Paweł Majewski, prezes Enea dla „Wprost”: Bezpieczeństwo energetyczne to nieustanna, codzienna praca rzecz Polski

Paweł Majewski, prezes Enea dla „Wprost”: Bezpieczeństwo energetyczne to nieustanna, codzienna praca rzecz Polski

Paweł Majewski, prezes Enea
Paweł Majewski, prezes Enea Źródło:Enea
Szantaż energetyczny, wojna za wschodnią granicą, a także polityka klimatyczna Unii Europejskiej. Polska energetyka przeżywa trudny czas. Jak spółki radzą sobie z zapewnieniem bezpieczeństwa energetycznego kraju? O kluczowe wątki zapytałem Pawła Majewskiego, prezesa Grupy Enea.

Marcin Haber, Wprost.pl: Biorąc pod uwagę kontekst, w którym się znaleźliśmy, czyli nie tylko pełnoskalową wojnę za wschodnią granicą, ale także poprzedzający ją szantaż energetyczny, jak ocenia Pan poziom bezpieczeństwa energetycznego Polski?

Paweł Majewski, prezes Enea: Nie jest tajemnicą, że inwazja militarna Rosji na Ukrainę w lutym ubiegłego roku była poprzedzona celowymi działaniami, obliczonymi na zdestabilizowanie rynku energii. Pamiętamy m.in. kilkunastokrotny wzrost cen gazu na przestrzeni od jesieni do zimy 2021 roku. Następnie nastąpiło całkowite odcięcie Europy od dostaw gazu z Rosji. Trudna sytuacja zapanowała także na rynku innych węglowodorów, w tym głównie węgla.

Z tym wszystkim w Polsce poradziliśmy sobie dobrze. Od dłuższego czasu wiodące, kontrolowane przez Skarb Państwa spółki energetyczne wspólnie z rządem przygotowywały się do zrealizowania scenariusza, którego celem było uniezależnienie się od dostaw surowców energetycznych z Rosji. W sposób bezpieczny i stabilny zapewniliśmy funkcjonowanie systemu. Nie było żadnych poważnych zakłóceń dla odbiorców, czy to indywidualnych, czy przemysłowych. W tym zakresie to bezpieczeństwo podtrzymaliśmy z pełną konsekwencją.

Należy jednak podkreślić jedną rzecz: bezpieczeństwo energetyczne to nieustanna, codzienna praca, a w pewnym sensie nawet służba spółek energetycznych, rządu, pełnomocnika rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, Ministerstwa Klimatu i Środowiska, Ministerstwa Aktywów Państwowych, nadzorującego spółki energetyczne, czy prezesa Urzędu Regulacji Energetyki.

To jest codzienne zaangażowanie w pracę grup energetycznych, które w większości są zintegrowane pionowo. To przecież nie tylko sprzedaż energii do odbiorcy końcowego, ale także wydobycie surowca, wytwarzanie i dystrybucja.

Jak Pan już wspomniał, jednym z głównych elementów szantażu energetycznego było najpierw ograniczenie, a później całkowite odcięcie przez Rosję dostaw gazu do Europy. Gazu, który przez Komisję Europejską został uznany za paliwo przejściowe w drodze do energetyki w pełni zeroemisyjnej. Czy dla Enei, która zainwestowała właśnie w wytwarzanie z tego surowca, ta droga stała się trudniejsza?

Polska, dzięki postawie rządu – tutaj trzeba wspomnieć ministra Piotra Naimskiego – zabezpieczyła się na taką ewentualność. Przewidywaliśmy konieczność odejścia od dostaw gazu z Rosji. Zainwestowaliśmy w interkonektory graniczne z Litwą, czy Słowacją, ale także w dwa najważniejsze elementy tej infrastruktury, czyli Baltic Pipe i gazoport w Świnoujściu. Tylko te dwa projekty odpowiadają za znaczną część zapotrzebowania Polski na gaz. To surowiec zupełnie niezależny od kierunku wschodniego. Z jednej strony to skroplony gaz LNG, który możemy pozyskiwać z całego świata, a z drugiej to gaz z Norweskiego Szelfu Kontynentalnego, przesyłany drogą rurociągową.

W Kozienicach w miejsce wygaszanych ośmiu bloków węglowych o mocy 200 MW planujemy postawić bloki gazowe. W tej chwili trwa jeszcze dialog techniczny, ale rozważane są warianty trzy razu po 700 MW, lub dwa razy 1100 MW.

