Rozmowa z PERCYM BARNEVIKIEM, prezesem rady nadzorczej ABB
"Wprost": - Ten rok dla gospodarki światowej nie będzie lepszy od poprzedniego. Czy w 1999 r. lista państw dotkniętych kryzysem może się znacznie rozszerzyć?
Percy Barnevik: - W ostatnim kwartale ubiegłego roku ujawniły się pewne niekorzystne zjawiska w gospodarce amerykańskiej. Sądzę, że i dla Europy rok 1999 będzie słabszy. Nie widzę też żadnych sygnałów świadczących o poprawie koniunktury w Japonii, która odgrywa kluczową rolę w gospodarce azjatyckiej. Z drugiej strony, pojawiają się symptomy świadczące o przezwyciężeniu kryzysu przez firmy koreańskie. Wydaje się także, że niektóre kraje Azji Południowo-Wschodniej, na przykład Tajlandia, odbiły się już od dna.
- Azjatycka "grypa" przenosi się tymczasem do Ameryki Południowej, a jej pierwszą ofiarą padła Brazylia.
- Aż tak bardzo nie obawiam się o brazylijską gospodarkę, gdyż już wcześniej podjęto tam działania łagodzące skutki ewentualnej recesji. Wszyscy pamiętają, jakie spustoszenie wywołał tam kilka lat temu kryzys meksykański. Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Stany Zjednoczone, nauczone tym smutnym doświadczeniem, udzieliły Brazylii pomocy finansowej. Nie wierzę, że dziewięcioprocentowa dewaluacja może spowodować chaos w tym regionie.
- Nie obawia się pan globalnego kryzysu?
- Nie. W 1999 r. światowa koniunktura ulegnie pogorszeniu, ale nie oznacza to, że świat zmierza w kierunku globalnego kryzysu.
- Ekonomiści są jednak zgodni, że bez radykalnych reform w końcu może dojść do takiego kryzysu. Jakie ogniwa gospodarki kapitalistycznej wymagają natychmiastowej naprawy?
- Bez wątpienia najważniejszy jest problem bezrobocia. Są w Europie takie miejsca, na przykład południowe Włochy, północna Szwecja, niektóre regiony Wielkiej Brytanii, gdzie stopa bezrobocia przekroczyła stan alarmowy. Receptą na bezrobocie jest zwiększenie mobilności mieszkańców Europy. Rządy powinny zmieniać zapisy prawa pracy, aby ułatwiać znalezienie zatrudnienia w innym miejscu. Jednak ten, kto stracił pracę lub chce zwiększyć swoje dochody, nie może biernie czekać, aż ktoś zaoferuje mu nowe zajęcie. Jeżeli kapitał wędruje po świecie, ludzie powinni za nim podążać. Przykładem jest Ameryka, gdzie łatwo stracić pracę, ale również łatwo ją znaleźć. Amerykanie są bardziej dynamiczni i mobilni niż Europejczycy. Mieszkaniec stanu New Jersey nie zastanawia się długo nad przeprowadzką do Teksasu. W Europie nawet przeprowadzki z południa na północ Hiszpanii są rzadkością. Drugim problemem jest prywatyzacja. W większości krajów sektor państwowy jest ciągle zbyt duży. Trzeba przyspieszyć prywatyzację i oddać zarządzanie firmami w ręce nowych menedżerów. Formą terapii gospodarki kapitalistycznej będzie także rozszerzenie sektora usług.
- Dla całej Europy szczególnie niebezpieczna jest sytuacja w Rosji.
- Największym problemem tego kraju jest źle przeprowadzona prywatyzacja. Państwowe monopole przeszły w prywatne ręce, ale społeczeństwo nie było przygotowane do takiej rewolucji. W kraju, w którym inflacja wynosiła 300 proc. rocznie, a oprocentowanie kredytu 10 proc., z dnia na dzień powstawały ogromne fortuny. Wielu zbiło majątek, kupując na rynku wewnętrznym surowce dotowane przez państwo i sprzedając je na światowych giełdach pięciokrotnie drożej. W ten sposób miliardy dolarów zamiast w kasie państwa znalazły się na prywatnych kontach osób, które umiały wykorzystać luki prawne. Zmieniono formę własności wielu kluczowych przedsiębiorstw, nie zmieniając ich zarządów. "Starzy" ludzie nie umieli funkcjonować w nowych warunkach, dlatego wiele firm musiało upaść.
