Odnalezienie szczątków człekokształtnej istoty na indonezyjskiej wyspie Flores stało się ponad dekadę temu sensacją w środowisku antropologów. Szkielet miał zaledwie metr wzrostu, więc media ochrzciły tego dalekiego krewnego człowieka mianem „hobbita”. Naukowcy podzielili się na dwa obozy: jedni twierdzili, że znaleziono po prostu karłowatego hominida, inni – wraz z odkrywcą szkieletu prof. Michaelem Moorwoodem – że cała miejscowa populacja była niskiego wzrostu, więc mowa raczej o nowym gatunku człowieka, któremu nadano nazwę homo floresiensis. Okazuje się, że bliżsi prawdy są zwolennicy drugiej teorii.
Kontynuatorzy prac nieżyjącego już Moorwooda poinformowali niedawno w artykule opublikowanym na łamach „Nature”, że na wyspie znów odnaleziono szczątki istot człekokształtnych. Tyle że tym razem znacznie starsze niż poprzednio. Okazuje się, że prymitywni wyspiarze sprzed 700 tys. lat byli z kolei wyraźnie wyższego wzrostu niż ich potomkowie odnalezieni w 2003 r. Wygląda więc na to, że skarłowaceniu uległa w okresie kilkuset tysięcy lat cała populacja. Naukowcy są niemal pewni, że to przykład zjawiska specjalizacji allopatrycznej (dostosowywania się gatunków do ekstremalnie zmienionych warunków bytowania). Na izolowanych wyspach z powodu ograniczonych źródeł pożywienia niektóre zwierzęta ulegały skarłowaceniu. Tym razem znaleziono dowód, że proces ten dotknął też praczłowieka. Oznacza to, że ewolucja mogła skierować rozwój homo sapiens na drogę całkiem inną niż ta, która doprowadziła do wykształcenia się współczesnego człowieka. Czyżby to, że nie jesteśmy znacznie niżsi i nie posiadamy dwukrotnie mniejszego mózgu, było po prostu dziełem przypadku?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.