Mamy też już porozumienie z Gaz-Systemem, który tego rodzaju inwestycję gazową będzie musiał zasilić w paliwo. Co ważne, nowoczesne jednostki będą również przystosowane do współspalania wodoru.

Jak ta trudna sytuacja na rynku gazu wpłynęła na jego ceny dla wytwórców energii? Czy nadal jest drogo, czy inwestycje, o których Pan wspomniał, sprawiły, że te szoki nie były tak duże?

W ramach tego sztucznie wywołanego przez Rosję kryzysu w pewnym momencie mieliśmy dramatyczny poziom cen gazu. Dzięki działaniom polskiego rządu te ceny nie zostały przeniesione na odbiorców. Ciężar tych podwyżek wzięły na siebie spółki energetyczne. Osłona w ramach rządowej tarczy, którą zapewniło państwo, szczególnie tym najbardziej wrażliwym odbiorcom, spowodowała, że rajd na rynku cen gazu, a co za tym idzie także energii, nie dotknął bezpośrednio konsumentów.

Ceny gazu spadają. Dzieje się to między innymi dlatego, że sytuacja na giełdach w Europie się uspokoiła. Pojawiły się realne możliwości sprowadzania surowca z innych kierunków i luka, która powstała gwałtownie, wskutek odcięcia dostaw z Rosji, została uzupełniona. To w naturalny sposób spowodowało, że cena gazu stała się rynkowa.

Trzeba pamiętać o tym, że to właśnie cena gazu determinowała cenę energii elektrycznej, gdyż tak działa system, który kształtuje ceny na giełdzie. Najwyższa cena surowca energetycznego, wpływała na finalny poziom ceny prądu. To był problem, z którym zmagaliśmy się wszyscy.

Konsekwencje nadal trwają, gdyż energia nadal jest droga. Jest tak również dlatego, że , dociskając nas niejako do ściany w zakresie polityki klimatycznej, nie zważa na to, że mamy diametralnie inną sytuację niż kraje Europy Zachodniej. U nas 70 proc. energii nadal wytwarza się z węgla. W związku z tym także obciążenie koniecznością opłat za emisję CO2 jest duże. Przypomnę, że w tym roku opłaty za emisję przekroczyły barierę 100 euro za tonę. Jeszcze kilka lat temu, to było kilka euro. To niesamowicie obciąża koszt produkcji energii.

Ceny na rynku surowców się stabilizują, ale czy koszt wytwarzania energii jest nadal droższy od realiów przedwojennych?

Przed nami bardzo duże inwestycje w źródła energii, które mają zapewnić tanią produkcję. One wymagają jednak potężnych nakładów finansowych. Są to chociażby inwestycje w farmy wiatrowe, instalacje fotowoltaiczne, a w przyszłości także w atom. Po to, aby mieć energetykę zeroemisyjną, oddychać czystym powietrzem i móc produkować tani prąd w sposób stabilny, musimy zainwestować ogromne środki.

Chodzi o wkład finansowy nie tylko w same źródła wytwarzania energii, ale przede wszystkim w modernizację i rozwój sieci elektroenergetycznej. Dotychczas była ona zbudowana w taki sposób, aby dostarczać prąd z elektrowni do odbiorców. Był to klasyczny model przepływów jednokierunkowych. W tym momencie mamy do czynienia z sytuacją, gdy tylko na naszym obszarze dystrybucyjnym, obejmującym około 20 proc. kraju, mamy przyłączonych blisko 160 tys. instalacji. Jest to głównie fotowoltaika. Tylko w zeszłym roku do sieci dołączyły tego typu instalacje na moc 1,1 GW, a łącznie jest to już 4,7 GW. To tak, jakbyśmy nagle mieli 160 tysięcy małych elektrowni.

Żeby to zobrazować, bardzo upraszczając, powoduje to, że ten prąd w sieci zaczyna płynąć w przeciwnym kierunku, niż do tej pory. Ta sieć musi więc zostać zmodernizowana, żeby przejść do skutecznie funkcjonującego modelu przepływów dwukierunkowych. Tym się charakteryzuje nowoczesna energetyka. Wymaga to jednak bardzo dużych nakładów inwestycyjnych. Szacujemy, że ponad ⅔ naszego capexu w ciągu najbliższych 20 lat, to będą właśnie wydatki na modernizację sieci. Zgodnie z naszą strategią, do 2040 roku planujemy zainwestować około 60 miliardów złotych, czyli kwotowo na sieć przeznaczymy około 40 miliardów złotych.

