Biurokracja śmierci

Dodano:
Nie lubię 1 listopada. Bo zawsze wtedy nachodzi mnie refleksja. Gdzie mnie zastanie to święto za rok. Tu? Czy Tam?
Nie. Nie wpisuję się w sentymentalny ton i wspomnienia zmarłych. Zupełnie przyziemny problem. Co można zrobić z tym, co po nas zostanie? A właściwie, czego zrobić nie można? W ubiegłym roku w Sejmie toczyła się batalia o "uwolnienie" ludzkich prochów. Wszak po potraktowaniu ciała zmarłego temperaturą ponad 700 stopni Celsjusza, to, co zostaje, nie stanowi żadnego zagrożenia. Ani dla ludzi, ani dla środowiska. Ot, realizacja biblijnej maksymy: z prochu powstałeś i w proch się obróciłeś. Chemicznie - też bez rewelacji. Trochę banalnych związków i pierwiastków. Dlaczegóż więc jakiś państwowy biurokrata lepiej wie, co robić z tą garścią prochu po mnie?

Tylko na filmach możemy zobaczyć urny z prochami bliskich stojące tam, gdzie lubili siedzieć najbardziej. Gdy jeszcze żyli. Tylko obcokrajowiec może nosić na palcu pierścień z diamentem z prochów najbliższej osoby. I tylko za granicą można prochy zmarłego, ot tak, rozsypać. W ogrodzie. Na łące. W morzu. Pamiętam wzruszający film. Gdy żona prochy zmarłego męża rozsypała pod Jego ulubionym drzewem. By cząstka tego co zostało - żyła. W pniu, liściach, korzeniach. Jeszcze przez wiele lat. To wszystko jest możliwe. Tylko nie w Polsce.

Polskie prawo jest nieubłagane dla zmarłych i ich prochów. Tylko na cmentarzu! Tylko w urnach! I tylko w wyznaczonych miejscach! A ja w imieniu swoich przyszłych prochów protestuję! Nie wiem, czy mogę powiedzieć, że będą one wtedy moją własnością. Ale na pewno to ja mam prawo decydować, co z nimi zrobić. Dlatego jestem za "uwolnieniem" ludzkich prochów.
Sejmowa debata sprzed roku o zmianie ustawy o cmentarzach i chowaniu zmarłych zakończyła się porażką... zmarłych. Zapisy ograniczające swobodne dysponowanie prochami przez rodziny nie zmieniły się. Dlaczego? Nie wiem. Może odpowiedzią jest wartość rynku usług pogrzebowych w Polsce. To potężny biznes, szacowany na 1,5 miliarda złotych rocznie. Plus opłaty za miejsca na cmentarzach. Niekiedy wyższe niż wynajem luksusowego apartamentu. A może przeszkodą jest tradycja. Wszak w Polsce byłoby pewną ekstrawagancją trzymać babcię na kominku (pamiętacie: "Poznaj mojego tatę" z Robertem de Niro). Tak czy siak, warto tę bardzo starą ustawę, bo aż z 1959 roku, zmienić. Bo czasy też się zmieniają. Ja pamiętam takie, w których nawet z kremacją był kłopot. A dziś prawie nikogo to nie gorszy.

Liczę więc na przychylność rządzącej większości. I na sprawność aparatu władzy. By moje prochy można już było rozsypać zupełnie legalnie. Gdziekolwiek. Bo co mi po nich. Choć oczywiście nie spieszę się, by zamienić to co mam, na to, co po mnie zostanie.
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...