W tych dniach ukazała się w Stanach Zjednoczonych oczekiwana z niecierpliwością książka "Noah's Flood" ("Powódź Noego"), w której dwaj amerykańscy naukowcy opisują kataklizm sprzed 7600 lat.
Walter Pitman i William Ryan, geolodzy z Lamont-Doherty Earth Observatory na Uniwersytecie Columbia, od pewnego czasu twierdzą, że nad Morzem Czarnym odnaleźli ślady biblijnego potopu.
Patrząc dziś na skąpane w słońcu łagodne wzgórza nad cieśniną Bosfor, trudno dostrzec jakiekolwiek ślady tamtego zdarzenia i pojąć rozmiary klęski, jaka dotknęła to spokojne miejsce w przeszłości. Gdy 20 tys. lat temu lodowce skuwały północną Europę, poziom wody w oceanach był niższy od obecnego o 120 m. Ogromna ilość wody była uwięziona w lodzie. Nad ówczesnym "Jeziorem Czarnym" panował suchy klimat i przypominało ono dzisiejsze Morze Kaspijskie. Odcięte od mórz i oceanów, było ogromnym zbiornikiem słodkiej wody, znacznie większym niż Wielkie Jeziora w Ameryce Północnej, ale mniej więcej o połowę mniejszym od Morza Czarnego. Gdy dobiegła końca epoka lodowcowa i podnosił się poziom mórz, wody stopniowo wypełniły cieśninę Dardanele i morze Marmara. Geolodzy uważają, że w miejscu, gdzie dziś znajduje się cieśnina Bosfor, dawniej istniała głęboka dolina. Gdy poziom mórz bardziej się podniósł (sięgając 15 m poniżej dzisiejszego stanu), woda zatopiła i tę dolinę. Pewnego dnia pękła ostatnia bariera. Do "Jeziora Czarnego" popłynęła monstrualna rzeka. Przez wielki wodospad dziennie przelewało się 50 km sześc. słonej wody. Łoskot szalejącego nurtu niczym odgłos eksplozji rozchodził się na odległość 100 km. Potop przyniósł do jeziora morskie zwierzęta, wśród nich mięczaki, których pogruchotane muszelki spoczywają dziś zagrzebane w mule 130 m pod dnem. Geolodzy wiedzieli, że w przeszłości Morze Czarne wielokrotnie zmieniało się z wielkiego jeziora słodkiej wody w morze i odwrotnie. Nikt jednak nie przypuszczał, że te metamorfozy mogły przybierać rozmiary katastrofy.
William Ryan, badając w latach 60. Morze Śródziemne, wraz z dwoma kolegami odkrył pod jego dnem grube złoża soli. Doszedł wtedy do wniosku, że morze wyschło ok. 6 mln lat temu, gdy dryfujące kontynenty zamknęły Cieśninę Gibraltarską, jedyne połączenie z Atlantykiem. Kilkaset tysięcy lat później naturalna tama ustąpiła. Powstały gigantyczne wodospady, przez które wody oceanu ponownie wdarły się na ląd, wypełniając dawny basen morski w niespełna sto lat.
Próbując wyobrazić sobie owo zdarzenie, jeden z przyjaciół Ryana porównał je do biblijnego potopu. Ryan i Pitman, zaintrygowani jego uwagą, zaczęli się zastanawiać, gdzie i kiedy opisywana w starożytnych księgach katastrofa mogła się wydarzyć. Zdarzenie sprzed ponad 5 mln lat nie mogło zostać przez nikogo zapamiętane - wówczas gatunek ludzki jeszcze nie istniał. Po licznych dyskusjach naukowcy zgodzili się, że jedynym miejscem w Europie przypominającym Cieśninę Gibraltarską jest Bosfor, przesmyk łączący Morze Czarne z Marmara. Wąska i dość płytka cieśnina znajduje się blisko rejonów, w których narodziły się i zostały spisane legendy o pradawnym potopie.
Czy biblijna opowieść o potopiejest opisem katastrofalnej powodzi sprzed 7600 lat?
- Morze Czarne liczy prawdopodobnie co najmniej 19 mln lat. Powstało w wyniku przesuwania się kontynentu afrykańskiego, Półwyspu Arabskiego i Anatolii. Nigdy nie było mocno zasolone, gdyż jest za głębokie. Zmiany były napędzane przez wielokrotne zlodowacenia i interglacjały. Gdy tworzyły się lodowce, część wody zamarzała i obniżał się poziom mórz. Morze Czarne, odcięte od Śródziemnego, przeradzało się w śródlądowe jezioro. Podczas interglacjałów, czyli okresowego ocieplania się klimatu, lodowce topiły się, a woda z powrotem trafiała do oceanu, podnosząc jego poziom na tyle, że napełniał wodą również Morze Czarne - tłumaczy Walter Pitman. Te zmiany zachodziły jednak znacznie wolniej niż ostatnia przemiana sprzed 7600 lat. Wtedy - jak twierdzi Pitman - doszło do katastrofalnej i nagłej powodzi. Ale żeby zweryfikować swoje przypuszczenia, dwaj geolodzy potrzebowali dowodów.
