Dlaczego przeprowadzono akt dywersji? „Dwie wersje wydarzeń”
W niedzielę (16 listopada) rano jeden z maszynistów zgłosił nieprawidłowości w strukturze kolejowej na trasie Warszawa-Lublin. Jak się później okazało, w pobliżu stacji Polskich Kolei Państwowych w miejscowości Mika brakowało fragmentu torów. Wszystko wskazywało na to, że zostały one zniszczone poprzez zdetonowanie ładunku. Następnie, nieopodal tej lokalizacji, służby odnalazły drugi ładunek, który jednak nie wybuchł.
Anonimowy ekspert został niedawno zapytany przez Onet o to, dlaczego w miejscu, gdzie powstała wyrwa, prawie nie ma śladu po eksplozji. – To może oznaczać, że mamy do czynienia z fachowcami. (...) To [jak przebiegła akcja – red.] świadczy o precyzji, z jaką ją przeprowadzono. Cała siła została ukierunkowana na konkretny element – tak, żeby uszkodzić to, co powinno zostać uszkodzone – wyjaśniał. Coś jednak poszło nie tak, ponieważ zniszczenie nie było wystarczająco rozległe. Źródło portalu informowało zresztą nieoficjalnie, że feralnego dnia, po uszkodzonych torach, przejechało bez problemu 12 składów.
Ale co dywersanci właściwie chcieli osiągnąć w ten sposób? Co nimi kierowało?
ABW zakłada dwa scenariusze
Onet, powołując się na swoje źródła w służbach specjalnych, podaje, że obecnie, w postępowaniu, rozważane są dwie opcje.
– Na tę chwilę bierzemy pod uwagę dwie główne wersje wydarzeń. Według pierwszej – przygotowywany był zamach, który doprowadzić miał do wykolejenia pociągu, ale przeszkodził w tym błąd lub niechlujstwo zamachowców. Według drugiej – cała akcja miała na celu tylko wystraszenie społeczeństwa i pokazanie, że „Rosja już tu jest” – twierdzi nieoficjalnie anonimowy rozmówca portalu.
Redakcja przypomina, że śledztwo ws. aktów sabotażu (do drugiego z nich doszło w miejscowości Gołąb na Lubelszczyźnie, gdzie uszkodzona została sieć trakcyjna, a maszynista pociągu, na pokładzie którego było kilkuset pasażerów, musiał gwałtowanie hamować) prowadzone jest przez departament kontrwywiadu Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Prace przedstawicieli ABW nadzorowane są przez prokuraturę.