Oskar Kwiatkowski dla „Wprost”: Puchar Świata w Polsce wiele znaczy dla każdego reprezentanta
Artykuł sponsorowany

Oskar Kwiatkowski dla „Wprost”: Puchar Świata w Polsce wiele znaczy dla każdego reprezentanta

Puchar Świata w Polsce wiele znaczy dla każdego reprezentanta
Puchar Świata w Polsce wiele znaczy dla każdego reprezentanta Źródło:Archiwum prywatne
Po sezonie 2023 przebojem wdał się do świadomości nie tylko fanów sportów zimowych. Oskar Kwiatkowski, snowboardowy mistrz świata z 2023 roku mówi „Wprost” o wielkim sukcesie, a także oczekiwaniu na pierwszy w historii konkurs Pucharu Świata w Polsce. „Mocno czekam na te zawody, gdzie chcę powalczyć o zwycięstwo” – deklaruje 27-latek.

Główna uwaga fanów sportów zimowych w Polsce skupia się przede wszystkim na skoczkach. Choć zawodnicy Thomasa Thurnbichlera nie notują takich wyników, do jakich przyzwyczaili kibiców w poprzednich latach, to nadal ich poczynania co weekend śledzą miliony widzów. Grupę wiernych sympatyków mają również biegacze i biegaczki narciarskie, które lata temu za sprawą sukcesów Justyny Kowalczyk przedostały się do mainstreamu.

Polski snowboard rośnie w siłę

Ale nie na „nartach” kończą się – nomen omen – sporty narciarskie. Pod opieką Polskiego Związku Narciarskiego znajduje się również snowboard. W ostatnich latach ta dyscyplina poczyniła duży progres. Za najjaśniejsze polskie postacie uchodzą Aleksandra Król oraz Oskar Kwiatkowski. Król to trzykrotna olimpijka, która w Pekinie zajęła ósme miejsce. Przed rokiem z kolei zajęła trzecie miejsce podczas mistrzostw świata w gruzińskim Bakuriani. W tym sezonie nie startuje z powodu przerwy macierzyńskiej.

Kwiatkowski, podwójny olimpijczyk, był siódmy w Pekinie. Z kolei w Gruzji podczas mistrzostw świata nie miał sobie równych w gigancie równoległym, zdobywając upragniony dla siebie i polskiego snowboardu złoty medal MŚ. W tym sezonie postawił sobie ambitny cel zdobycie Kryształowej Kuli. Choć marzenie o wielkim sukcesie musi odłożyć przynajmniej na rok, to już w najbliższym czasie będzie miał okazję pokazać się szerokiej publiczności podczas jednego z najważniejszych w tym roku wydarzeń sportowych w Polsce – Pucharze Świata w Krynicy.

Rozmowa z Oskarem Kwiatkowskim, mistrzem świata w gigancie równoległym

PŚ w Snowboardzie w Polsce? Tak to możliwe. Najlepsi przedstawiciele „jazdy na desce” zjadą się do Jaworzyny Krynickiej, gdzie w dniach 24-25 lutego po raz pierwszy w historii odbędzie się impreza z tego cyklu w naszym kraju. Organizacja zmagań to zasługa wielu wydarzeń, osób i instytucji. Dobre sukcesy Polaków z pewnością zwróciły uwagę FIS-u. Polski Związek Narciarski wraz z Ministerstwem Sportu mocno działało, by stworzyć imprezę tego typu w Polsce. Ważną instytucją w kontekście rozwoju snowboardu, a także stworzenia Pucharu Świata w Polsce jest ORLEN – generalny sponsor polskiego narciarstwa.

Oskar Kwiatkowski, trzynasty snowboardzista w klasyfikacji generalnej PŚ w gigancie w rozmowie z „Wprost” zdradza kulisy rozwoju dyscypliny w Polsce. Podkreśla fakt wzmocnienia sztabu szkoleniowego Oskara Boma, dzięki któremy od ubiegłego roku Biało-Czerwoni mogą równać się ze światową czołówką również, jeśli chodzi o odpowiednie przygotowanie. Pochodzący z Zakopanego 27-latek nie ukrywa, że nie może już się doczekać premierowych zmagań przed własną publicznością. Zarówno dla niego, jak i jego kolegów i koleżanek z kadry będzie to symboliczny moment.

"Wprost": Czy Oskar Kwiatkowski i punkt widzenia na niego zmienił się od momentu zdobycia mistrzostwa świata?

