Wpadł po nią do pracy, poszli na wspólny na lunch. Ale w knajpie, gdy jedli, wcale na nią nie patrzył. Nic nie mówił, tylko skrolował ekran smartfona. – Czułam się upokorzona, ludzie patrzyli na mnie dziwnie, a może wydaje mi się, że patrzyli, ale miałam wrażenie, jakby ich spojrzenia komentowały to nasze spotkanie: „biedna dziewczyna, facet ma ją gdzieś”. Dawałam mu znaki, by nie zwracać mu tak oficjalnie uwagi, ale nie reagował. Tamtego dnia przegrałam z telefonem – mówi Pamela, 27-letnia warszawianka. Poznali się przez Tindera. Jest młodszy od niej o dwa lata. Internetowe rozmowy tak im się kleiły, że postanowili sprawdzić w realu, czy mają szansę na coś więcej. – To była najlepsza pierwsza randka w moim życiu. Byliśmy na kolacji, na wystawie, dyskutowaliśmy o sztuce, miałam poczucie, że weszłam do jakiegoś magicznego świata, a drzwi otworzył mi mężczyzna marzeń.
Przecież takich już nie ma, myślałam – wspomina Pamela. – Po drugiej randce staliśmy się praktycznie nierozłączni. Żyliśmy niby na dwa domy, ale praktycznie raz wspólnie w jednym, raz w drugim. Nie spodziewała się smutnego końca tak dobrze zapowiadającej się historii miłosnej. – On studiuje wieczorowo, w ciągu dnia najczęściej pracuje. Ja zaczynam pracę rano, wracam po południu. Mieliśmy dla siebie tylko wieczory i weekendy. Bardzo mi zależało, by czas, którego mamy tak niewiele, spędzać wartościowo, być razem, rozmawiać. Wiedziałam, że on często sięga po telefon. Na początku, gdy za pomocą komunikatora zasypywał mnie linkami do artykułów, tekstów, które czytał godzinami, myślałam, że to takie „rozwojowe”. Ale gdy doszliśmy do etapu, w którym wysyłał mi te linki, nawet siedząc naprzeciwko mnie, zrozumiałam, że coś jest nie tak – opowiada. – Gdy prosiłam, by chociaż w czasie posiłków na 15 minut odłożył telefon, słyszałam, że ma podzielną uwagę i mogę do niego mówić. Każde wyjście do knajpy wywoływało kłótnie.
Czy mówiłam mu, że jest uzależniony od telefonu? Przez długi czas wydawało mi się, że większość tak ma. Tyle że ja w sytuacji towarzyskiej potrafię telefon odłożyć. On nie. W którymś momencie oddaliliśmy się od siebie. Dalej widziałam w nim te cechy, w których się zakochałam, ale ogarniał mnie coraz większy smutek. Towarzyszyło mi poczucie samotności, mimo że byłam w związku. I w końcu wstyd, gdy uświadamiałam sobie, jak ludzie z zewnątrz na to patrzą. Dla niego to, że ludzie „siedzą w telefonach”, było normą społeczną, a nie brakiem szacunku do mnie – dodaje, opowiadając o związku, który po sześciu miesiącach rozpadł się przez phubbing.
Lekceważenie powszednie
Termin „phubbing” powstał z połączenia dwóch angielskich słów: „phone”, czyli telefon, i „snubbing” – lekceważenie. – Można grać w pasjansa na telefonie i także nazwiemy to phubbingiem, jeśli w jakikolwiek sposób ucierpi na tym druga osoba – wyjaśnia Monika Kotlarek, psycholog i mental health worker, mieszkająca i pracująca w Sydney. Słowo „phubbing” powstało przed siedmiu laty właśnie w Australii. Wraz z pojawieniem się go w słowniku rozpoczęła się jego międzynarodowa kariera. Zjawisko przybierało na sile wraz z rosnącą rolą smartfonów w naszym życiu. W Polsce termin „phubbing” wciąż nie jest powszechnie znany, choć z zachowaniem, które się za nim kryje, spotykamy się bez przerwy.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.