Dekalog Bessona

Dodano:
Rok temu informacja o zakończeniu kariery reżyserskiej przez Luca Bessona przeszła praktycznie niezauważona. Teraz protestują przeciw niej właściwie wszyscy.
Wszystko za sprawą jego najnowszego filmu "Artur i Minimki". Wcześniej z formą reżyserską Bessona było różnie. W 1997 roku zachwycił rozmachem "Piątego elementu" - niby w tej produkcji nie było niczego nowego, ale mieszanka różnych konwencji filmowych została poddana tak lekko i tak efektownie, że widzowie spadali z krzeseł z wrażenia. Od tamtej pory Besson zaczął się zsuwać po równi pochyłej. Jego "Joanna D'Arc" była pompatycznym zakalcem. Krytyka potępiała, widzowie głosowali nogami wychodząc z kin, więc na następny film Francuz kazał czekać aż sześć lat. Niewiele to pomogło, bowiem "Angel-A" okazała się wydumanym pseudodramatem o lekkim (i mało czytelnym) zabarwieniu egzystencjalnym.

Właśnie rok temu, przy okazji premiery "Angel-A" Besson oświadczył, że przestaje kręcić filmy. Zapowiedział, że po ukończeniu prac nad "Arturem i Minimkami", który jest jego dziesiątym pełnometrażowym filmem w karierze, poszuka sobie innego zajęcia. "Dziesiątka to dobra liczba, w końcu tyle jest przykazań" - wyjaśniał.

Wtedy wydawało się, że to świetna decyzja - reżyser sprawiał wrażenie wypalonego i wypranego z pomysłów. Jednak po "Arturze i Minimkach" każdy, kto tak myślał, musi odszczekać swe słowa. Besson w najnowszym filmie wraca do stylu, którym zaskakiwał w "Piątym elemencie". W tej animacji także nie ma niczego nowego, ale całość jest tak zwiewna i urocza, że przy końcowych napisach oniemiałym widzom ręce same składają się do oklasków. Na całe szczęście Besson zdecydował, że swe przejście w stan spoczynku odłoży i wcześniej nakręci drugą część "Artura...". Miło, gdy wielki artysta żegna się z publicznością z taką klasą.

"Artur i Minimki" ("Arthur et les Minimoys"), reż. Luc Besson, Francja/USA, 2006
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...