Dziennikarze, milczeć!

Dodano:
O ewentualną rekonstrukcję rządu zapytała wicepremiera Janusza Piechocińskiego reporterka TVN 24. Ten się wkurzył i zaczął pokrzykiwać: „Naprawdę jesteście niepoważni. Tylko tak mogę to skomentować. Zachowujecie się skandalicznie, niepoważnie i osobiście w tym tygodniu poproszę o spotkanie przedstawicieli waszego kierownictwa. To jest niedopuszczalne, kiedy funkcjonujecie państwo tak, jak funkcjonujecie”.
Ludzie znający Piechocińskiego zamarli, takiego go nie znali. Dotąd był ujmująco miły dla dziennikarzy, częstował ich zebranymi przez siebie grzybami. Dlaczego uznał, że może pohukiwać i straszyć dziennikarzy? Mnie to nie zaskakuje. Jeśli bacznie się obserwuje ostatnie wydarzenia, to widać, że w rządzie jest przyzwolenie na stawianie mediów pod ścianą.

Kolejny przykład z ostatnich dni. Oto Warszawa znowu została sparaliżowana. Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz od razu znalazła winnych – dziennikarzy, twierdząc, że to przez nich, bo nie poinformowali o utrudnieniach dzień wcześniej.

Można by machnąć ręką na połajanki, ale władza uznała, że dziennikarzy także należy stawiać przed sąd. Donald Tusk wytoczył tygodnikowi „Nie” proces za primaaprilisowy żart – opublikowanie fałszywych stenogramów rozmów szefa rządu podczas meczu na Stadionie Narodowym. 30 milionów chce zażądać od tygodnika „Wprost” minister Sławomir Nowak. Polityk poczuł się urażony, bo opisaliśmy jego przyjacielskie relacje z biznesmenami, którzy zarabiają na rządowych kontraktach. Bo opisaliśmy jego zamiłowanie do drogich zegarków i to, że wymienia się nimi z kolegą. – To stawianie was do pionu ma sens – wyznał mi prominentny polityk PO. – Przyniesie to efekt autocenzury. Niektórzy się ugną. Czy się myli? Niestety, ma rację.
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...