Gwardia Wrocław na skraju upadku. Prezes klubu: Opadły mi ręce

Gwardia Wrocław na skraju upadku. Prezes klubu: Opadły mi ręce

Łukasz Tobys
Łukasz Tobys Źródło:Archiwum Gwardii Wrocław
Łukasz Tobys pod koniec lipca opublikował za pośrednictwem Gwardii Wrocław oświadczenie, z którego wyniknęło spore zamieszanie. Prezes siatkarskiej legendy ogłosił, że klub ze stolicy Dolnego Śląska jest w ogromnych opałach. Specjalnie dla „Wprost” szef Gwardii zdradził m.in. czy klub po wielu dekadach zniknie ze sportowej mapy.

Gwardia Wrocław to bardzo zasłużony klub dla polskiej siatkówki. Gwardia, choć swoje największe sukcesy święciła w latach 80. XX wieku (m.in. trzy tytuły MP, brązowy medal dzisiejszej Ligi Mistrzów), w ostatnich dziesięcioleciach z powodzeniem zajmowała się głównie szkoleniem młodzieży. Jednym z największych talentów wywodzących się z Gwardii jest Maciej Muzaj. Atakujący PSG Stali Nysa właśnie we Wrocławiu stawiał swoje pierwsze siatkarskie kroki. Wyliczanka może zawierać także Jakuba Jarosza (obecnie GKS Katowice), Marcela Gromadowskiego (m.in. mistrz Europy z 2009 roku) czy Krzysztofa Rejno (Asseco Resovia Rzeszów).

Czy wrocławski klub znajdzie środki na dalsze funkcjonowanie? Z pewnością żal byłoby, żeby taka firma zniknęła z mapy polskiej siatkówki. Gwardziści w poprzednim sezonie dotarli do półfinału gry o PlusLigę. Ostatecznie przegrali z Exact Systems Norwid Częstochowa, który zwyciężył również w finale i będzie beniaminkiem w elicie.

Rozmowa z Łukaszem Tobysem, prezesem siatkarskiej Gwardii Wrocław

Maciej Piasecki („Wprost”): Na początku muszę wyjaśnić czytelniczkom i czytelnikom, że mam za sobą wiele lat pracy dla Gwardii i leży mi na sercu dobro wrocławskiej siatkówki. A my znamy się ponad dekadę.

Łukasz Tobys (prezes i współwłaściciel siatkarskiej Gwardii Wrocław): Tak, to prawda. Dobrze wspominam ten czas.

Ale odkładamy to dzisiaj na bok. Bo sytuacja jest poważna i czas na trudne pytania.

Dokładnie. Bo jak dobrze wiesz, budowanie klubowej siatkówki w Polsce, paradoksalnie, to jest twardy kawałek chleba. A w przypadku Gwardii Wrocław nie jest kolorowo.

Czyli siatkarski Volleyland stolicy Dolnego Śląska nie dotyka?

Pamiętasz dobrze, że kilka lat temu doszło do głębokich zmian w Gwardii. Procesu profesjonalizacji, wejścia na zaplecze PlusLigi. Zresztą przyłożyłeś do tego bardzo dużo. Tego na pewno nikt tu nie zapomniał i nie zapomni.

Dziękuję. Ale teraz już nie o mnie, a o tym, co dalej z klubem?

Mam wrażenie, że problemy Gwardii piętrzą się od momentu, w którym straciliśmy legendarną halę przy ulicy Krupniczej. Padła wówczas taka deklaracja, że choć obiektu nie da się odzyskać dla sportu z rąk Agencji Mienia Wojskowego, to klub nie zostanie na lodzie. A prawda jest taka, że do dzisiaj ponosimy komercyjne koszta za wynajem obiektów. Czy to pod względem szkolenia młodzieży, czy nasz zawodowy zespół, grający na pierwszoligowym poziomie. Od wyprowadzki z Krupniczej minęły ponad cztery lata.

We Wrocławiu Gwardia, mówiąc kolokwialnie, „buja się” z miejsca w miejsce. Nie mamy swojego stałego lokum, tak jak to było przez dekady w przypadku hali przy Krupniczej. Dzisiaj Gwardia po ponad 74 latach funkcjonowania na siatkarskich mapach Polski posiada tylko nazwę i ludzi, którzy ją tworzą. Niewiele więcej.

Masz o taki stan rzeczy do kogoś żal czy pretensje?