- Jakie wnioski z ostatnich kryzysów powinni wyciągnąć kierujący polską gospodarką?
- Trudno porównywać polską gospodarkę z rosyjską czy azjatycką. Polska, państwo demokratyczne i zmierzające w kierunku gospodarki rynkowej, ma już za sobą wiele podstawowych reform, które na przykład Rosja zamierza dopiero przeprowadzić. Kierujących polską gospodarką trzeba ostrzec między innymi przed konsekwencjami spekulacyjnego boomu budowlanego, jaki obserwowaliśmy w Tajlandii. Kryzys koreański uczy nas konieczności zachowania proporcji między małymi firmami a gigantami. Należy też unikać zaciągania zbyt dużych, krótkoterminowych pożyczek zagranicznych. Trzeba także stale walczyć z korupcją, której skutki widoczne są w Indonezji.
Receptą na bezrobocie w Europie jest zwiększenie mobilności jej mieszkańców. Jeżeli kapitał wędruje po świecie, ludzie powinni za nim podążać
- Czy Europa, a w szczególności Unia Europejska, jest przygotowana do obrony przez załamaniem gospodarczym?
- W Unii Europejskiej zawsze żywe były tendencje protekcjonistyczne. Unia broniła się przed zbyt dużym importem z Rosji czy Azji. Według mnie, to zła strategia, zwłaszcza w czasach wysokiego bezrobocia. My, przedsiębiorcy, odrzucamy protekcjonizm i domagamy się wolnej konkurencji międzynarodowej. Teraz Bruksela stoi przed zadaniem rozszerzenia unii o Polskę i inne państwa środkowo-wschodniej Europy. Obawiam się, że to raczej z jej strony, a nie ze strony Polski, można oczekiwać opóźnień w procesie integracji. Ilekroć jestem w Brukseli, powtarzam tamtejszym decydentom, aby do tego nie dopuszczali. Rozumiem jednak, że zanim unia przyjmie nowe państwa, musi przeprowadzić trudne reformy swoich instytucji. Trzeba uzgodnić liczbę komisarzy i dostosować system głosowania, aby nie doszło do paraliżu decyzyjnego w organizacji liczącej dwadzieścia czy więcej państw członkowskich. Także Polska stoi przed trudnym zadaniem. Jeszcze kilka lat temu podczas moich wizyt w waszym kraju spotykałem się z bagatelizowaniem konieczności przeprowadzenia reform. "Nie mamy większych problemów z dostosowaniem się do standardów UE. Polska jest przecież liderem przemian w regionie" - słyszałem z ust przedstawicieli rządu. Później byli zaskoczeni, gdy unia domagała się zmian w hutnictwie czy górnictwie. Musicie jeszcze wiele zrobić, by skutecznie konkurować na unijnym rynku bez granic.
- Na ile pomocna okaże się wspólna unijna waluta? Czy euro ma szansę stać się - obok dolara - światową walutą?
- Na pewno tak. Istnienie dwóch światowych walut jest korzystne dla gospodarki. Dwóch, gdyż znaczenie jena bardzo zmalało w ostatnich latach. Chociaż - moim zdaniem - dolar pozostanie najważniejszą walutą. Konsekwencje wprowadzenia euro będą większe, niż się spodziewamy. Popierając wprowadzenie europejskiej waluty, myślałem głównie o małych przedsiębiorstwach, którym euro znacznie ułatwi prowadzenie działalności handlowej, uprości administrację i umożliwi oszczędności na kosztach wymiany. Euro to także rewolucja dla konsumenta. Gdy ceny towarów w różnych krajach podawane będą w tej walucie, konsument bez trudu dostrzeże, że jakiś produkt jest we Włoszech o 50 proc. droższy niż w Niemczech. Będzie się więc opłacało wyjechać za granicę na zakupy. Na dłuższą metę musi to doprowadzić do spadku cen.