Oskar Kwiatkowski: Punkt widzenia tak, ale myślę, że sam diametralnie się nie zmieniłem. Pracowałem podobnie w lecie jak wcześniej. Tkwi we mnie również takie samo nastawienie do rywalizacji i radość ze sportu jak w poprzednich latach.

Poprzedni sezon przyniósł olbrzymi progres w mojej karierze. Z pewnością wpływ miało na to pojawienie się trenera Izidora (Sustersicia, asystenta trenera głównego – przyp. red) oraz serwismena (Tadeja Trdiny – przyp. red). Przez wiele lat trenowaliśmy głównie z Oskarem Bomem. Wciąż pozostał na swoim stanowisku, ale dostał współpracowników. W tym sezonie postawiono na sprawdzony skład.

Ale za to dzięki sukcesom twoim czy Aleksandry Król wzrosła rozpoznawalność snowboardu.

Tak, masz rację. Fajnie widzieć, że ta dyscyplina przedziera się do świadomości Polaków. Mam nadzieję, że Polski Związek Narciarski dobrze to wykorzysta, aby za sukcesami poszedł napływ młodych zawodników oraz aby mieli oni dobre warunki do rozwoju. Sądzę, że dzięki temu snowboard jeszcze mocniej wzrośnie, jeśli chodzi o popularność.

Sukcesy przyniosły lepsze warunki czy lepsze warunki przyniosły sukcesy?

Już wcześniej notowaliśmy pojedyncze sukcesy. Ola wygrywała w Pucharze Świata przed igrzyskami. W Pekinie Michał (Nowaczyk – przyp. M.W), Ola i ja znaleźliśmy się w czołowej dziesiątce. Po igrzyskach trener Oskar dostał ze związku zielone światło na rozwój i wzmocnienie sztabu. Od tamtej pory widać duży progres.

Rywale patrzą na ciebie inaczej od czasu zdobycia złota w Bakuriani?

No właśnie nie. Może to specyfika środowiska. Każdemu zależy na tym, by wygrać, nie zważając na to, kto jest po drugiej stronie toru. Wszyscy doświadczeni zawodnicy, do których już się zaliczam, patrzą przeważnie na swój przejazd. Niby jedzie się razem, czujesz jakiś element rywalizacji, ale starasz się o tym nie myśleć. Musisz skupić się na sobie, bo tylko od ciebie zależy to jak sobie poradzisz. W tym sporcie nie ma możliwości, by zlekceważyć rywala.

Kiedy poczułeś, że sezon 2022/2023 może być wyjątkowy?

Rozpoczęliśmy go z przytupem. Mieliśmy zawody drużynowe w slalomie w Winterbergu. Stanęliśmy z Olą na trzecim miejscu podium. Czułem się wtedy w mocnym „gazie”, nawet w slalomie. Później były dwa konkursy, które kończyłem na drugim miejscu w klasyfikacjach. Zająłem tę lokatę, choć czułem, że nie jechałem na sto procent. Startowałem swoim tempem. Ostatecznie zająłem w konkursie dziewiątą i piątą pozycję, ale odbierałem to jako dobry prognostyk.

Oskar Kwiatkowski i Aleksandra Król

Podczas świąt Bożego Narodzenia poukładałem sobie dotychczasowe wyniki w głowie. Doszedłem do wniosku, że jeśli nadal będę ze spokojnym nastawieniem robił swoje, to w następnych miesiącach może być jeszcze lepiej. I rzeczywiście tak było. Po nowym roku wygrałem pierwszy konkurs Pucharu Świata. Później dołożyłem jeszcze parę miejsc na podium. Na koniec przyszło złoto mistrzostw świata. Sporo pomogło „ogarnięcie” głowy. Wiedziałem, co mogę zdziałać.

Jaki cel postawiłeś sobie na ten sezon?

Przed sezonem ustawiłem poprzeczkę bardzo wysoko. Celowałem w Kryształową Kulę. Niestety na dziś już wiem, że nie mam szans. Jestem trzynasty w klasyfikacji giganta. To zbyt daleko by walczyć o końcowe zwycięstwo. Ale jeszcze nie wszystko stracone. Przed nami zawody w Krynicy. To impreza sezonu dla wszystkich reprezentantów Polski. Mocno czekam na te zawody, gdzie chcę powalczyć o zwycięstwo.

Skoro wspomniałeś o Pucharze Świata w Krynicy – ile znaczy dla polskiego snowboardu i całego sportu zimowego fakt, że impreza tej rangi zawita do naszego kraju?