Pretensji nie mam do nikogo. Żal? Tak bym tego też nie nazwał. Zwyczajnie przykro, że klub w momencie lat świetności nie pomyślał o tym, aby zabezpieczyć się na kolejne lata. Chociaż patrząc na wcześniejsze powiązanie z milicją, a później policją, nikt zapewne wtedy o tym nie myślał.

A do siebie? Masz pretensje?

Nie, bo wiem ile zdrowia wpakowałem w ten klub. Choć przyznaję się, będzie nam trochę łatwiej. Podjęliśmy się z Kajetanem Maćkowiakiem próby ratowania Gwardii. Była bardzo realna groźba bankructwa klubu, ale udało się go odratować i utrzymać na pierwszoligowym poziomie, czyli w ogólnopolskich rozgrywkach.

Wtedy w 2019 roku mieliśmy przemyślenia, czy nie odejść od nazwy „Gwardia”, nie zacząć czegoś nowego. Przekonano nas jednak, takich głosów było sporo, że klub z taką historią musi zostać na siatkarskiej mapie. Z perspektywy czasu Gwardia sama w sobie, jako legendarna marka z medalami mistrzostw Polski czy Ligi Mistrzów na koncie, niewiele jednak wniosła. A sporo w nią włożyliśmy.

Czyli ile?

Przez cztery lata wyszłoby ponad 3 miliony złotych. To prawie równałoby się z dotacją miejską, rozłożoną na te wszystkie sezony, kiedy razem z Kajetanem zarządzamy klubem.

To duża kwota, ale też podjęliśmy to wyzwanie, chcąc awansować do PlusLigi. Z takimi kosztami trzeba się liczyć, ale nie mamy do nikogo pretensji. Moglibyśmy wegetować z sezonu na sezon, grając po prostu jako pierwszoligowiec. Uważam jednak, że Wrocław potrzebuje siatkówki w PlusLidze. Kibice są już zmęczeni graniem na jej zapleczu.

Przyszedł jednak moment, że sami już sobie nie poradzimy.

Kiedy zdałeś sobie sprawę, że musisz wydać oświadczenie? Czyli pokazać, że Gwardia jest nad przepaścią i zamiast PlusLigi, zaraz może nie być ligowej drużyny.

Dojrzewałem do tego. Zaczęło się od utraty sponsora tytularnego w trakcie poprzedniego sezonu. Wtedy już pojawiła się dziura.

Na przełomie 2022 i 2023 roku.

Tak. Miałem wówczas świadomość, że będzie dziura pod koniec rozgrywek. Usiedliśmy z Kajetanem i po długiej rozmowie doszliśmy do wniosku, że w kolejnym sezonie trzeba będzie zacisnąć pasa i przetrwać. W oparciu o młodych zawodników, bez nacisku na awans. Żeby wyprostować to, co powstało po odejściu sponsora.

twitter

Czasy są jednak trudne. Daliśmy sobie termin, do którego będziemy starać się o nowego sponsora, pieniądze, które dadzą spokój. Ten czas jednak minął, dlatego chcąc być szczerym wobec kibiców, zawodników i wszystkich sympatyków, pokazaliśmy opinii publicznej, jak wyglądają nasze realia.

To oświadczenie nie miało na celu uderzyć w kogokolwiek. Nie chciałem z siebie zrobić bohatera, nie potrzebuję tego. Chcieliśmy zadać pytanie: Czy Wrocław potrzebuje siatkówki, chce jej na najwyższym poziomie?

Najbardziej dostało się jednak władzom samorządowym, na czele z prezydentem Wrocławia Jackiem Sutrykiem. Masz tego świadomość?

Tak, ale nie to było moim celem.

Ale prezydent dostał po głowie. Czytałeś komentarze?

Widziałem. Zdaję sobie sprawę, że moja osoba nie będzie przez to lubiana w środowisku samorządowym. A czy powinienem przepraszać? Nie, bo nie czuję się winny. Uważam, że jako mieszkaniec Wrocławia mam prawo mówić o tym, jak miejskie pieniądze są wydawane.

Nie chcę się porównywać do żadnego z wrocławskich sportów. Bo ktoś zaraz zarzuci, że dostaje mniej od siatkarzy, a jest mistrzem Polski, Europy czy świata. Sport ma to do siebie, że są różne progi utrzymania. W Polsce siatkówka stała się po prostu droga.

facebook

Ale porównałeś się podając przykład pożyczki 20 milionów dla Śląska Wrocław.

Bo przyznaję, że w obliczu ucinania dotacji taka informacja sprawiła, że po prostu ręce mi opadły. To jest ogromna kwota z miejskiego budżetu, a nie mówimy o pieniądzach, które prezydent Sutryk wypracował w firmie. Tylko to nasze wspólne miejskie środki.

