Cezary Pazura dla „Wprost”: Boję się, że przestały nami rządzić partie, a zaczęli aktywiści

Cezary Pazura dla „Wprost”: Boję się, że przestały nami rządzić partie, a zaczęli aktywiści

Cezary Pazura
Cezary Pazura Źródło:Arkadiusz Wiedeński
Aktywista coś krzyknie i wszyscy na wszelki wypadek się kryją. Nie. Nie możemy poddawać się naciskom tych, którzy chcą nam mówić, jak mamy żyć. Ja wiem, jak mam żyć, nie potrzebuję akurat z ich strony uwag na ten temat. Mam 61 lat, przeżyłem życie godnie i mam zamiar żyć tak samo, nie zmieniać tego. Uważam, że głos należy oddać autorytetom – mówi Cezary Pazura.

Katarzyna Burzyńska-Sychowicz „Wprost”: Druga edycja programu „LOL” na Amazon Prime Video w przygotowaniu. Jak odnajdywał się pan w roli prowadzącego, który jako jedyny mógł się bezkarnie śmiać?

Cezary Pazura: Rzeczywiście czułem się tam gospodarzem, miałem do dyspozycji swój pokój, swoją reżyserkę, gdzie miałem podgląd z wielu kamer i mogłem sobie podpatrywać uczestników w akcji. Czułem się swobodnie i fajnie, ale z biegiem czasu, jak patrzyłem na kolegów, jak dają czadu, występują i mają swoje popisy, to zacząłem im zazdrościć, że jestem po drugiej stronie i mogę tylko komentować, śmiać się i łapać ich na wykroczeniach. Odezwał się we mnie wieczny showman, bo ja przecież trzydzieści parę lat występowałem na estradzie, też się wygłupiałem, grałem w komediach, więc trochę mi tego brakowało w tamtej sytuacji, ale z drugiej strony, gdybym coś źle wykonał, byłoby mnie za co skrytykować, a jako gospodarz miałem najwygodniejszą pozycję – najtrudniejszy do zwolnienia (śmiech).

Jakie poczucie humoru mają Polacy, jak ono się zmieniało na przestrzeni czasu?

Jeśli chodzi o poczucie humoru, zawsze byliśmy na wysokim poziomie. Może dlatego, że była komuna, była cenzura, którą trzeba było ominąć, więc żart był konstruowany inteligentnie, zawsze był dwuznaczny, to zmuszało twórców do wspięcia się na wyżyny dowcipu, skojarzenia, czasami absurdu czy abstrakcji. Nauczyliśmy się także odbioru takiego żartu, byliśmy w tym wyjątkowi.

Polakom zawsze podobał się humor angielski, humor Monty Pythona czy Jasia Fasoli. W pewnym momencie zafascynował nas stand up, który przyszedł z Ameryki, czyli brak jakichkolwiek ograniczeń, możliwość mówienia do widzów w pierwszej osobie, wprost, używanie wulgaryzmów – ten nowy rodzaj sztuki wszedł na estradę i święci triumfy.

Nasze poczucie humoru, w mojej ocenie, zmieniało się przez ostatnie 30 lat. Przeszliśmy też epokę „discopolową”, czyli humor rubaszny i prosty, którego ja nie lubię. Wychowałem się na Kabarecie Starszych Panów, Kabarecie Olgi Lipińskiej, Zenona Laskowika czy Jana Pietrzaka, który kiedyś był w wyśmienitej formie i stworzył świetny kabaret z wybitnymi aktorami, takimi jak Piotr Fronczewski czy Wojciech Pszoniak.

Żyłem w świetnych czasach dla kabaretu, ponieważ był zabroniony, a zakazany owoc smakuje najlepiej.

Wszyscy robiący kabaret, musieli uciec przed karą, ominąć cenzurę, bo kiedyś za żart polityczny można było pójść za kratki. W tej chwili można się kabaretowo znęcać nad politykami i nie ponosi się żadnych konsekwencji. Wszystko jest uliczne i cyniczne, często bez kultury – tego nie lubię.

Były żarty, że Urban ma duże uszy. I co z tego? Ja to widzę. Taki żart kompletnie mnie nie śmieszy.

Artykuł został opublikowany w 29/2023 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.