Kto "ciotą" wojuje od "penisa" ginie

Dodano:
"Lewicowość Palikota jest jak jego penis" - sztuczna - to zdanie wbrew pozorom nie padło w żadnym kiepskim kabarecie, ani w "Świecie według Kiepskich". Takimi merytorycznymi argumentami posługują się dziś polscy politycy występujący w poważnych (przynajmniej w teorii) programach publicystycznych.
Piotr Gadzinowski, bo to on jest autorem złotej myśli na temat związku między penisem Palikota a jego lewicowością, od lat znany jest z "niekonwencjonalnego" sposobu ubierania swoich myśli w słowa. Można byłoby więc wzruszyć ramionami i uznać, że taki już urok byłego posła - gdyby nie to, że to, co jeszcze niedawno było specyfiką Gadzinowskiego, dziś jest polityczną normą. Oto bowiem bohater bon motu o penisie i lewicowości kreujący się na przyszłego premiera Rzeczpospolitej albo, w najgorszym przypadku, jej prezydenta, nazywa urzędującego ministra sprawiedliwości "ciotą", a o liderze największej partii opozycyjnej mówi per "dziad przemawiający do nas zza grobu" i przepowiada mu rychłą śmierć fizyczną (sic!). Przy takich retorycznych popisach Niesiołowski z jego - odmienianymi przez wszystkie przypadki - "podłością" i "nikczemnością", jawić się może jako wyważony i spokojny polityk o barwnym języku. A Jacek Kurski - nazywany niegdyś buldogiem PiS-u - jest co najwyżej ratlerkiem. I to wyjątkowo spokojnym.

Jeśli Robert Biedroń poczuł się urażony tym, że Gadzinowski dywaguje na temat penisa lidera jego ugrupowania, po czym nazywa samego Biedronia "własnością Palikota" - to niech najpierw zastanowi się kto autoryzuje taki język w polskiej polityce. Janusz Palikot (wzorem Andrzeja Leppera) doszedł - jeszcze jako poseł PO - do wniosku, że nie jest ważne czy ma argumenty, czy ich nie ma. Ważne jest to, aby zaatakować przeciwnika poniżej pasa, bo wtedy ten - aby odpowiedzieć na atak - będzie się musiał schylić, a wtedy obaj znajdą się w parterze. A w parterze - wiadomo - wygrywa ten, kto mocniej szarpie za włosy i głębiej wbija się zębami w rękę przeciwnika. W tym zaś Palikot jest mistrzem.

Jarosław Kaczyński, Jarosław Gowin, Donald Tusk - żaden z nich do parteru z Palikotem schodzić nie zamierza. Ale już np. Leszek Miller od jakiegoś czasu walczy z Palikotem na takich warunkach ("naćpana hołota"...), a teraz - jak widać - w jego ślady idzie Gadzinowski. Za chwilę do bijatyki dołączą się pomniejsi polityczni chuligani zachęceni przez premiera-in-spe Palikota do ujawnienia swoich niskich instynktów. Skoro bowiem wolno Palikotowi - to czemu nie wolno im? I za chwilę określenie "penis" zostanie w poważnych programach publicystycznych zastąpione swoim odpowiednikiem zaczynającym się od litery "ch". I dopiero wtedy będzie się działo - media oszaleją ze szczęścia, polityczni chuligani trafią na czołówki gazet, a Palikot powie pewnie, że to dowód na zerwanie z pruderyjnym katolicyzmem.

Tylko niech ktoś mi wyjaśni - w jaki sposób Polska stanie się od tego lepsza?

O językowych ekscesach polskich polityków czytaj na Wprost.pl:

Palikot: gdy patrzę na Kaczyńskiego widzę dziada. On już jest martwy

"Lewicowość Ruchu Palikota jest jak penis Janusza Palikota - sztuczna"

Palikot obraża Gowina. "To katolicka ciota"

Miller o Ruchu Palikota: naćpana hołota

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...