Ktoś powie, że brakujące 300 tysięcy z dotacji czy programów miejskich można sobie odbić w trakcie sezonu. A jak nie, to co wtedy? Nie będę później świecił oczami przed zawodnikami, mówiąc, że kontrakt to jedno, a jednak nie mamy tych pieniędzy i będziecie grali za darmo, albo jest tak pusto w kasie, że się wycofujemy.

twitter

Sam dobrze znasz realia w siatkówce i wiesz, jak wygląda życie, kiedy przez kilka miesięcy czeka się na wypłatę. Nie ma co się oszukiwać. Tak się nie da, wtedy wszystko się sypie. Na taką prowizorkę nie możemy sobie pozwolić, jeśli jesteśmy odpowiedzialni.

Kiedy pojawiły się wieści o zmniejszeniu miejskiego wsparcia?

W momencie w którym dawno mieliśmy już zbudowany zespół na nowy sezon.

Czyli?

Nieco ponad miesiąc temu.

Wcześniej nie mieliście żadnych sygnałów, że może być mniej pieniędzy z miasta?

Nie. Zatem sam widzisz, trochę późno na takie wieści.

Ile pieniędzy z dnia na dzień uciekło?

Tak jak wspominałem, łącznie kwota rzędu 300 tysięcy. Wliczam w to samą dotację oraz zmniejszenie wsparcia z programu „Tanie Granie”, przez co koszty wynajmu Orbity znacząco wzrosły.

A Ryszard Czarnecki nadal pomaga Gwardii Wrocław?

Zacznijmy od tego, że nie podpisuję się pod żadną z politycznych stron. Nie opowiedziałem się i nie przemycałem polityki w Gwardii. Ryszard Czarnecki faktycznie pojawił się kilka lat temu, chcąc pomóc klubowi. Ale jeśli ktoś twierdzi, że jego osoba to jest coś złego dla Gwardii, to zupełnie nie zna realiów. Szukając wszędzie polityki niestety nic nie zrobimy w tym kraju.

Odkąd znam się z Ryszardem Czarneckim, ani razu nie oczekiwał ode mnie jakichkolwiek deklaracji politycznych. Od początku miałem wrażenie, że wbrew powszechnej opinii, zależało mu i zależy na Wrocławiu i tym, żeby była tu mocna siatkówka.

I tak, pomógł nam wielokrotnie. Ściągnął do Gwardii kilku partnerów, dzięki którym mogliśmy myśleć o większych wyzwaniach.

Tauron jako partner Gwardii Wrocław Academy to jego wsparcie?

Nie, to akurat nie była historia powiązana z europosłem Czarneckim. Choć zapewne wsparł dobrym słowem, ale to jedynie ja mogę tutaj sobie dopowiedzieć.

twitter

Czytam komentarze, wiem, co się dzieje. I wydaje mi się, że generalnie najłatwiej jest komentować, nie robiąc nic w stronę poprawy stanu siatkówki we Wrocławiu. Ten sport jest jednym z najważniejszych w Polsce. Nie mogę jakoś zrozumieć, dlaczego we Wrocławiu miałby być gorzej traktowany.

Jeszcze w nawiązaniu do Śląska, argumentem za pieniędzmi dla klubu jest to, że WKS jest miejski. Proszę bardzo, Gwardia też może takim zostać. Nie widzę problemu, jeśli to miałoby dać pewny byt wrocławskiej siatkówce na kolejne lata.

Ktoś powie, że to Kajetan i ja jesteśmy właścicielami i powinniśmy tym zarządzać. My to robimy, ale właścicielstwo pojawiło się dlatego, że nikt inny nie chciał pomóc. A dzisiaj każdy z chęcią komentuje, nie znając realiów. Zapewne Kajetan się ze mną zgodzi, że w momencie pojawienia się poważnych ludzi, którzy mieliby zapewnić spokojny byt Gwardii, z uśmiechem na ustach oddamy ją w dobre ręce.

We Wrocławiu nie rządzi Prawo i Sprawiedliwość. Nie wyczuwasz zgrzytu?

Szczerze? Nieraz wyczuwam. Pamiętam, że organizowaliśmy turniej o Puchar Prezydenta Wrocławia. Jacek Sutryk nie pojawił się jednak na wydarzeniu. To był dla mnie spory cios. Rzecz po prostu niezrozumiała. I to wbrew temu, że wielokrotnie pokazywaliśmy, że chcemy rozmawiać z obiema stronami przy stole o dobru siatkówki. Chciałbym, żeby nie spoglądać na nas politycznie.

