Górnicy, poddajcie się!

Dodano:
W Polsce mamy wiele przykładów udanej naprawy państwowych bankrutów. Podobnie mogłoby być z kopalniami. Gdyby tylko ktokolwiek tego chciał.
Kiedy Tomasz Zaboklicki kupował udziały w zadłużonych Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego, spółka nie miała za co zapłacić rachunków za światło i gaz. O wypłatach dla pracowników nie wspominając. Udziały w państwowym bankrucie kupił wraz z kilkoma kolegami. Pod zastaw swoich domów i prywatnych samochodów.

Nie było łatwo. Pozbycie się nierentownych spółek, wyprzedaż nieruchomości, redukcja zatrudnienia o dwie trzecie. - To były trudne czasy, ale wtedy nawet każdy związkowiec rozumiał, że nie ma odwrotu. Albo restrukturyzacja, albo wszyscy lądujemy na bruku. - wyznał mi w jednym z wywiadów. Dzisiaj Pesa, czyli dawne ZNTK, celuje w ponad 2 mld zł przychodów. Jej pociągi jeżdżą po torach Włoch, Czech, Białorusi, Ukrainy i Niemiec. Deutsche Bahn kupiło od bydgoskiej spółki 470 nowoczesnych pociągów za 5 mld zł. To był kontrakt stulecia.

Podobnie było u Wojciecha Balczuna, byłego już prezesa PKP Cargo. Kiedy na początku 2008 r. zasiadł w fotelu prezesa, firma była w stanie totalnego rozkładu. Stary, sypiący się tabor, rozdmuchane zatrudnienie, prawie 180 mln zł straty. W wywiadzie wspominał, że nikt nie był w stanie nawet zorganizować spotkania zarządu. Nikt nie wiedział, które oddziały firmy są rentowne, a które przynoszą straty. Nikt nie potrafił ruszyć ani jednego pracownika wyższego szczebla, bo cała spółka była jedną wielką przechowalnią dla partyjnych kolegów.

Balczun jeździł po zakładach PKP Cargo w całej Polsce i rozmawiał bezpośrednio z pracownikami. Przedstawiał im wyniki finansowe: albo restrukturyzacja i tysiące osób zachowa pracę, albo bankructwo i na bruku lądujemy wszyscy.

- Rozmowy nie były łatwe. Bywało ostro, ale potrafiliśmy znaleźć wspólny kompromis. Uratowaliśmy PKP Cargo, a wspólny wysiłek nie poszedł na marne – przyznają dzisiaj związkowcy.

Balczun z ich zgodą zwolnił ponad 20 tys. pracowników! Zaczął remontować tabor i kupować nowe lokomotywy. Zlikwidował nierentowne zakłady. Dzisiaj spółka zarabia 200 mln zł rocznie.

Podobnie było u Andrzeja Klesyka z PZU. W ciągu ostatnich czterech lat zwolnił ponad 5 tys. ludzi.

Odrzucając na bok te kilka tysięcy górników do zwolnienia warto pokazać jakie warunki zatrudnienia zgotowali im koledzy po fachu. Ci, którzy tak ochoczo przyłączyli się do protestów. Ci, którzy pójdą z nimi ramię w ramię na tory kolejowe, nawet pod Sejm albo dom premier Kopacz.

Pamiętam jak w zarząd Jastrzębskiej Spółki Węglowej informował, że do pracy jest tam gotowych 20 tys. osób. Ale żaden z młodych albo tych zwolnionych z innych kopalni górników pracy tam nie dostanie. Powód absurdalny. Miejsca pracy blokują górnicy, którzy mogliby już przejść na emeryturę. Mimo tego, że górnicze emerytury są najwyższymi wypłacanymi przez ZUS, (dwukrotnie przewyższają emerytury wypłacane nauczycielom czy kolejarzom) problem z upartymi pracownikami urósł do tego stopnia, że zarząd musiał zacząć specjalną akcję ,,Emeryt”. Po korytarzach firmy krążyły ulotki z symbolicznym obrazkiem: starszy górnik przekazuje lampkę górniczą młodszemu koledze. Chociaż całą akcję popierały nawet związki zawodowe JSW, to starsi pracownicy i tak byli nieugięci. Tak jak w przypadku restrukturyzacji, której nie chcą się poddać.



Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...