Państwo zbudowane na teczkach

Państwo zbudowane na teczkach

Dodano:   /  Zmieniono: 
teczki fot fotolia.pl 
Z odnalezionych w domu Marii Kiszczak dokumentów najważniejsze nie będą donosy i karty rejestracyjne Lecha Wałęsy. Ciekawsze okaże się, kogo jeszcze w garści trzymał były szef bezpieki. Sam przecież mówił, że posiada papiery, które wiele głów pozbawiłyby aureoli.

Postkomunizm kończy swój żywot z przytupem. W stylu szpiegowskiego filmu, w którym po śmierci krwawego dowódcy policji politycznej zaczynają wypływać tajne do tej pory dokumenty. To, że dziś kropla po kropli Instytut Pamięci Narodowej ujawnia prawdę o Lechu Wałęsie, może być zapowiedzią większego trzęsienia ziemi. Nie tylko dlatego, że być może poznamy mroczną przeszłość ludzi, którzy tak bardzo chcą być autorytetami mającymi wyłączność na wydawanie certyfikatów moralności. Także dlatego, że ujawnienie tych dokumentów zburzy budowany sztucznie szklany pałac idealnego modelu polskiej transformacji.

CYNICZNA GRA

Dziś coraz mocniej dociera do nas, że mało tam było spontaniczności i prawdy, a znacznie więcej brutalnej, cynicznej gry. Jej elementem było przecież wywiezienie z Polski Kornela Morawieckiego, ówczesnego przywódcy Solidarności Walczącej, który – w ocenie bezpieki – mógł zakłócić proces dochodzenia do porozumienia. Wówczas przywódcy opozycji doskonale o tym wiedzieli, ale mimo to pili z komunistami wódkę w Magdalence. Być może nie mogli inaczej, ale do tej pory się z tego nie tłumaczyli, bo mówili o historycznym porozumieniu. W jego imię ściskali dłonie splamione krwią górników z kopalni „Wujek”, demonstrantów z Lubina, ks. Jerzego Popiełuszki i przynajmniej setki innych ofiar stanu wojennego. Co więcej, z powodu tego porozumienia nazywali tych zbrodniarzy ludźmi honoru. Gdy pojawiają się niezbite dowody na to, że dwaj negocjatorzy – Lech Wałęsa i Czesław Kiszczak – nie mieli równych szans podczas rozmów, bo szef bezpieki trzymał w ręku dokumenty kompromitujące przywódcę Solidarności, to możemy mieć wątpliwości co do tego, czy były to rzeczywiście porozumienia. Czy może raczej było to przyjęcie przez opozycję dyktatu, który ubrano w piękną opowieść o zwycięstwie demokracji.

Więcej w najnowszym "Wprost", który można zakupić także  w wersji do słuchania oraz na  AppleStore GooglePlay.