Adamek na torcie

Dodano:
Już myślałam, że festiwal celebryckich coming outów, którzy nagle zapałali miłością do polityki i zamierzają ubiegać się o kadencję w Parlamencie Europejskim dobiegł końca. Niestety w piątek Tomasz Adamek, przyjaciel „Zbyszka” z Solidarnej Polski na antenie Radia Maryja ogłosił swój start w majowych wyborach. I przy okazji rozpoczął festiwal składania populistycznych deklaracji, które zapewne mają pomóc partii cieszącej się 3-procentowym poparciem, która wyciągnęła po boksera rękę. - Będę bronił wiary, będę bronił Boga, chrześcijaństwa, które nasz kraj chce zatracić – powiedział w niedzielę Adamek. A ja całkiem poważnie zaczęłam się bać.
Bo wygląda na to, że „jedynka” Solidarnej Polski na Śląsku zaczęła wyznaczać zupełnie nową jakość jeśli chodzi o przedwyborczą walkę. Poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale nie przypominam sobie, by którykolwiek z polskich polityków z łapanki, albo raczej kandydatów na polityków, w ciągu pierwszych trzech dni swojej obecności na wyborczej liście zdążył wyznać, że „kocha Jezusa, bo on jest jego panem”, zauważyć, że „Platforma atakuje Kościół” i należy z tym walczyć, tak samo, jak należy rozpocząć bój o to, by uwolnić nasz kraj od „mody na aborcję”… – Trzeba zrobić porządek w Polsce – grzmiał w niedzielę Tomasz Adamek dodając, że nie ma wątpliwości co do sukcesu wyborczego, bo przecież ma grono wiernych fanów.

Nowa, choć nie idealna, bo pokiereszowana wielokrotnie w ringu twarz Solidarnej Polski deklarowała także, że zada cios każdemu, kto zechce na Śląsku zlikwidować kopalnie, bo przecież o pracę dla młodych trzeba walczyć i nie można pozwolić na to, by Polacy, tak jak jego rodzina – byli zmuszeni do wyjazdu z kraju.

Choć pomysłu na to, jak osiągnąć ideologiczno-społeczno-gosporadcze cele Tomasz Adamek na razie nie ma, to przecież nie powinniśmy podważać jego kompetencji, bo skoro poradził sobie w sporcie, to „poradzi sobie w polityce”.

I tego też się boję. Że ktokolwiek mógłby rzeczywiście dać mu szansę na to „radzenie”.

Mam jeszcze apel do pana Adamka: może jednak lepiej byłoby, gdyby byli sportowcy pasujący do PE, jak przysłowiowy kwiatek do kożucha konsekwentnie deklarowali, że w Brukseli będą walczyć o to, by sportowe standardy w Polsce podnieść i ściągnąć do kraju miliony na rozwój sportowej infrastruktury. Bo pańskie płomienne przemowy w obronie życia poczętego jakoś mniej do mnie trafiają.
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...