Życie po euro, czyli grecka tragedia

Życie po euro, czyli grecka tragedia

Dodano:   /  Zmieniono: 5
Tym razem jeszcze się udało - w 2011 roku strefa euro się nie rozpadła. Czy jednak wspólna waluta przetrwa kolejny rok? Na horyzoncie już teraz widać ogromne problemy - a przecież mamy dopiero początek stycznia. Murowanym kandydatem do rozwodu ze strefą euro wydaje się kraj Achillesa i Zeusa. I nawet mityczni herosi nie byliby dziś w stanie uratować euro dla Greków. Co będzie, jeśli Ateny będą musiały powrócić do drachmy?
Zaledwie dwa miesiące temu Lord Simon Wolfson zaproponował 250 tysięcy funtów dla ekonomisty, który opracuje teoretyczny model wyjścia ze strefy euro. Nagroda ogromna, ale chętny wciąż się po nią nie zgłosił, bo rozwiązanie tego problemu wcale nie jest takie proste. Nie wystarczy bowiem przestawić mennicę na bicie narodowej monety i przeliczyć z powrotem euro na drachmy. Dlaczego? Ano dlatego, że takie posunięcie miałoby tragiczne skutki dla greckiej gospodarki. Drachma natychmiast znacznie straciłaby na wartości. Wszak żaden kierujący się chłodną logiką inwestor nie chciałby mieć w portfelu waluty kraju, który nie spłaca swoich zobowiązań. W konsekwencji Grecja nie byłaby w stanie kupić czegokolwiek za granicą - a samowystarczalna przecież nie jest. Import stałby się nieopłacalny do tego stopnia, że w kraju zaczęłoby brakować wielu niezbędnych produktów. Grecy zostaliby zmuszeni m.in. do odkrycia nowego źródła energii, której nie mogli jej kupować od sąsiadów. Z drugiej jednak strony warto pamiętać, że wymyślenie fundamentalnych zasad geometrii poszło starożytnym Grekom całkiem sprawnie, więc być może również zmuszenie współczesnych Greków do umysłowego wysiłku wyszłoby całemu światu na dobre?

Tania drachma sprzyjałaby za to eksportowi. Niestety potrzeby kapitałowe byłyby tak duże, że Grecy musieliby wyprzedawać swój majątek w tempie ekspresowym. Po kilku miesiącach takiego gospodarowania trudno byłoby znaleźć w Grecji choć jedną oliwkę czy butelczynę ouzo, która nie trafiłaby do Berlina, Warszawy czy Pragi, gdzie można byłoby je kupić za bezcen.

Powrót do drachmy nie rozwiązałby też problemu greckiego długu, który wciąż byłby przeliczany z euro. Zobowiązania potomków Pitagorasa natychmiast powiększyłyby się kilkakrotnie, a ich spłata trwałaby wieki. 

Na szczęście dla Greków UE poświęciła w ostatnich miesiącach zbyt dużo czasu i pieniędzy na ratowanie Aten, aby teraz – bez walki – pozwolić Grecji na tak tragiczny epilog.