Zaklęci we franku

Dodano:
Frankowcy, czyli osoby, które zaciągnęły kredyty we frankach szwajcarskich rozpoczęli batalię sądową. Na wokandach jest już kilka pozwów zbiorowych. W czerwcu na wokandę trafił pozew 2,2 tys. klientów Banku Millenium, jest pozew przeciwko Getin Bankowi. Na udział w pozwach zbiorowych jak do tej pory zdecydowało się ok. 5 tys. z ponad 600 tys. kredytobiorców. Nie jest to dużo, ale problem niewątpliwie jest. Największy mają osoby, które wzięły duże kredyty hipoteczne w latach 2007 –2008, kiedy za franka trzeba było zapłacić około 2 zł. Wtedy też banki udzielały najwięcej kredytów. Często dług biorących kredyty wzrósł nawet o 40 – 50 proc., gdy kurs franka poszybował w górę.
Frankowcy twierdzą, że zawierając umowy nie byli świadomi, że to tzw. produkty toksyczne, o wysokim ryzyku. Ich zdaniem banki ukrywały przed nimi prawdę. W dodatku doradcy często dorzucali im tzw. polisolokaty, które dobijały ich poturbowane przez rosnący kurs franka domowe budżety. Ci którzy jest likwidowali, bo nie było ich po prostu stać na wpłaty, tracili prawie cały zgromadzony kapitał. Banki tłumaczyły, że wszystko to było w umowach i kto czytał ten wie. Jednak część z zapisów w tych umowach została później zakwestionowana przez UOKiK.

Spór jest zawiły i nie do końca wiadomo, kto zawinił. Banki z pewnością korzystały z asymetrii informacji. Sprawę opisał przed laty George Akerlof, za co później dostał Nobla. Na niektórych rynkach asymetria nie stanowi problemu (np. gdy kupujemy owoce na targowisku, łatwo możemy się przekonać o ich jakości, a nierzetelni sprzedawcy natychmiast tracą klientów), ale już na rynku kredytów mamy do czynienia z asymetrią: biorący kredyt może nie otrzymać wszelkich informacji i nie wiedzieć co kupuje. Akerlof dowiódł, że sprzedawcy trefnego towaru działają na szkodę całej gospodarki, bo eliminują rzetelnych sprzedawców z rynku. Tak też było w 2007 r., kiedy to frank, notowany historycznie nisko w stosunku do złotówki (można więc założyć, że banki wiedziały, że ten stan statystycznie rzecz biorąc nie powinien się utrzymać długo) wypierał kredyty w złotówkach. We frankach można było wziąć więcej, a sprzedawca dostawał większą prowizję. Wielu z nich nie zależało na przestrzeganiu a na namawianiu klientów. Wielu klientów, którzy wystrzegają się ryzyka mogło więc skończyć z kredytem we frankach w kieszeni.

W sytuacji asymetrii informacji rynek nie działa. Potrzebny jest regulator. KNF jednak początkowo nie robił nic, dopiero po latach ograniczył możliwość brania kredytów we frankach. A powinien działać odwrotnie! Trzeba było go zabraniać, kiedy frank był tani. Teraz mamy sytuację, że ceny mieszkań spadły (co też uderza we frankowców), a możliwość wzięcia kredytu jest coraz bardziej ograniczana. Mimo, że RPP obniżając stopy procentowe chce je wyraźnie pobudzić. Jedna instytucja robi swoje, druga swoje. I nie wiadomo co gorsze. Jedno jest pewne. Frankowcy mają prawo czuć się oszukani, muszą to jednak jeszcze udowodnić. A to patrząc na polskie sądy może być trudne.
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...