- Panuje przekonanie, że najlepszą receptą na poprawę koniunktury są fuzje wielkich koncernów.
- Właśnie wróciłem z rozmów, podczas których Volvo kupiło 20 proc. udziałów Scanii, szwedzkiego producenta ciężarówek. Wcześniej w Londynie uzgodniliśmy fuzję szwedzkiej firmy chemicznej Astra z brytyjską Zenecą. Ja stanę na czele zarządu połączonej firmy. Kiedyś w Niemczech jeździły tylko niemieckie lokomotywy. Przez sto lat Niemcy nie sprowadzili ani jednej lokomotywy. Teraz mamy europejską lokomotywę, która sprzedawana jest w całej Europie. Trwają już prace nad światową lokomotywą. W dawnych czasach w Niemczech istniało pięciu producentów lokomotyw, którzy konkurowali tylko między sobą. Dzisiaj muszą stawić czoło firmom włoskim czy francuskim. Podobnie z ciężarówkami. Innych modeli używano w Ameryce Łacińskiej, innych w Stanach Zjednoczonych, a jeszcze innych w Europie. Obecnie skonstruowano jedną płytę podłogową samochodów produkowanych na całym świecie. Kiedyś potentatem był producent 25 tys. ciężarówek; teraz należy wytwarzać 100 tys. pojazdów rocznie, aby odgrywać istotną rolę.
Percy Barnevik (58 lat) rozpoczął karierę w 1966 r. w szwedzkim konglomeracie Johnson Group, a następnie został menedżerem Sandvik AB, a w drugiej połowie lat 70. był prezesem Sandvik USA. Od 1980 r. kierował koncernem elektronicznym ASEA, który pod jego rządami piętnastokrotnie zwiększył swoją wartość rynkową. Gdy w 1987 r. ogłoszono największą w historii międzynarodową fuzję - ASEA ze szwajcarsko-niemiecką BBC Brown Boveri - na wiele lat został prezesem nowego koncernu. Wkrótce ABB podwoił sprzedaż (do 34 mld USD); zyski firmy wzrosły czterokrotnie, a wartość akcji - siedmiokrotnie. Jako entuzjasta idei jednej Europy Barnevik wprowadził ABB do Europy Środkowej i Wschodniej. Dziś ABB Polska zatrudnia 10 tys. pracowników, a obroty firmy wynoszą 700 mln USD rocznie. Od 1997 r. Barnevik przewodniczy radzie nadzorczej ABB. Niezależnie od tego jest prezesem rady nadzorczej Sandvik AB (od 1983 r.). Najważniejszą jego funkcją jest jednak stanowisko prezesa rady nadzorczej holdingu Investor AB, w skład którego wchodzą m.in. Ericsson, Electrolux, Scania, SAS i Astra. Jako jedyna osoba spoza szwedzkiego rodu Wallenbergów uczestniczy w zarządzaniu ich imperium. Percy Barnevik zasiada w wielu międzynarodowych instytucjach doradczych oraz komisjach wspierających integrację europejską. Kilka europejskich i amerykańskich uczelni przyznało mu doktoraty honoris causa. Otrzymał też liczne prestiżowe nagrody, w tym czterokrotnie tytuł prezesa najbardziej szanowanej firmy w Europie. W styczniu 1999 r. Polski Klub Biznesu uhonorował go Oskarem Polskiego Biznesu. Jest niezwykle pracowity, śpi tylko cztery godziny na dobę, lubi książki historyczne i żeglarstwo.
- Czy Volvo kupi FIAT-a?
