Wyjście awaryjne

Dodano:
Komendant straży gminnej w Kęsowie to jedna z ostatnich osób, która o mnie pamięta i wysyła tradycyjne, papierowe listy. A to przecież osoba zupełnie obca. I jest przy tym niezmiernie skrupulatny. Gdy tylko wyjadę na Pomorze zaraz się odzywa. Poznaliśmy się ze cztery, pięć lat temu. W zasadzie to on mnie poznał, a precyzyjniej należało napisać - rozpoznał. Po rejestracji. Przysłał też zdjęcie mojego samochodu z informacją, że kierowca tego pojazdu przekroczyłem prędkość o 5 czy 10 kilometrów. Prosił w liście tylko o to bym rozpoznał kierowcę ze zdjęcia.
Na zdjęciu było coś, co w ogólnych zarysach przypominało trochę bohatera "Krzyku" Edwarda Muncha, tyle tylko, że jeszcze bardziej rozmazanego i jeszcze bardziej szarego. Coś między fotografią tafli wzburzonego jeziora, kałużą, a gęstą mgłą sfotografowaną ciemną nocą. Dla utrudnienia smugi na zdjęciu były szaro-bure, bo gdyby były kolorowe to może z czymś by mi się to skojarzyły. A tak, ni w ząb. Przyznam, że się trochę wystraszyłem. Wyglądało na to, że mój samochód uprowadziło widmo. Niestety do listu była dołączona ankieta, która w ogóle nie przewidywała takiego przypadku w jakim się znalazłem. Miałem tylko trzy możliwości: albo, że na zdjęciu rozpoznaję siebie, albo, że kogoś innego, albo, że pojazd został użyty wbrew mojej woli i nie wiem, kto nim kieruje.

Niestety, każda odpowiedź wyceniona była na 200 zł.

Wybrałem więc wyjście awaryjne i czwartą możliwość, której nie było. Napisałem komendantowi, że samochodem kierowałem ja, albo moja żona i poprosiłem by przysłał mi troszeczkę wyraźniejszą fotografię, na którym widoczne byłyby choć ogólne kontury kierowcy. Gdybym mógł zauważyć, gdzie zaczyna się kierowca, a kończą rysy na szybie na pewno bym kogoś rozpoznał. Komendant odpisał, że się na to stanowczo nie zgada. Jego zdaniem mam kierującego rozpoznać z tego, "co jest", bo inaczej będą punkty karne, sąd i grzywna. I słowa dotrzymał.

Niebawem sprawa trafiła do sądu w Tucholi. A komendant z Kęsowa dołączył do akt własne oświadczenie, że nie ma żadnych wątpliwości. Osobiście porównał moje zdjęcie, które znalazł w komputerowej bazie PESEL ze smugami z fotoradaru i napisał, że nie widzi żadnej różnicy. Według niego na obu fotografiach wyglądam tam samo. (Tą pewność komendanta mogę sobie wytłumaczyć dużymi wpływami na komendanta Jasnowidza z pobliskiego Człuchowa.)

Na szczęście uratował mnie sąd, który w cuda nie wierzy i umorzył sprawę przeciwko mnie.

„Na zdjęciu z fotoradaru nie sposób choćby wskazać sylwetki kierującego, nie mówiąc o jego rozpoznaniu” – zauważył sąd. I chwała mu za ten wyrok. Tylko, że ten wyrok nic nie zmienił w Kęsowie. Komendant nadal mnie nęka. Kilkanaście dni temu znowu przysłał mi zdjęcie, które publikuje poniżej i zaproponował bym się na nim rozpoznał.

Panie komendancie, czy pan naprawdę uważa, że jestem taki niewyraźny?

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...