Przed telewizorem

Dodano:
Pięknie pobiegła. Ostatnie 400 metrów to był jej popis. Długi krok, płynny, wyglądała jak gazela, jakby unosiła się w powietrzu… Ostatnie 400 metrów z tych 25 okrążeń stadionu. Wcześniej przez 24 kółka czaiła się za plecami Japonki, która biegła szybko, ale koszmarnym stylem. Stylem, który każdego innego doprowadziły do furii - a przynajmniej wybił z rytmu. A ona biegła o krok cofnięta, tym swoim gazelowatym krokiem – i nie dała się wybić.
I zaraz na początku 25 kółka włączyła turbodopalacz, wrzuciła piąty bieg – i tyle ją rywalki widziały. Chociaż próbowały gonić. Czas nie był jakiś rewelacyjny. Ale za to ten styl. W niedzielę Etiopka Tirunesh Dibaba wygrała bieg pań na 10 km podczas Mistrzostw Świata w lekkiej atletyce. Jej niefart polegał na tym, ze zaraz potem był finał 100 m panów i nawet jeżeli Usain Bolt biega przeciętnie, to setka, która trwa 10 sekund, jest sama w sobie wielkim show. A na oglądanie biegu na 10 km trzeba poświęcić przynajmniej pół godziny. I na dodatek – co to za show? Więc o sukcesie Bolta natychmiast poinformowały wszystkie serwisy. A o finiszu Dibaby – cisza. A przecież Bolt też był w sumie murowanym faworytem, więc wielkiego zaskoczenia ani niespodzianki też nie było.

No bo co tu pisać? I jak to oglądać? Jak oglądać maraton, który trwa – w wykonaniu zawodowych biegaczek – jakieś dwie i pół godziny. I niemal od startu aż po metę prowadzi jedna i ta sama zawodniczka. Najczęściej Kenijka. Albo Etiopka. A tu w sobotę – zaskoczenie. Włoszka. Nie jakoś specjalnie znana. Valeria Straneo. Ruszyła dość mocno - w 30-stopniowym popołudniowym upale było to nieco ryzykowne (brawa dla organizatorów za wyobraźnię, rozpoczynać maraton o godz. 14 miejscowego czasu…), dość szybko wyszła na prowadzenie i chociaż w połowie dystansu wyglądała na zmęczoną, a za plecami jej czaiła się cała grupa potencjalnych zwyciężczyń, to dopiero finisz Edny Kiplagat pozbawił Włoszkę złota. Ale srebro dowiozła, a konkurentki zostały daleko. Włoszka ma dwójkę dzieci i jest – jak donoszą serwisy – poważnie chora. Na igrzyskach w Londynie była ósma. W Moskwie druga. Ale kogo to interesuje.

Dwie i pół godziny… Mecz piłkarski trwa o godzinę krócej i na dodatek czasami strzelają bramki albo widowiskowo kopią się po kostkach, przewracają, szarpią za koszulki i spodenki. To dopiero jest widowisko! Ile emocji! Jakie napięcie! A nie taki bieg. Tylko biegną. Czasami złapią picie – i dalej biegną. Nie kopią się. Łokci pod żebra nie wsadzają. Nuda. Jak w „Rejsie”.
Marek Piwowski powinien nakręcić film „Maraton”. Albo polską wersję „Maratończyka”. Z amatorami, rzecz jasna. Żadnych zawodowców. Tylko droga, buty, nogi, przebitki na twarze. Zamiast kaowca – pacemaker. W charakterze krowy – przechodnie niezaangażowani. Do tego kierowcy. Tu miałabym kilka typów, kto mógłby zagrać wkurzonego kierowcę. Niestety, są to osoby publiczne, więc będzie bez nazwisk. Nie może też zabraknąć przechodniów pytających: a na ile ten maraton? Oczywiście są jeszcze kibice. Ich można potraktować jako element urozmaicający krajobraz. Zorganizowane występy artystyczne. A punkty nawadniające? Może jakieś kubeczki na łańcuchach? A, pardon, to Bareja, nie Piwowski.

I kamera od startu do mety. Czekająca na ostatnich, którzy dobiegną w limicie. Każdy grymas ich twarzy. Mielibyśmy filmową epopeję biegową. Albo dwie kamery. Oficjalna, z telewizyjnym logo - taka, na której widok człowiek od razu wyżej podnosi kolana i mimowolnie wydłuża krok, przybiera uśmiech numer 3 i opowiada, jak to mu cudownie. I druga. Ukryta w tłumie. Ta, która zarejestruje coraz dłuższe przerwy na marsz, zauważy, że stopy już ledwo odrywają się od ziemi, twarz się wykrzywia w grymasie, a kark i barki są sztywne z bólu.

Tak, to na pewno byłoby ciekawsze. To nawet mogłoby się sprzedać. Może nawet obejrzeć. Bo ludzkie słabości fajnie się ogląda. Dlatego ludzie tak lubią tę piłkę. Zawsze się na boisku znajdzie jakiś taki z małą nadwagą, niefajny, kopiący po kostkach i łapiący za koszulki. A ci biegacze to jacyś dziwni są. Jakby z innej materii. I tylko biegną. Jeszcze setka - Bolt. Bolt jest fajny, bo robi show, 10 sekund biega, to nawet krócej niż porządne ziewnięcie. Ale ta reszta? No przecież ile można biegać w kółko? I jeszcze telewizja ma to pokazywać?

Dzięki Bogu i IAAF za Mistrzostwa Świata. Przynajmniej niektóre telewizje od czasu do czasu muszą pokazać te 25 kółek na bieżni. I ten maraton pań, co to trwa dłużej niż mecz. A zatem – najbliższy tydzień. Ba, nawet spacerki pokazują… 20 km, 50 km… Spieszmy się oglądać mistrzostwa, zanim się skończą - następne dopiero za dwa lata.
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...