- Za wcześnie o tym mówić... W przemyśle samochodowym skraca się czas pomiędzy premierami kolejnych generacji samochodów. Na przykład dla BMW taki okres wynosił kiedyś dziesięć lat, teraz około siedmiu. Ciągle też rosną koszty opracowania nowej konstrukcji. Dawniej wynosiły 5 mld koron szwedzkich, potem 10 mld i 20 mld, a wkrótce może dojdą do 40 mld koron. Przy takich sumach niezmiernie ważne jest, ile pojazdów zdoła się sprzedać. Jest ogromna różnica, kiedy sprzeda się pół miliona, milion czy pięć milionów egzemplarzy. Te wszystkie fakty potwierdzają korzyści płynące z łączenia się firm.
- Czy jednak nie traci na tym konsument, mający mniejszą możliwość wyboru?
- Wręcz przeciwnie, konsument zyskuje. Nie oznacza to, że fuzje natychmiast doprowadzają do spadku cen. Na pewno przyczyniają się do obniżenia kosztów, co może spowodować spadek cen. Jeżeli koszty budowy nowego modelu można rozłożyć na większą liczbę sprzedanych samochodów, powinno się to odbić na jego cenie.
- Gdzie jednak przebiega granica między globalizacją a monopolizacją gospodarki?
- W miarę zanikania państwowych granic coraz rzadziej dochodzi do monopolizacji. Dominuje ona tam, gdzie gospodarka funkcjonuje w izolacji. Przykładem mógł być Związek Radziecki. Gdy państwo pozostaje otwarte na konkurencję zagraniczną, coraz trudniej jest utrzymać monopol. Do niedawna w Szwecji koleje były własnością państwa. Ostatnio firma francuska kupiła koleje podmiejskie w Sztokholmie i przewozi już 10 proc. wszystkich pasażerów. Podobne transakcje mogą być zawarte w Göteborgu i Malmö. Nie oznacza to, że biznesmeni nie lubią monopoli. My lubimy przecież zarabiać jak najwięcej. Należy natomiast walczyć z kartelami. Tropieniem karteli i nakładaniem na nie kar zajmują się specjalne instytucje w Brukseli.
- Kto dzisiaj rządzi światem: politycy czy szefowie wielkich koncernów? Można odnieść wrażenie, że ważniejsze decyzje zapadają na spotkaniu szefów 50 koncernów niż ministrów finansów państw OECD.
- Pełnimy różne funkcje. Przywódcy polityczni tworzą ramy, ustanawiają reguły gry. Ich rola w tym zakresie jest coraz bardziej ograniczana przez Brukselę, której głos w wielu dziedzinach jest decydujący. Jednak zadaniem polityków nie jest podejmowanie decyzji o budowie czy zamknięciu fabryki. Oni powinni tworzyć prawo, chronić środowisko naturalne, dbać o zachowanie warunków wolnej konkurencji, walczyć z kartelami i monopolami. Oni urządzają scenę, na której grają przedsiębiorcy. To ludzie tacy jak ja czy szefowie takich firm, jak General Motors, Ericsson bądź ABB, decydują, gdzie produkować, gdzie wybudować fabrykę. Nie kierujemy się przy tym żadnymi względami politycznymi, lecz wyłącznie zasadami ekonomicznymi - aby wytwarzać efektywnie i osiągać jak najwyższy zysk. Gdy warunki stworzone przez polityków nie odpowiadają przedsiębiorcom, kapitał podejmuje decyzję o przeprowadzce. Za nim wędrują najlepsi specjaliści. Szwecja była zawsze krajem znanym z wysokich podatków. Określana była mianem państwa opiekuńczego. Teraz nasz rząd zaczyna rozumieć, że jeżeli u nas podatki wynoszą 75 proc., a w Wielkiej Brytanii 35 proc., to najbardziej kompetentni i dynamiczni opuszczają półwysep. Dzisiaj żaden rząd nie jest w stanie zatrzymać kapitału i ludzi, jeżeli ustanawia zbyt wysokie podatki. Coraz częściej obserwujemy więc konkurencję między rządami. Musi to być uczciwa konkurencja, a nie subsydiowanie. Tak jak w Irlandii Północnej, gdzie inwestorzy mogą liczyć na zwolnienie od podatku przez dziesięć lat, dostać za darmo grunt itd. To nie jest zdrowa konkurencja. Konkurować można przez prowadzenie elastycznej i mądrej polityki fiskalnej. Takiej, która przyciąga kapitał zagraniczny i zatrzymuje krajowy.
