Antek cyk, Mańka cyk! Kupili se motocykl

Antek cyk, Mańka cyk! Kupili se motocykl

Dodano:   /  Zmieniono: 
Moja Warszawa i moje zabytki to widok na Bielany
Tytuł jest niewątpliwie dziwaczny, zwłaszcza że autorowi skojarzył się z powojenną odbudową Warszawy. Właśnie znów minęła rocznica sierpnia. Cóż może oznaczać okrzyk: "Antek cyk, Mańka cyk!"? Bardziej trywialnym umysłom skojarzy się z gorzałą, ale czynność cykania, o której mowa, prowadzi do kupna motocykla. To nie utracjusze tak śpiewają, ale młodzi ludzie czynu, którzy stanąwszy w 1945 r. na gruzach stolicy, poczuli bunt przeciw losowi swojego miasta i wolę jego odzyskania. Tak więc alegoryczne "cyk" to po prostu wola działania (róbmy coś... no to cyk!). Postępując dalej w rozbudowie tej ryzykownej metafory, odkrywamy psychologię bezdomnej ludności zrujnowanej stolicy tamtych czasów. Rząd Bieruta postanowił o utworzeniu stolicy państwa w Łodzi. Myśl była zapewne ruska, a już na pewno chorobliwa. Miał rację Jan Józef Szczepański, że komuniści polscy mają mentalność skoczków spadochronowych obcego kraju rzuconych na nie znaną sobie zupełnie ziemię. Jak inaczej wytłumaczyć zajęcie olbrzymiego obszaru w centrum miasta pod budowę Pałacu Kultury, osiedli dla robotników sowieckich itd. Przecież tam mogli zamieszkać w nowych blokach bezdomni warszawiacy. Mimo to Antek z Mańką swoje. "Antek cyk, Mańka cyk! Kupili se motocykl."
W tym wypadku motocykl nie symbolizuje heroicznego wysiłku odbudowy z ruin miasta, lecz po prostu chęć posiadania motocykla. Dzieje marzeń Polaków o pojazdach mechanicznych użytku domowego to na pewno ciekawa tematyka. Mam nadzieję, że dzisiaj Antek jeździ mercedesem, a Mańka oplem. Ponieważ nie płakali, lecz "cykali", powinni być dzisiaj zasobnymi przedsiębiorcami.
I tu natrafiam na bolesne miejsce w mojej duszy. Obecne centrum i architektoniczna rozbudowa licznych centrów Warszawy jest klinicznym przykładem burzliwej rozbudowy neokapitalistycznego państwa, które jeszcze gdzieniegdzie usiłuje się wyrwać z biurokratycznych więzów Kołodki. Problem jest w estetyce. W Europie dużo jest dziś odbudowanych lub nowo budowanych kompleksów urbanistycznych ani ładnych, ani brzydkich. Tam, gdzie najbardziej szalała wojna, brak zabytków.
A moja Warszawa i moje zabytki to widok na Bielany, na ocalałą studnię podwórkową w jakiejś kamienicy śródmiejskiej, to płyta chodnika roztrzaskana na moich oczach granatem na Żoliborzu (do tej pory nie zreperowana) oraz Grób Nieznanego Żołnierza, dawniej otoczony kolumnadą wspierającą gmach Sztabu Generalnego Wojska Polskiego II Rzeczypospolitej. Przed nią stał pomnik księcia Józefa Poniatowskiego.
Sen mara, Bóg wiara.
Więcej możesz przeczytać w 32/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.