Limit zabójczy dla gospodarki
Niezadowolona z przyznanego ostatecznie limitu 208,5 mln ton Polska po dwóch miesiącach zaskarżyła decyzję przed sądem w Luksemburgu. Argumentowała, że jej wdrożenie spowoduje "poważną i nieodwracalną szkodę dla polskiego przemysłu" i "prawdopodobnie zmusi wiele przedsiębiorstw do zakończenia działalności". We wniosku do Luksemburga polski rząd szacował, że rocznie koszty zakupu przez zainteresowane przedsiębiorstwa dodatkowych kwot emisji wyniósłby ok. 180 mln euro, co "obniży konkurencyjność względem innych przedsiębiorstw". Zdaniem sądu, KE nie uzasadniła w wystarczającym stopniu, dlaczego jej zdaniem wyliczenia przedstawione przez Polskę są złe.
KE nadużywa swojej władzy
- Komisja Europejska naruszyła prawo, odrzucając krajowy program rozdziału emisji z uzasadnieniem, które sprowadza się do wskazania, iż istnieją wątpliwości co do wiarygodności wykorzystanych danych - wskazali sędziowie w orzeczeniu. Dodali, że KE nie ma prawa dowolnie kwestionować obliczeń rządu, który zgłasza propozycję i zastępować ich własnymi danymi. Ich zdaniem, arbitralnymi decyzjami KE chciała przypisać sobie "centralną rolę" w opracowywaniu krajowych planów, czego nie przewidują unijne dyrektywy. - Konsekwencją takich decyzji jest wkroczenie w zakres wyłącznej kompetencji, którą dyrektywa przyznaje państwom członkowskim w zakresie określenia całkowitej liczby uprawnień, jaką zamierzają rozdzielić w odniesieniu do każdego z pięcioletnich okresów liczonych od 1 stycznia 2008 roku - uzasadniali wyrok sędziowie.
W trosce o środowiskoUstalając limity emisji dla poszczególnych krajów, KE chciała zwiększyć popyt na prawa do emisji CO2 i skłonić firmy do handlowania otrzymanymi uprawnieniami. Unijny system zakłada, że przedsiębiorstwa, które wyczerpały swój limit, muszą dokupić kwotę na rynku albo zmienić technologię na bardziej przyjazną środowisku i w ten sposób ograniczyć emisję dwutlenku węgla.
PAP, arb