Percy Barnevik: - W ostatnim kwartale ubiegłego roku ujawniły się pewne niekorzystne zjawiska w gospodarce amerykańskiej. Sądzę, że i dla Europy rok 1999 będzie słabszy. Nie widzę też żadnych sygnałów świadczących o poprawie koniunktury w Japonii, która odgrywa kluczową rolę w gospodarce azjatyckiej. Z drugiej strony, pojawiają się symptomy świadczące o przezwyciężeniu kryzysu przez firmy koreańskie. Wydaje się także, że niektóre kraje Azji Południowo-Wschodniej, na przykład Tajlandia, odbiły się już od dna.
- Azjatycka "grypa" przenosi się tymczasem do Ameryki Południowej, a jej pierwszą ofiarą padła Brazylia.
- Aż tak bardzo nie obawiam się o brazylijską gospodarkę, gdyż już wcześniej podjęto tam działania łagodzące skutki ewentualnej recesji. Wszyscy pamiętają, jakie spustoszenie wywołał tam kilka lat temu kryzys meksykański. Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Stany Zjednoczone, nauczone tym smutnym doświadczeniem, udzieliły Brazylii pomocy finansowej. Nie wierzę, że dziewięcioprocentowa dewaluacja może spowodować chaos w tym regionie.
- Nie obawia się pan globalnego kryzysu?
- Nie. W 1999 r. światowa koniunktura ulegnie pogorszeniu, ale nie oznacza to, że świat zmierza w kierunku globalnego kryzysu.
- Ekonomiści są jednak zgodni, że bez radykalnych reform w końcu może dojść do takiego kryzysu. Jakie ogniwa gospodarki kapitalistycznej wymagają natychmiastowej naprawy?
- Bez wątpienia najważniejszy jest problem bezrobocia. Są w Europie takie miejsca, na przykład południowe Włochy, północna Szwecja, niektóre regiony Wielkiej Brytanii, gdzie stopa bezrobocia przekroczyła stan alarmowy. Receptą na bezrobocie jest zwiększenie mobilności mieszkańców Europy. Rządy powinny zmieniać zapisy prawa pracy, aby ułatwiać znalezienie zatrudnienia w innym miejscu. Jednak ten, kto stracił pracę lub chce zwiększyć swoje dochody, nie może biernie czekać, aż ktoś zaoferuje mu nowe zajęcie. Jeżeli kapitał wędruje po świecie, ludzie powinni za nim podążać. Przykładem jest Ameryka, gdzie łatwo stracić pracę, ale również łatwo ją znaleźć. Amerykanie są bardziej dynamiczni i mobilni niż Europejczycy. Mieszkaniec stanu New Jersey nie zastanawia się długo nad przeprowadzką do Teksasu. W Europie nawet przeprowadzki z południa na północ Hiszpanii są rzadkością. Drugim problemem jest prywatyzacja. W większości krajów sektor państwowy jest ciągle zbyt duży. Trzeba przyspieszyć prywatyzację i oddać zarządzanie firmami w ręce nowych menedżerów. Formą terapii gospodarki kapitalistycznej będzie także rozszerzenie sektora usług.
- Dla całej Europy szczególnie niebezpieczna jest sytuacja w Rosji.
- Największym problemem tego kraju jest źle przeprowadzona prywatyzacja. Państwowe monopole przeszły w prywatne ręce, ale społeczeństwo nie było przygotowane do takiej rewolucji. W kraju, w którym inflacja wynosiła 300 proc. rocznie, a oprocentowanie kredytu 10 proc., z dnia na dzień powstawały ogromne fortuny. Wielu zbiło majątek, kupując na rynku wewnętrznym surowce dotowane przez państwo i sprzedając je na światowych giełdach pięciokrotnie drożej. W ten sposób miliardy dolarów zamiast w kasie państwa znalazły się na prywatnych kontach osób, które umiały wykorzystać luki prawne. Zmieniono formę własności wielu kluczowych przedsiębiorstw, nie zmieniając ich zarządów. "Starzy" ludzie nie umieli funkcjonować w nowych warunkach, dlatego wiele firm musiało upaść.
