Nie było żadnego cudu nad Wisłą

Dodano:
Była bitwa pod Warszawą.
Kilkadziesiąt lat temu brytyjski historyk lord D'Abernon uznał bitwę warszawską za osiemnastą najważniejszą bitwę w historii świata. Według niego gdyby Polacy ponieśli klęskę, fala bolszewizmu zalałaby Europę. Mówił wszak Lew Trocki, że naturalną granicą Rosji na zachodzie jest kanał La Manche. Dziecięcą wręcz naiwność towarzysza można jednak policzyć na karb... ateizmu. Gdyby bowiem Trocki wiedział, że Polski broni Matka Boska, to by Tuchaczewski poszedł na Japonię.

Bitwę warszawską ochrzczono cudem nad Wisłą zaraz po polskim zwycięstwie. Polityczni przeciwnicy Piłsudskiego nie mogli zdzierżyć ogromu jego sukcesu i geniuszu. Polskie to do bólu. Pal licho, żeśmy popędzili bolszewików. Ważne, kto zbierze zasługę. Punkty lansu, moi drodzy, są bowiem starsze, niż się niektórym z was wydaje. Rzucił więc trzy słowa Witos Wincenty i się sukces w cud przedzierzgnął. Ino nie taki cud w rodzaju "cudem żem zdążył na pociąg" lub "cud, że pociąg przyjechał i nawet nie śmierdzi", lecz prawdziwy, z nadnaturalnych mocy sprzęgnięty i łaską z góry na dół na łez padół pchnięty. A że tego samego dnia było Wniebowstąpienie Matki Boskiej - naród łyknął.

Prawie sto lat później cud nad Wisłą trzyma nas mocno za twarz i puścić nie zamierza. Bo i jak, kiedy arcybiskup Hoser po sprawie ks. Lemańskiego wieńczy combo przywołaniem Matki Boskiej. Otóż arcybiskup Henryk "Won Mi Z Jasienicy" Hoser pouczył wiernych, że to nie Piłsudski przepędził bolszewików, lecz Najświętsza Maryja Panna. Z pozoru nihil novi, Witos krzyczy: "byłem pierwszy!", arcybiskup kręci jednak nosem i zadaje "bitwie warszawskiej" coup de grace. "Maryja się objawiła nad oddziałami Armii Czerwonej, wywołując popłoch, co jest udokumentowane. Cała Warszawa się modliła, od biskupów, do prostych ludzi" - tako rzecze Hoser.

I nie pogadasz, prosty człowieku. 93 lata po bitwie ktoś wciąż próbuje odrzeć marszałka Piłsudskiego z chwały. Nie z zawiści jednak do politycznego przeciwnika, lecz ze zwykłej głupoty, a może kaprysu? Tak po prostu, z nudów lub dla śmiechu? Może to wszystko jeden, nieśmieszny żart? Wolę tak to sobie tłumaczyć. W przeciwnym wypadku, nie Mickiewicz czy Słowacki wieszczem naszym narodowym, ino Gałczyński, którego wiersz szanownemu państwu na zwolnienie kurtyny przywołam:

- Patrz, Kościuszko, na nas z nieba!
- raz Polak skandował.
I popatrzył nań Kościuszko
i się zwymiotował.
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...