Znaleźli je, wiercąc otwory w płytkim szelfie kontynentalnym niedaleko Krymu, w osadach złożonych 130 m poniżej dna Morza Czarnego. - Wyniki wierceń były porażające, a najważniejszym dowodem okazała się struktura osadów. Najstarsze z nich stanowił zbity muł z delty rzecznej. W szparach zeschniętego i spękanego szlamu tkwił piasek i korzenie roślin lądowych, osady te więc powstały na lądzie. Następnie znaleźliśmy warstwę rozmaitych, połamanych i wyblakłych pod wpływem słońca muszli. Takie same fragmenty, niesione przez fale i rozbijane o przybrzeżne skały można dziś znaleźć na plażach. Najmłodsze warstwy były bardzo luźne, nasączone wodą i niezwykle drobne. Wiedzieliśmy, że zalewanie jest albo nagłe i katastrofalne, albo powolne; nie ma etapów pośrednich. Gdyby poziom wód podnosił się powoli, zobaczylibyśmy osady z plaż, piaski, które stopniowo, wraz ze wzrostem głębokości wody, przechodziłyby w coraz bardziej miałki muł. Ale my tego w ogóle nie znaleźliśmy. Mieliśmy wreszcie odciski nagłej, katastrofalnej powodzi - wspomina Pitman.
Uczeni nadal nie znali jednak daty zdarzenia. Między warstwą potłuczonych muszli i osadami luźnego błota znaleźli niepozorne muszelki mięczaków Cardium edule. Stworzenia te, pierwszy gatunek masowo występujący w Morzu Czarnym, bez wątpienia zostały przyniesione z Morza Śródziemnego. Owe mięczaki mogą żyć w wodach o różnym stopniu zasolenia. Gdyby jezioro pęczniało stopniowo, muszle pojawiałyby się w osadach etapami. Był to kolejny argument przemawiający za hipotezą potopu. Znalezione muszle geolodzy datowali metodą węgla promieniotwórczego 14C. - Wyniki były jednoznaczne. Niezależnie od tego, jak głęboka była woda, muszelki miały ten sam wiek: trafiły na dno Morza Czarnego ok. 5600 r. p.n.e. Przekonaliśmy się, że cały obszar został zalany nagle - mówi Pitman. - Z geologicznego punktu widzenia było to wyjątkowo gwałtowne zdarzenie. Całkowite zalanie basenu Morza Czarnego i rozszerzenie się go do obecnych rozmiarów trwało kilka lat. Można przewidzieć, że obserwując potop z miejsca, gdzie pracowaliśmy, widzielibyśmy, jak tafla morza podnosi się o 15 cm dziennie! Gdyby taka powódź zdarzyła się nad Wisłą, ludzie mieszkający na Żuławach przed wodą musieliby się wycofywać w głąb lądu z prędkością 2 km dziennie - mówi Pitman.
Podobne powodzie zdarzały się na Ziemi w przeszłości i były związane z ocieplaniem się klimatu i topnieniem lodowców. U stóp cofających się lodowych jęzorów często powstawały jeziora, w których tamy lodowe zatrzymywały ogromną ilość wody. Pękające bariery uwalniały zbiorniki i następowały gigantyczne powodzie - woda równała z ziemią wszystko, co stanęło jej na drodze. Zapewne największą taką katastrofą było załamanie się lodowych barier wzdłuż wielkiego jeziora Agassiza, które pewnego dnia wylało się do Zatoki Hudsona, podnosząc poziom światowego oceanu o pół metra! Ale potopu sprzed 7600 lat nie można wytłumaczyć w podobny sposób.