- Jakie wnioski z ostatnich kryzysów powinni wyciągnąć kierujący polską gospodarką?
- Trudno porównywać polską gospodarkę z rosyjską czy azjatycką. Polska, państwo demokratyczne i zmierzające w kierunku gospodarki rynkowej, ma już za sobą wiele podstawowych reform, które na przykład Rosja zamierza dopiero przeprowadzić. Kierujących polską gospodarką trzeba ostrzec między innymi przed konsekwencjami spekulacyjnego boomu budowlanego, jaki obserwowaliśmy w Tajlandii. Kryzys koreański uczy nas konieczności zachowania proporcji między małymi firmami a gigantami. Należy też unikać zaciągania zbyt dużych, krótkoterminowych pożyczek zagranicznych. Trzeba także stale walczyć z korupcją, której skutki widoczne są w Indonezji.
Receptą na bezrobocie w Europie jest zwiększenie mobilności jej mieszkańców. Jeżeli kapitał wędruje po świecie, ludzie powinni za nim podążać
- Czy Europa, a w szczególności Unia Europejska, jest przygotowana do obrony przez załamaniem gospodarczym?
- W Unii Europejskiej zawsze żywe były tendencje protekcjonistyczne. Unia broniła się przed zbyt dużym importem z Rosji czy Azji. Według mnie, to zła strategia, zwłaszcza w czasach wysokiego bezrobocia. My, przedsiębiorcy, odrzucamy protekcjonizm i domagamy się wolnej konkurencji międzynarodowej. Teraz Bruksela stoi przed zadaniem rozszerzenia unii o Polskę i inne państwa środkowo-wschodniej Europy. Obawiam się, że to raczej z jej strony, a nie ze strony Polski, można oczekiwać opóźnień w procesie integracji. Ilekroć jestem w Brukseli, powtarzam tamtejszym decydentom, aby do tego nie dopuszczali. Rozumiem jednak, że zanim unia przyjmie nowe państwa, musi przeprowadzić trudne reformy swoich instytucji. Trzeba uzgodnić liczbę komisarzy i dostosować system głosowania, aby nie doszło do paraliżu decyzyjnego w organizacji liczącej dwadzieścia czy więcej państw członkowskich. Także Polska stoi przed trudnym zadaniem. Jeszcze kilka lat temu podczas moich wizyt w waszym kraju spotykałem się z bagatelizowaniem konieczności przeprowadzenia reform. "Nie mamy większych problemów z dostosowaniem się do standardów UE. Polska jest przecież liderem przemian w regionie" - słyszałem z ust przedstawicieli rządu. Później byli zaskoczeni, gdy unia domagała się zmian w hutnictwie czy górnictwie. Musicie jeszcze wiele zrobić, by skutecznie konkurować na unijnym rynku bez granic.
- Na ile pomocna okaże się wspólna unijna waluta? Czy euro ma szansę stać się - obok dolara - światową walutą?
- Na pewno tak. Istnienie dwóch światowych walut jest korzystne dla gospodarki. Dwóch, gdyż znaczenie jena bardzo zmalało w ostatnich latach. Chociaż - moim zdaniem - dolar pozostanie najważniejszą walutą. Konsekwencje wprowadzenia euro będą większe, niż się spodziewamy. Popierając wprowadzenie europejskiej waluty, myślałem głównie o małych przedsiębiorstwach, którym euro znacznie ułatwi prowadzenie działalności handlowej, uprości administrację i umożliwi oszczędności na kosztach wymiany. Euro to także rewolucja dla konsumenta. Gdy ceny towarów w różnych krajach podawane będą w tej walucie, konsument bez trudu dostrzeże, że jakiś produkt jest we Włoszech o 50 proc. droższy niż w Niemczech. Będzie się więc opłacało wyjechać za granicę na zakupy. Na dłuższą metę musi to doprowadzić do spadku cen.