Odejdźmy od niej zatem. Trenerem Gwardii miał być Mateusz Grabda. Szkoleniowiec młodzieżowej kadry Polski poinformował jednak, że ostatecznie nie będzie pracował we Wrocławiu. Trudno było wykonać do niego telefon?

Nie było to łatwe, ale chciałem zagrać w otwarte karty z trenerem Grabdą.

Obecnie nadal walczymy, żeby przystąpić do sezonu. Nie chcieliśmy zrywać kontraktów już wcześniej dogadanych. Dlatego gdyby trener Grabda chciał u nas zostać, no to zrobilibyśmy wszystko, żeby tę umowę wypełnić. Szkoleniowiec widział w zespole duże możliwości do solidnego wyniku. To był skład oparty m.in. o reprezentantów kraju, których prowadził w kadrze. Boli to, że ten plan się rozsypał.

Trener Grabda podszedł do naszych problemów ze zrozumieniem, za co dziękuję. Mógł mieć do nas pretensje, a jednak, wykazał się dużą wyrozumiałością. Nasze drogi też się nie zamykają, mam wrażenie, że jeszcze kiedyś się zejdą.

Nad czym się obecnie skupiacie w klubowej pracy?

Ucinamy koszty, prowadzimy też rozmowy mające na celu dopięcie budżetu. Jeśli wystartujemy, to naszym celem nie będzie walka w fazie play-off, a utrzymanie w Tauron 1. Lidze. Nie będziemy jednak chłopcem do bicia. Mamy to szczęście, że w klubie zostali zawodnicy solidni, którzy zdecydowali się „zejść” z kontraktów za to, żeby nadal być w Gwardii i walczyć o jej teraźniejszość i przyszłość.

W przypadku startu w lidze, Gwardia będzie drużyną „walczaków”. Czyli zespołem złożonym z ludzi, którym zależy na klubie i mieście.

Słyszałem plotkę o zainteresowaniu wsparcia ze strony Michała Kubiaka. To prawda?

Faktycznie mieliśmy kontakt, ale to była właściwie jedna rozmowa o charakterze towarzysko-biznesowym. Michała znam jeszcze z czasów, kiedy jego ojciec Jarosław prowadził mnie jako zawodnika. Przez chwilę miałem z tyłu głowy, aby spotkać się i porozmawiać z Michałem o Gwardii i pomocy na tym polu, ale ostatecznie do naszego spotkania nie doszło. Więc pozostawmy to w kategorii plotki.

A jaki jest odzew po opublikowanym oświadczeniu?

Generalnie pozytywny. Zgłosiło się do klubu wiele osób. Samorząd milczy, a w sektorze prywatnym prowadzimy rozmowy, ale nie ma póki co nic konkretnego. Brawa należą się też Klubowi Kibica, który skrzyknął się szybko i zaczął działać po to, żeby wesprzeć Gwardię w trudnej sytuacji.

Tauron 1. Liga to nie jest zbyt opłacalny biznes, niezależnie od siatkarskiej hossy.

Na tym poziomie sport to nie jest biznes. Zresztą, w Polsce ogólnie jest z tym problem. Sport u nas może najczęściej liczyć na wsparcie głównie ze strony samorządu albo spółek Skarbu Państwa. Widać to na każdej większej imprezie sportowej. W samej PlusLidze, do której tak dążymy, też to tak wygląda.

Myślę, że na pierwszoligowym poziomie wiele jest klubów, które mają problemy finansowe, ale nie mówią o tym głośno, co jest błędem. Problemem wydaje się być system. Dwa sezony temu w grze o awans do PlusLigi było pięć klubów, a miejsce było tylko jedno. Pompowane były spore środki, my również zaryzykowaliśmy. Ostatecznie skończyło się bez sukcesu, ale ponieśliśmy wówczas ryzyko, dziś wyciągamy wnioski.

To podnosi jednak koszty całej ligi, powoduje, że kluby często startują z nadzieją, że część budżetu „dosztukują” w trakcie sezonu.

Było o Kubiaku, to teraz Wilfredo Leon i klub, którego jest właścicielem. Anioły Toruń chciały wykupić miejsce w lidze od Gwardii?

Tak szczerze, to bardziej ja zgłosiłem się do klubu z Torunia. Takie rozmowy, nieoficjalne, były prowadzone i to potwierdzam.

I na czym stanęło?

