Śledź ala łosoś

Śledź ala łosoś

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jestem dziś śmiertelnie poważny, a mars, który przecina me lico, nie ma nic wspólnego z zatykającą słodyczą wiadomego batonika. Podstępnie mnie bowiem oszukano. Było to tak.

Piotrze!

Jestem dziś śmiertelnie poważny, a mars, który przecina me lico, nie ma nic wspólnego z zatykającą słodyczą wiadomego batonika. Podstępnie mnie bowiem oszukano. Było to tak.
Bardzo lubię świeżo wyciśnięty sok z cytrusów, lecz nie zawsze chce mi się samemu go robić. Ucieszyłem się więc, widząc w sklepowych chłodziarkach kartony firmowane przez Spółdzielczą Mleczarnię Spomlek z Radzynia Podlaskiego. Radość wywołały napisy na kartoniku: "1 litr grejpfrutów", "Świeży sok z drobinami owoców" czy wreszcie inwokacja: "To Natura stworzyła soczyste owoce, to Natura dała im smak i aromat. My je tylko wycisnęliśmy".
Euforycznie pakowałem kartoniki do wózka, a w domu natychmiast jeden otworzyłem. Wystarczył jednak łyk, by stwierdzić, że to nie jest świeżo wyciśnięty sok. Jąłem uważnie studiować napisy na opakowaniu. Z boku znalazłem inskrypcję: "Stuprocentowy sok grejpfrutowy z drobinami owoców. Świeży. Naturalnie mętny. Skład: naturalny zagęszczony sok grejpfrutowy z drobinami owoców, woda". I co powiesz? Robią go z koncentratu, niecnoty, a napisami na kartonie wprowadzają w błąd klientów!
Podobnie oszukańcze praktyki stosują producenci marynowanych śledzi czy też szprotek, podszywający się pod anchovies. Anchovies to angielskie, zrozumiałe na całym świecie słowo oznaczające sardele. Równie jasne jest francuskie anchois - sardele i nic ponadto. Tymczasem w naszych sklepach dostępne są "Anchovies helskie", robione z ryb bałtyckich. Producenci nie piszą na opakowaniach, że są to filety typu anchovies, tym samym sugerują, że sprzedają sardele. A ileż potem awantur w knajpach. Zamawiam na przykład sałatkę z anchovies, dostaję śledzie, mówię, że to nie anchovies, oni mi przynoszą puszkę z napisem "anchovies" i śledziami w środku, ja im każę zajrzeć do słownika wyrazów obcych, gdzie stoi jak wół, że anchovies to sardele, oni się tłumaczą, że nazwa składnika w daniu zgadza się z nazwą produktu w puszce, i tak w kółko. Wstyd i hańba.

Bardzo Zły
Robert Makłowicz


Drogi przyjacielu!

Niestety, ugrzęźliśmy w gąszczu źle sformułowanych przepisów. Prawo pozwala nazywać produkt, jak się komu podoba, byle na opakowaniu podano skład. Tymczasem nie każdemu przyjdzie do głowy sprawdzać ingrediencje, zwłaszcza że zostały one przez fachowców zaszyfrowane w enigmatyczne "E-30" i tym podobne eufemizmy. Wolno więc sprzedawać "napój multiwitaminowy", w którym nie pływa ani pół witaminy, czy margarynę pod nazwą "masło kremowe" albo "masło roślinne".
Albo mięso z kraba. Od kiedy w hurtowniach pokazały się tak zwane paluszki krabowe, szybciutko wyparły z restauracyjnych kuchni prawdziwe krabie mięso, nawet to rosyjskie. A przecież te "paluszki" to parówki z morskich śmieci, zafarbowane na krabowy kolor, prawie pozbawione smaku, a jeżeli mają smak, to został on im sztucznie nadany. Za to są tanie, właśnie jak parówki.
Warto jednak zauważyć, że w swej przyrodzonej perwersyjności sztuka kulinarna praktykuje i wręcz pielęgnuje czasem formę podróbki. Weźmy nazwy niektórych potraw: fałszywy zając, fałszywa zupa żółwiowa (bez żółwia, za to obowiązkowo na cielęcej głowie), gołąbki, kawior z bakłażana (rosyjskie). Większość wymyślono z biedy, ale stopniowo stały się klasyką.
Ale już całkiem nie z biedy uprawiano na chińskim dworze cesarskim, a dziś na niwie nieco szerzej dostępnej gawiedzi, sztukę imitacji kulinarnej: kucharze artyści z sojowego tofu wyczarowują bezmięsną kaczkę po pekińsku, wołowinę słodko-kwaśną - łudząco podobne do prawdziwych nie tylko z wyglądu, ale i w smaku. W latach 80. pewien inżynier (tak było na etykiecie - "inż.") pod Warszawą produkował "śledzia ala łosoś", który cieszył się ogromnym powodzeniem i zbierał bardzo pochlebne recenzje.
Na pohybel jednak naciągaczom, którzy próbują nas oszukać wyłącznie opakowaniem, wziąć forsę i w nogi. Twój szczerze oddany Wspólnej Sprawie.

Bikont o Smaku
Identycznym z Naturalnym


Pokusa Janssona
Jedno z niewielu dań szwedzkich, które lubi Robert Makłowicz
  • 6 średnich ziemniaków
  • 20 filecików anchois (sardeli!) wraz z olejem, w którym przebywały
  • 2 cebule
  • 200 ml gęstej, lekko ubitej śmietany
  • łyżka masła
  • 2 łyżki bułki tartej

Ziemniaki obrać, umyć i pokroić "na zapałkę". Połowę ziemniaków ułożyć w wysmarowanym masłem naczyniu do zapiekania, dodać anchois i drobno posiekaną cebulę, przykryć resztą ziemniaków, całość lekko ugnieść, dodać olej spod rybek, polać śmietaną, posypać bułką tartą. Piec około 45 min w piekarniku nagrzanym do 180°C.
Więcej możesz przeczytać w 42/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.