To wyglądało jak klasyczna ustawka. Policja zablokowała budynek, w którym mieści się siedziba kancelarii Mossack Fonseca, a do biura wszedł prokurator Javier Caravallo, panamski specjalista od walki ze zorganizowaną przestępczością. Jeśli jego ludzie szukali naprawdę jakichś dowodów na powiązania kancelarii z terrorystami i kartelami narkotykowymi, to zbytnio się nie spieszyli. Od opublikowania dokumentów firmy upłynęło przecież już kilka dni. Dość, by zatrzeć ewentualne ślady. Poza tym każdy, kto zna rynek nielegalnych operacji finansowych, wie, że Mossack Fonseca zajmuje się ukrywaniem legalnych, a nie pochodzących z przestępstwa pieniędzy. Kryminaliści byliby głupi, gdyby pchali się do Panamy, zamiast użyć bitcoinów, wirtualnej waluty generowanej przez komputery, która jest obecnie głównym, a do tego niemożliwym do namierzenia środkiem płatności za nielegalne transakcje narkotykowe czy handel bronią. Znacznie ważniejszą i bardziej dyskretną wizytę panamscy prokuratorzy złożyli w siedzibie Mossack Fonseca dzień wcześniej i nie interesowali się danymi firmy, które i tak są przecież jawne. Śledczy zajmujący się ochroną danych badali, czy doszło do włamania do komputerów zawierających poufne informacje, które od tygodnia demolują kariery dziesiątek polityków na całym świecie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.