Konieczna komisja śledcza

Dodano:
Opisywana przeze mnie i Michała Majewskiego w tygodniku „Wprost” sprawa wydaje się na pierwszy rzut oka błaha. Lokalna. Awantura o „marchewkę” – tak niektórzy ją nazywają. Krótko o niej.
Marchewka rośnie na polach koło Lęborka. Obok powstała inwestycja za setki milionów złotych, która miała zająć się jej przetwórstwem. Wiosną 2012 r. do gdańskiego Centralnego Biura Śledczego wpłynął donos na spółkę N-F i jej właścicieli. Że wyłudzają dotacje unijne, że w rzeczywistości nie są żadną grupą producencką, ale przestępcami, którzy mają powiązania
z mafią paliwową. Wkrótce funkcjonariusze tej jednostki specjalnej policji dokonują przeszukań w biurach spółki. Na N-F
posypała się lawina. Agencja Rozwoju i Modernizacji Rolnictwa (ARiMR) odmówiła wypłacenia kolejnej transzy z unijnej dotacji,
bank zareagował zażądaniem natychmiastowego spłacenia kredytu. Właściciele postanawiają się bronić, wynajmują PR-owców i „ludzi z nazwiskami”. Wkrótce do mediów trafia informacja, że oto właściciele spółki N-F padli ofiarą tajnego porozumienia niczym
w filmie „Układ zamknięty”. Lokalni politycy i ludzie służb chcą za bezcen przejąć kwitnące przedsiębiorstwo. Sprawie przyglądałem się z Michałem Majewskim od początku. Chwilami z niedowierzaniem, widząc, co się dzieje. Bo niektórzy główni bohaterowi nie mogli być odbierani poważnie. Słyszeliśmy także o artykułach prasowych, które miały lada dzień się ukazać. Nie chcieliśmy wchodzić w paradę znajomym dziennikarzom.

Kiedy kilka tygodni temu zawrzało, radio RMF podało, że w jednym z pokoi hotelowych w Trójmieście doszło do próby przekazania
urzędnikowi prawie 6 mln zł łapówki. CBA zatrzymało pięć osób. Postanowiliśmy sprawdzić na miejscu, co się takiego wydarzyło
i opisać sprawę. Zwłaszcza że w trakcie kilkunastu miesięcy przeprowadziliśmy dziesiątki rozmów, poznaliśmy dziesiątki stenogramów zeznań, zawiadomień i innych dokumentów związanych z tą historią. Dziś nie mamy wątpliwości: sprawa kłótni o marchewkowy biznes nie jest błahostką, bo pokazuje, jak działa u nas państwo, a raczej jak nie działa. Jeden z rozmówców mówi, że ta sprawa nadaje się na Komisję Śledczą. I wydaje się mieć rację. Dlaczego?

Bo służby i prokuratura nie są bezstronne w tej sprawie, walczą ze sobą. Przy tym mamy do czynienia z notorycznym powoływaniem
się na wpływy osób z pierwszych stron gazet. Lista nazwisk, którą podajemy w artykule „Trójmiejski układ zamknięty”, musi robić
wrażenie. I chyba tylko sejmowa Komisja Śledcza byłaby w stanie wreszcie wyjaśnić rolę, jaką odegrały w sprawie CBŚ, CBA, ABW,
prokuratora, politycy, prawnicy, doradcy i różnej maści załatwiacze. Inaczej będą rację mieli ci, którzy mówią: w Polsce trudno mówić
o wolnym rynku, demokracji i prawie, bo oto mamy do czynienia z rozbojem w biały dzień.
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...