- Panuje przekonanie, że najlepszą receptą na poprawę koniunktury są fuzje wielkich koncernów.
- Właśnie wróciłem z rozmów, podczas których Volvo kupiło 20 proc. udziałów Scanii, szwedzkiego producenta ciężarówek. Wcześniej w Londynie uzgodniliśmy fuzję szwedzkiej firmy chemicznej Astra z brytyjską Zenecą. Ja stanę na czele zarządu połączonej firmy. Kiedyś w Niemczech jeździły tylko niemieckie lokomotywy. Przez sto lat Niemcy nie sprowadzili ani jednej lokomotywy. Teraz mamy europejską lokomotywę, która sprzedawana jest w całej Europie. Trwają już prace nad światową lokomotywą. W dawnych czasach w Niemczech istniało pięciu producentów lokomotyw, którzy konkurowali tylko między sobą. Dzisiaj muszą stawić czoło firmom włoskim czy francuskim. Podobnie z ciężarówkami. Innych modeli używano w Ameryce Łacińskiej, innych w Stanach Zjednoczonych, a jeszcze innych w Europie. Obecnie skonstruowano jedną płytę podłogową samochodów produkowanych na całym świecie. Kiedyś potentatem był producent 25 tys. ciężarówek; teraz należy wytwarzać 100 tys. pojazdów rocznie, aby odgrywać istotną rolę.
Percy Barnevik (58 lat) rozpoczął karierę w 1966 r. w szwedzkim konglomeracie Johnson Group, a następnie został menedżerem Sandvik AB, a w drugiej połowie lat 70. był prezesem Sandvik USA. Od 1980 r. kierował koncernem elektronicznym ASEA, który pod jego rządami piętnastokrotnie zwiększył swoją wartość rynkową. Gdy w 1987 r. ogłoszono największą w historii międzynarodową fuzję - ASEA ze szwajcarsko-niemiecką BBC Brown Boveri - na wiele lat został prezesem nowego koncernu. Wkrótce ABB podwoił sprzedaż (do 34 mld USD); zyski firmy wzrosły czterokrotnie, a wartość akcji - siedmiokrotnie. Jako entuzjasta idei jednej Europy Barnevik wprowadził ABB do Europy Środkowej i Wschodniej. Dziś ABB Polska zatrudnia 10 tys. pracowników, a obroty firmy wynoszą 700 mln USD rocznie. Od 1997 r. Barnevik przewodniczy radzie nadzorczej ABB. Niezależnie od tego jest prezesem rady nadzorczej Sandvik AB (od 1983 r.). Najważniejszą jego funkcją jest jednak stanowisko prezesa rady nadzorczej holdingu Investor AB, w skład którego wchodzą m.in. Ericsson, Electrolux, Scania, SAS i Astra. Jako jedyna osoba spoza szwedzkiego rodu Wallenbergów uczestniczy w zarządzaniu ich imperium. Percy Barnevik zasiada w wielu międzynarodowych instytucjach doradczych oraz komisjach wspierających integrację europejską. Kilka europejskich i amerykańskich uczelni przyznało mu doktoraty honoris causa. Otrzymał też liczne prestiżowe nagrody, w tym czterokrotnie tytuł prezesa najbardziej szanowanej firmy w Europie. W styczniu 1999 r. Polski Klub Biznesu uhonorował go Oskarem Polskiego Biznesu. Jest niezwykle pracowity, śpi tylko cztery godziny na dobę, lubi książki historyczne i żeglarstwo.
- Czy Volvo kupi FIAT-a?
- Za wcześnie o tym mówić... W przemyśle samochodowym skraca się czas pomiędzy premierami kolejnych generacji samochodów. Na przykład dla BMW taki okres wynosił kiedyś dziesięć lat, teraz około siedmiu. Ciągle też rosną koszty opracowania nowej konstrukcji. Dawniej wynosiły 5 mld koron szwedzkich, potem 10 mld i 20 mld, a wkrótce może dojdą do 40 mld koron. Przy takich sumach niezmiernie ważne jest, ile pojazdów zdoła się sprzedać. Jest ogromna różnica, kiedy sprzeda się pół miliona, milion czy pięć milionów egzemplarzy. Te wszystkie fakty potwierdzają korzyści płynące z łączenia się firm.
