Przyjaciel szpiegów i dziennikarzy

Dodano:
26 stycznia zmarł w Szwajcarii Stefan Kudelski. Niezwykły człowiek. Inżynier, artysta, cudotwórca. Polak. To on sprawił, że człowiek wyraźniej słyszy swoje słowa i dźwięki. Może dzięki temu potrafi lepiej zrozumieć sens swojego istnienia?!
Poniżej zamieszczam fragment z mojej powieści "Niewierni", który poświęciłem Stefanowi Kudelskiemu, a który niestety nie znalazł się w tekście, w jego oryginalnym brzmieniu.

"To był udany dzień - pomyślał Conor zapinając rozporek w kabinie z brunatną dziurą w podłodze. Z wewnętrznej kieszeni kurtki wyjął aluminiowe pudełko wielkości solidnej kanapki z gorgonzolą. Sprawdził na zegarku czas i nacisnął wystającą z pudełka dźwignię.

Otworzył wieko i jego oczom ukazał się widok o jakim szpiedzy większości wywiadów świata mogliby tylko pomarzyć w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym pierwszym roku.

Magnetofon Nagra Série Noire nie był czymś, był jak najbardziej - Kimś - i wiedział o tym każdy, kto z niego korzystał. Miał duszę, był piękny i niezawodny, był cudownym dzieckiem szalonych uczuć Stefana Kudelskiego i wszystkiego tego, co kryje się w niezbadanych zakamarkach ludzkiego umysłu. Był stopem sztuki i techniki uwięzionym w idealnym kształcie, stworzonym by żyć swoim własnym życiem, obok rodzaju ludzkiego i w doskonałej z nim symbiozie.

I nic tak nie odmieniło i symbolizowało szpiegowskiego rzemiosła w czasach zimnej wojny jak Nagra właśnie, jego brat aparat Minox i ciemne okulary.

To on utrwalił słowa Neila Armstronga, 20 lipca 1969 roku, gdy schodził po cienkiej drabince na powierzchnię księżyca - "Jest to mały krok dla człowieka, ale wielki krok dla ludzkości". Żaden magnetofon nie dostąpiło już takiego zaszczytu.

Później, Nagra utrwalał największe tajemnice świata i zupełne bzdety, był depozytariuszem słów zdrady, podłości, śmierci, ale i bohaterstwa, zwykłego i nadzwyczajnego. Conor Gallagher o tym jeszcze nie wiedział, ale kiedy trzymał ten magnetofon na dłoni czuł, że dzieje się z nim coś dziwnego. Nawet słodko-kwaśny smród uryny z zaszczanej toalety, w najstarszym pubie w Dublinie, nie mógł tego wrażenia zmienić.

Sprawdził, że pozostało wystarczająco dużo taśmy na szpulce, dla pewności wyzerował jeszcze licznik, po czym delikatnie zamknął wieko, wcisnął dźwignie nagrywania i z uczuciem wsunął magnetofon z powrotem do kieszeni. Poprawił pistolet zatknięty z tyłu za pasek, mikrofon przypięty do wewnętrznej kieszeni i ruszył do wyjścia."
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...