Układ jest taki, że jesteśmy w kontakcie. Dałem prezesowi z Torunia znać, że temat nadal jest realny. Nie chcę tu zabrzmieć źle, że robię coś wbrew Gwardii. To jedna z opcji, pieniądze ze sprzedaży licencji mogłyby pozwolić na zasypanie zobowiązań jeszcze z poprzedniego sezonu. Na taki scenariusz również trzeba spoglądać.

No dobrze, to wyjaśnijmy to jeszcze raz. Po ludzku bliżej jest Łukaszowi Tobysowi do scenariusza startu Gwardii w rozgrywkach czy pakowania pucharów do pudeł?

Bliżej mi do startu w lidze. Będziemy walczyć do końca i nie po to robiliśmy to przez ostatnie cztery lata, żeby teraz położyć Gwardię.

Prowadzenie klubu sportowego to wcale nie jest taka łatwa rzecz. To masa różnych zależności. Często politycznych gierek, w których wolałbym nie uczestniczyć. Często również zważając na koszty, robiliśmy wszystko w jedną, czy dwie osoby. To nie jest właściwy kierunek. Opieranie działania tak dużego organizmu tylko na kilku osobach, to błąd. Każdy musi być odpowiedzialny za swój sektor. My trochę za bardzo lawirowaliśmy pod względem struktury. Tego również musieliśmy się nauczyć, co widzę z dzisiejszej perspektywy.

Zgłosili się ludzie z chęcią wsparcia dla Gwardii, pomagając przy tematach sportowych i organizacyjnych. Żeby właśnie zbudować odpowiednią strukturę działania klubu. To niewątpliwe plusy poruszenia, które wywołaliśmy oświadczeniem.

Gdzie będziecie grać, jeśli klubu nie stać na Orbitę?

Był moment, że mogliśmy nawet trenować i rozgrywać mecze poza Wrocławiem. Dostaliśmy taką bardzo ciekawą propozycję z jednego z miast.

twitter

Z podwrocławskiej Trzebnicy.

Zgadza się. Ale ostatecznie, choć bardzo dziękujemy za możliwości, chcemy podjąć wyzwanie znalezienia miejsca we Wrocławiu. Bo to jest nasze miasto. Konkretnej lokalizacji meczów Gwardii nie mogę jednak jeszcze wskazać.

Ogólnie trudno jednak walczyć o siatkówkę w dużym mieście. Nawet spoglądając na sponsoring. W mniejszych miastach po pozytywnej decyzji jednego podmiotu, następuje mobilizacja środowiska. We Wrocławiu rynek sportowy jest mocno rozproszony. Żużlowcy Sparty radzą sobie świetnie, o najwyższe cele walczą też koszykarze Śląska Wrocław. Są również futboliści amerykańscy, Panthers Wrocław. Pamiętajmy o piłce nożnej WKS, koszykarkach Ślęzy czy siatkarkach #Volley.

Wrocław nie ma też firmy państwowej na swoim terenie. Będący na Dolnym Śląsku KGHM wspiera Cuprum Lubin jeśli mowa o męskiej siatkówce. I to się raczej nie zmieni.

Zakończmy pozytywnie. Młodzieżowa siatkówka w Gwardii jest pewna bytu?

Przyszłość młodzieży jest niezagrożona. Założyliśmy osobne stowarzyszenie dla siatkówki młodzieżowej, dzięki temu mamy stabilną sytuację dla dzieciaków, na czym najbardziej nam zależy. A należy pamiętać, że koszta utrzymania Gwardii Wrocław Academy to duże koszta. Ubiegły sezon zamknęliśmy w kwocie 500 tysięcy złotych brutto.

To się pewnie będzie zwracać w seniorskim zespole, bo zakładam, że sięgniecie po zawodników z GWR Academy?

Taki jest plan i zarazem cel klubu. Chcemy, żeby w Gwardii grali wychowankowie. Ten proces będzie w najbliższym sezonie mocno przyspieszony, kilku siatkarzy zostanie wrzuconych na głęboką wodę, ale to dobrze zarówno dla nich, jak i miasta. Bo na boisku, o ile wystartujemy, zobaczymy grających o ligowe punkty wychowanków wrocławskiej siatkówki.

Czytaj też:
Duży transfer ZAKSY oficjalnie ogłoszony. Triumfatorzy Ligi Mistrzów zamknęli kadrę
Czytaj też:
Zbigniew Bartman dla „Wprost”: Chciałem zakończyć siatkarską karierę na własnych warunkach

Źródło: WPROST.pl