóch dniach. Syn pani Krystyny nie mógł się do niej dodzwonić. O sprawdzenie co się dzieje poprosił sąsiadkę. Ta zobaczyła ślady krwi i zaalarmowała policję. Pies tropiący szybko odnalazł ciało kobiety. Po kilku dniach Patryk, Damian i Artur byli w rękach policji. Dwóch z nich częściowo przyznało się do udziału w zbrodni, ale umniejszali swój udział w morderstwie.

Skąd się wzięli zabójcy? Grzeczni chłopcy nagle wpadli na to, żeby brutalnie zamordować kobietę? Oczywiście, że nie. To takie nasze antychrysty – mówi mieszkanka Chwalimek. Już w szkole mieli na sumieniu drobnie kradzieże. Znajdowali się pod dozorem kuratorów, ale nic to nie dawało. – Dwa lata temu, jak była u nas melioracja, skradli narzędzia z budowy – wspomina kobieta. - Damian obrażał i chyba nawet uderzył gliniarza – opowiada inna sąsiadka. - Był zawsze taki nadpobudliwy. Chodził do szkoły specjalnej. Matka nie dawała rady, bo wychowywała czterech synów, a mąż jej szybko zmarł - dodaje.

A więc sytuacja była, a przynajmniej powinna być, rozpoznana od dawna. Co robił kurator? Zapewne spotykał się z chłopcami od czasu do czasu. I patrzył jak się staczają. Może nawet próbował coś robić, ale pewnie nie miał czasu, bo pod jego kuratelą znalazło się za dużo podopiecznych. Może miał zbyt mało sensownych narzędzi? Możemy się zżymać na Norwegów za to, że kiedy dziecko jest smutne, to kierują je do rodziny zastępczej. Pewnie przesadzają - ale może tych mężczyzn, kiedy byli jeszcze chłopcami, można było w taki sposób uratować. A skoro tego nie zrobiono, to może gdyby po kradzieży narzędzi usłyszeli wyrok w ciągu miesiąca, do tragedii by nie doszło? Bo kara powinna być szybka. Ale w takim przypadku nie powinno to być więzienie, a na przykład prace społeczne. Bo to byłaby kara dotkliwa w ich środowisku. Natomiast więzienie by ich tylko wyuczyło złodziejskiego fachu.

Możemy tylko gdybać, czy inne środki wychowawcze i karne zapobiegłyby tragedii. Ale jak widać obecny system jest niewydolny. Bo skoro było trzech sprawiających kłopoty chłopców i wszyscy trzej zostali mordercami, to coś jest nie tak.
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...