Ale duże zmiany mają nastąpić także w technologiach wytwarzania. Kiedy zdecydowaliście się na modułowe reaktory jądrowe i czy jest już plan na to, ile SMR-ów chcecie zbudować?

Jest za wcześnie, aby mówić o konkretnej liczbie, czy lokalizacjach , ale w grupie Enea dostrzegamy fakt, że zeroemisyjna produkcja energii w Polsce nie będzie właściwie możliwa bez energetyki jądrowej. W naszej ocenie, oprócz planowanych dużych elektrowni jądrowych, jest także miejsce na małe modułowe reaktory jądrowe.

One są rozwijane przez kilka wiodących firm na świecie i te projekty są na różnym etapie rozwoju. My skupiamy się głównie na rozwiązaniach amerykańskich. Celujemy w niszę reaktorów do kilkudziesięciu megawatów. Wierzymy, że wdrożenie takiej technologii otworzy możliwość zlokalizowania rozproszenia wielu takich instalacji, tam gdzie będą najbardziej potrzebne. Mogą mieć one też zastosowanie w ciepłownictwie, które także musi stać się zeroemisyjne.

Jeśli te technologie będą na tyle dojrzałe, aby je wdrażać, to pewnie rozpoczniemy od swoich lokalizacji, gdzie obecnie mamy elektrociepłownie, czyli Białystok, Piła i Oborniki.

Ale droga do zeroemisyjności, to nie tylko atom. Co jeszcze planujecie?

Oprócz wspomnianego gazu, który jest źródłem o połowę mniej emisyjnym od węgla, analizujemy także kolejną przyszłościową technologię, czyli wytwarzanie zielonego wodoru. Wszystkie projekty źródeł odnawialnych, które rozwijamy, czyli fotowoltaika i farmy wiatrowe, analizujemy także pod kątem przyszłego wytwarzania zielonego wodoru w procesie elektrolizy. Jak już wspomniałem, również „gazowe” Kozienice będą miały możliwość współspalania wodoru.

To muszę zadać pytanie, od którego w obecnej sytuacji raczej nie da się uciec. Enea nadal korzysta z konwencjonalnych źródeł energii, jak ocenia Pan sytuację związaną z kopalnią Turów i czy tego typu wydarzenia przyspieszają realizację strategii przechodzenia do źródeł bardziej ekologicznych?

To, co dzieje się w Turowie, to niezwykle bulwersująca sytuacja. W prawdzie nie jest to kompleks pracujący w zasobach naszej grupy, ale myślę, że dla całej branży energetycznej wyrok TSUE i WSA jest skandaliczny.

W obliczu wojny, od której zaczęliśmy naszą rozmowę i szantażu energetycznego, dostajemy od TSUE i administracji unijnej cios w plecy. Jest on niestety wsparty wyrokiem krajowego sądu administracyjnego. Polega on na tym, aby ograniczyć możliwość wytwarzania energii z polskich tanich surowców. Turów wytwarza w sposób stabilny 8 proc. energii elektrycznej w Polsce. Tego na obecnym etapie nie zastąpią żadne źródła odnawialne.

Trzeba podkreślić, że to działanie ma także podłoże finansowe. Energia, której nie wyprodukuje Turów, będzie musiała być kupiona z zagranicy, najpewniej z Niemiec. Przypomnę, że niedaleko Turowa, tylko po drugiej stronie granicy i z Niemcami i z Czechami, działa dziewięć podobnych kompleksów. One są większe od Turowa i produkują energię w ten sam sposób. Zatem będzie bardzo prawdopodobne, że energię, którą jako Polska będziemy kupować z Niemiec, będzie pochodzić… z elektrowni na węgiel brunatny. Zatem jest oczywiste, że mamy do czynienia z decyzją polityczną i można się dziwić, że wspiera ją także opozycja w Polsce.

Ucieczką od tego typu sytuacji jest zabezpieczenie innej podstawy w miksie energetycznym?

Kierunkiem, który będzie w stanie te źródła wytwórcze oparte o działanie sił przyrody, czyli fotowoltaikę i wiatraki, ustabilizować byłoby wdrożenie na szeroką skalę technologii magazynowania energii. Dostrzegamy to i planujemy wdrażać również tę technologię.

Dopóki nie będziemy mieli rozwiniętych magazynów i energetyki jądrowej, to źródła konwencjonalne cały czas będą nam potrzebne.

Czytaj też:
Nowy program grantowy Fundacji Enea: 600 000 zł dla Kół Gospodyń Wiejskich i Ochotniczych Straży Pożarnych
Czytaj też:
Grupa Enea: misja transformacji polskiej energetyki