Zgodnie z umową, nowi właściciele „Białej Gwiazdy”, czyli udziałowcy z Kambodży (fundusz Alelega z filią w Luksemburgu) i Wielkiej Brytanii (Noble Capital Partners Limited), mieli czas do soboty (29 grudnia) do północy, by przelać na konto klubu 12 milionów złotych. W razie jego braku, Wisła ponownie miała trafić w ręce zadłużonego na ogromne kwoty Towarzystwa Sportowego Wisła Kraków. Póki co nikt nie był w stanie pokazać potwierdzenia nadania przelewu, choć jeden z inwestorów, Szwed Mats Hartling, zapewnił, że pieniądze zostały wysłane.
– Miałem krótką informację od pana Adama Pietrowskiego, czyli polskiego przedstawiciela inwestorów, który napisał wprost, że nie ma w tej chwili żadnego kontaktu z panem Ly Vanną, ale według pana Pietrowskiego ta sprawa jeszcze nie jest zakończona. Trochę się nie chce wierzyć, że Wisła po raz trzeci wpada w tak poważne tarapaty... – skomentował Mateusz Miga, dziennikarz sportowy.
– Nadzieje są w tej chwili bardzo nikłe. Wiem, że pracownicy Wisły dostali informacje od drugiej strony, że te pieniądze wyszły. Nie dotarły. Nikt nie był w stanie pokazać takiego graficznego potwierdzenia. Coś, co się wydaje banalnie proste, nie powinno stanowić w tej sytuacji problemu. To wygląda groteskowo, natomiast nadal trwa oczekiwanie. Trochę może się łudzą, że pieniądze dotrą w przyszłym tygodniu, bo czasem przelewy zagraniczne trwają trochę dłużej, ale tak naprawdę już mi się nie chce w to wierzyć – dodał Miga.
Czytaj też:
Kuba Błaszczykowski odchodzi z Wolfsburga. Wróci do Polski?
„Nie przelewa się” w Wiśle Kraków. Internauci śnie mają litości dla „Białej Gwiazdy” i tworzą memy