- Czy jednak nie traci na tym konsument, mający mniejszą możliwość wyboru?
- Wręcz przeciwnie, konsument zyskuje. Nie oznacza to, że fuzje natychmiast doprowadzają do spadku cen. Na pewno przyczyniają się do obniżenia kosztów, co może spowodować spadek cen. Jeżeli koszty budowy nowego modelu można rozłożyć na większą liczbę sprzedanych samochodów, powinno się to odbić na jego cenie.
- Gdzie jednak przebiega granica między globalizacją a monopolizacją gospodarki?
- W miarę zanikania państwowych granic coraz rzadziej dochodzi do monopolizacji. Dominuje ona tam, gdzie gospodarka funkcjonuje w izolacji. Przykładem mógł być Związek Radziecki. Gdy państwo pozostaje otwarte na konkurencję zagraniczną, coraz trudniej jest utrzymać monopol. Do niedawna w Szwecji koleje były własnością państwa. Ostatnio firma francuska kupiła koleje podmiejskie w Sztokholmie i przewozi już 10 proc. wszystkich pasażerów. Podobne transakcje mogą być zawarte w Göteborgu i Malmö. Nie oznacza to, że biznesmeni nie lubią monopoli. My lubimy przecież zarabiać jak najwięcej. Należy natomiast walczyć z kartelami. Tropieniem karteli i nakładaniem na nie kar zajmują się specjalne instytucje w Brukseli.
- Kto dzisiaj rządzi światem: politycy czy szefowie wielkich koncernów? Można odnieść wrażenie, że ważniejsze decyzje zapadają na spotkaniu szefów 50 koncernów niż ministrów finansów państw OECD.
- Pełnimy różne funkcje. Przywódcy polityczni tworzą ramy, ustanawiają reguły gry. Ich rola w tym zakresie jest coraz bardziej ograniczana przez Brukselę, której głos w wielu dziedzinach jest decydujący. Jednak zadaniem polityków nie jest podejmowanie decyzji o budowie czy zamknięciu fabryki. Oni powinni tworzyć prawo, chronić środowisko naturalne, dbać o zachowanie warunków wolnej konkurencji, walczyć z kartelami i monopolami. Oni urządzają scenę, na której grają przedsiębiorcy. To ludzie tacy jak ja czy szefowie takich firm, jak General Motors, Ericsson bądź ABB, decydują, gdzie produkować, gdzie wybudować fabrykę. Nie kierujemy się przy tym żadnymi względami politycznymi, lecz wyłącznie zasadami ekonomicznymi - aby wytwarzać efektywnie i osiągać jak najwyższy zysk. Gdy warunki stworzone przez polityków nie odpowiadają przedsiębiorcom, kapitał podejmuje decyzję o przeprowadzce. Za nim wędrują najlepsi specjaliści. Szwecja była zawsze krajem znanym z wysokich podatków. Określana była mianem państwa opiekuńczego. Teraz nasz rząd zaczyna rozumieć, że jeżeli u nas podatki wynoszą 75 proc., a w Wielkiej Brytanii 35 proc., to najbardziej kompetentni i dynamiczni opuszczają półwysep. Dzisiaj żaden rząd nie jest w stanie zatrzymać kapitału i ludzi, jeżeli ustanawia zbyt wysokie podatki. Coraz częściej obserwujemy więc konkurencję między rządami. Musi to być uczciwa konkurencja, a nie subsydiowanie. Tak jak w Irlandii Północnej, gdzie inwestorzy mogą liczyć na zwolnienie od podatku przez dziesięć lat, dostać za darmo grunt itd. To nie jest zdrowa konkurencja. Konkurować można przez prowadzenie elastycznej i mądrej polityki fiskalnej. Takiej, która przyciąga kapitał zagraniczny i zatrzymuje krajowy.
Więcej możesz przeczytać w 5/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.