Walczmy o prawa pracownicze!

Walczmy o prawa pracownicze!

Dodano:   /  Zmieniono: 
W jednym zgadzam się z socjalistami: należy dbać o prawa pracownicze. Przede wszystkim o to, by pracodawcy dotrzymywali umów. Ostatni sondaż Eurobarometru, który pokazał, że aż 49 proc. Polaków myśli o założeniu własnego biznesu, nie świadczy o tym, że poczuliśmy się kapitalistami. Polscy pracownicy są po prostu tak sfrustrowani pychą pracodawców i uzależnieniem od ich widzimisię, że z ulgą zrezygnowaliby z najemnej pracy.
Niestety, ci, którzy spodziewają się, że będę tutaj psioczył na wolny rynek – srodze się zawiodą. Będę pomstował na państwo. Bo, a jakże!, to państwo jest winne sytuacji, w której pracodawca może łamać umowę z pracownikiem, pozostając praktycznie bezkarnym.

Przykład? Pewien mój znajomy, pan Iks, pracował na umowę-zlecenie jako kelner w bardzo drogiej warszawskiej restauracji. Okazało się, że szef był kiepskim menedżerem i restauracja podupadła. W portfelu Iksa nie pojawiło się kilka tysięcy złotych zaległej pensji. Zmienił pracę i sytuacja się powtórzyła. W tym jednak wypadku szefowie byli bardziej perfidni, bo restauracja miała się świetnie. Po prostu stwierdzili, że na wszelki wypadek muszą oszczędzać. Na kimś.

Oczywiście, Iks mógł iść z tym do sądu. To takie łatwe, prawda? Nie. Nie jest tajemnicą, że polskie sądy są niesprawne, a prawnicy drodzy. Z praktycznego punktu widzenia obrona przed złamaniem umowy przez pracodawcę jest niemożliwa. Decydują się na to wyłącznie ludzie mający dużo czasu, nerwów i niemający nic do stracenia. A takich jest niewielu.

Udowadnia to również przykład innego mojego znajomego, pana Ygreka. Zatrudniono go w jednym z warszawskich sklepów muzycznych. Po trzech miesiącach, gdy zrobiono pierwszy od 10 lat porządny remanent okazało się, że w bilansach brakuje 15 tys. zł. Któryś z byłych pracowników musiał kraść. Szefostwo zastosowało odpowiedzialność zbiorową. Przez najbliższe pół roku pensja każdego z pracowników sklepu będzie zmniejszona o 300 zł. Że niezgodne z prawem? No to, co? Przecież ani Ygrek, ani jego koledzy nie pójdą z tym do sądu. Po pierwsze – koszty procesu. Po drugie – oznaczałoby to natychmiastowe zwolnienie z pracy. Pracodawca może czuć się bezkarny.

Lekarstwem na tę sytuację byłyby sprawnie działające sądy, jasna wykładnia prawa i bardzo wysokie kary. Przecież umowy są bardzo często łamane w sposób tak ewidentny, że nie wymaga to 3 lat postępowania prokuratorskiego. Koszty obsługi prawnej zaś obniżyłaby znacznie likwidacja korporacji prawniczych. Firmy wiedziałyby, że pracownik nie jest bezbronny i o wiele bardziej dbałyby o przestrzeganie umów. Jednak na taki stan rzeczy widoki są kiepskie. Żyjemy w państwie „opiekuńczym". Toteż te sfery działalności, który wydają się być najistotniejsze dla państwa w ogóle, czyli sądy, wojsko, infrastruktura i policja są w nim najbardziej zaniedbane i dysfunkcyjne. Ważniejsze są kwestie socjalne – zasiłki, opieka zdrowotna i emerytury. Czyli te, które sprawdzają się świetnie w przedwyborczej demagogii.

Skoro nie ma szans na reformę sądownictwa, może naprawdę warto założyć własny biznes? Niestety, politycy zastawili na nas pułapkę z obu stron. Opodatkowanie pracy i idiotyczne przepisy sprawiają, że tak naprawdę w Polsce nie opłaca się ani pracować, ani prowadzić firmy. Centrum im. Adama Smitha twierdzi, że dzień wolności podatkowej (ten, w którym kończymy zarabiać na państwo, a zaczynamy zarabiać na siebie) co roku wypada o kilka dni później. Za jakiś czas dojdzie do sytuacji, w której takiego dnia nie będzie już wcale.