To będzie super wydarzenie – zarówno dla nas zawodników, jak i dla polskich kibiców. Myślę, że wiele znaczy dla każdego z nas. Naszym celem nie są tylko indywidualne sukcesy, ale i występy na imprezach najwyższej rangi na swoim podwórku. To będzie dla nas nowość. Nigdy nie mieliśmy okazji rywalizować w Pucharze Świata w Polsce. Zawsze jesteśmy „u kogoś”, ciągle podróżujemy i walczymy poza granicami kraju. Jeżdżę w Pucharze Świata od 2013 roku, a od 2019 uczestniczę w całym cyklu. Nigdy nie pomyślałbym, że dostanę szansę startu przeciwko największym rywalom w Polsce.

Teraz przebywam w Krynicy. Mam okazję po raz kolejny zaznajomić się z trasą oraz potrenować. Wcześniej byliśmy dwa dni, gdzie mieliśmy lepsze warunki śniegowe. Wyższa temperatura, jaką teraz mamy, nie wpływa korzystnie na jazdę. Z drugiej strony mogę potrenować czucie deski, obyć się z ukształtowaniem trasy. W snowboardzie wszystko szybko się dzieje. Sporo rzeczy robi się z „automatu”, bez zbędnego myślenia. Umysł nie przyswaja informacji tak szybko, więc człowiek zjeżdża jakby nieświadomie. Można powiedzieć, że obecna jazda będzie moją przewagą względem przeciwników.

Jak doszło do tego, że Polska zorganizuje te zmagania?

Po mistrzostwach świata zostaliśmy zaproszeni na spotkanie z ówczesnym ministrem sportu Kamilem Bortniczukiem. Pytał się nas, czego nam brakuje do dalszego rozwoju. Zapanowała niezręczna cisza, aż się wyłamałem (śmiech). Powiedziałem, że nie ma w kraju zawodów rangi Pucharu Świata. Był tylko Puchar Europy. Chcieliśmy mieć własne zawody, dodatkową motywację do walki. To też okazja dla młodzieży do zobaczenia w akcji nas oraz innych czołowych snowboardzistów świata. Być może dzieci lub młodzież zainspirują się tym i rozpoczną treningi.

Wszystkim zależy na tym, by Polska stała się pewnego rodzaju kolebką snowboardingu. W przypadku freestyle’u może być z tym kłopot, bo trzeba zrobić „hopy” i innego rodzaju elementy, ale jeśli chodzi o ten nasz snowboard olimpijski, to nie brakuje w Polsce potencjału. Mamy w kraju ciekawe stoki. Rywalizujemy równolegle, nie potrzebujemy długich tras jak w narciarstwie. Fajnie jak stok ma duże nachylenie, bo wtedy kibice na dole mogą oglądać całą rywalizację bez problemów. Dodatkowo jest telewizja i telebim, co także usprawnia odbiór. Trasa w Krynicy akurat jest bardzo dobra pod fanów i można zakładać, że zobaczymy fajne widowisko.

Czyli można powiedzieć, że dołożyłeś cegiełkę do organizacji Pucharu Świata.

(Kwiatkowski śmieje się – przyp. M.W)

No można tak powiedzieć, ale nie myślę tylko o sobie. Zależy mi na dobrej przyszłości snowboardu w Polsce. Nie wiem ile będę jeszcze rywalizować. Zakładam, że jeszcze trochę. Chciałbym by po mnie do rywalizacji weszli nowi, młodzi zawodnicy. Niech będą jeszcze mocniejsi ode mnie.

Za sprawą Jagny Marczułajtis snowboard zyskał na popularności. Później nastała cisza, a dziś znowu można dostrzec duże zainteresowanie. Mam dobry kontakt z poprzednimi trenerami. Widzę jak dzisiaj szkolą młodzież i jestem spokojny o przyszłość.

Złoto pozwoliło ci funkcjonować spokojniej, jeśli chodzi o finanse? Mam na myśli wsparcie sponsorów.

Prawdopodobnie tak, choć z zasady jestem oszczędnym człowiekiem. Nie żyję rozrzutnym trybem (śmiech). Jeśli mam możliwości, to przede wszystkim staram się pomagać rodzinie. Podobnie jak Michał i Ola jestem żołnierzem zawodowym. To sprawia, że mam zapewniony byt poza sezonem.

Czego życzyć ci na przyszłość?

Choć Kryształowa Kula już w tym sezonie odjechała, to jeszcze jest sporo ciekawych zmagań w tym sezonie. Można życzyć mi i całej kadrze zdrowia oraz dobrych startów – przede wszystkim w Krynicy. O igrzyskach jeszcze nie myślę. Na to przyjdzie jeszcze czas.

Źródło: Sigma Bis