7600 lat temu do basenu Morza Czarnego wpłynęławielka rzeka, zasilając go dziennie 50 km3 słonej wody
Czy owa katastrofalna powódź jest tą opisaną przez starożytnych? Biblijna opowieść o potopie składa się z dwóch przeplatających się wersji, różniących się w licznych szczegółach. Jedna jako przyczynę kataklizmu podaje padające przez 40 dni ulewne deszcze, druga mówi o powodzi nasilającej się przez 150 dni. Wielki potop pojawia się też w źródłach starszych niż Biblia. O szalejących morskich falach, gwałtownej powodzi i ulewach, które nadciągnęły z południa i nękały ludzkość przez sześć dni i nocy, mówi najstarsza pisana opowieść - utrwalony ok. 2000 r. p.n.e. pismem klinowym na dwunastu glinianych tabliczkach starobabiloński epos o Gilgameszu, tyranie panującym w sumeryjskim mieście Uruk (dziś Al Warka w Iraku). Także w greckim micie o Deukalionie, władcy Tesalii, rozzłoszczony Zeus karze ludzkość powodzią za panujące zepsucie. Władca Olimpu oszczędza jedynie Deukaliona i jego żonę Pyrrę, którzy chronią się przed wodą w łodzi niczym Noe w arce. Ale nawet najstarsze znane nam ślady pisma klinowego pochodzą z końca IV tysiąclecia p.n.e. Czy pamięć o katastrofie mogła przetrwać w ustnych przekazach 2,5 tys. lat, do czasu, aż Sumerowie uwiecznili ją na glinianych tabliczkach? Może przygody Gilgamesza, historia Noego i opowieść o Deukalionie mówią o zupełnie innym wydarzeniu?
- Nie możemy udowodnić, że biblijny potop to właśnie ta powódź. Mamy jednak dowody na to, że taki kataklizm się wydarzył. Jest bardzo prawdopodobne, że ówcześni ludzie zostali zmuszeni przez napierającą wodę do opuszczenia swoich siedlisk i że mogło się to stać źródłem mitów i legend. Ale raczej nigdy nie uda się tego ostatecznie rozstrzygnąć - przyznaje Walter Pitman.
Odkrycie Pitmana i Ryana zaintrygowało również archeologów. Przypuszcza się, że powódź nad Morzem Czarnym przyspieszyła rozprzestrzenianie się rolnictwa w Europie Środkowej. Badając jego początki, archeolodzy ustalili, że rolnictwo rozwinęło się tam właśnie w okresie powodzi. - Mamy pośrednie dowody, pozwalające sądzić, że 7600 lat temu na terenach, które dzisiaj pokrywa woda, mogli mieszkać ludzie. W południowo-wschodniej Europie zaraz po powodzi pojawiają się nowe ludy rolnicze. Docierają one też na dzisiejsze tereny Polski, Niemiec, Ukrainy, a nawet do Basenu Paryskiego. Również pewne rejony Anatolii, opuszczone prawdopodobnie ze względu na suchy klimat, jaki panował tam przed powodzią, zostały zasiedlone ponownie, ale przez nowe kultury. Wytwarzały one odmienną niż ich poprzednicy ceramikę, inaczej budowały domy i uprawiały ziemię. Przybysze znający bardziej zaawansowane techniki rolnicze osiedlili się w tym okresie również na Kaukazie. Rolnicy wykorzystujący irygację pojawili się w południowej Mezopotamii, a w delcie Nilu zamieszkali hodowcy udomowionych zwierząt - przekonuje Pitman.
Czy tak duża migracja tuż po powodzi jest jedynie zbiegiem okoliczności? Spekulacje Pitmana i Ryana mogą zostać wkrótce zweryfikowane. W poszukiwaniu rozstrzygających dowodów grupa archeologów zamierza przeprowadzić podwodne badania w pobliżu Synopu, miejscowości na południowym wybrzeżu Morza Czarnego. Czy rozwiążą zagadkę? - Tego nie wiemy, ale jesteśmy przekonani, że trafią na coś interesującego - konkluduje Pitman.
Patrząc dziś na skąpane w słońcu łagodne wzgórza nad cieśniną Bosfor, trudno dostrzec jakiekolwiek ślady tamtego zdarzenia i pojąć rozmiary klęski, jaka dotknęła to spokojne miejsce w przeszłości. Gdy 20 tys. lat temu lodowce skuwały północną Europę, poziom wody w oceanach był niższy od obecnego o 120 m. Ogromna ilość wody była uwięziona w lodzie. Nad ówczesnym "Jeziorem Czarnym" panował suchy klimat i przypominało ono dzisiejsze Morze Kaspijskie. Odcięte od mórz i oceanów, było ogromnym zbiornikiem słodkiej wody, znacznie większym niż Wielkie Jeziora w Ameryce Północnej, ale mniej więcej o połowę mniejszym od Morza Czarnego. Gdy dobiegła końca epoka lodowcowa i podnosił się poziom mórz, wody stopniowo wypełniły cieśninę Dardanele i morze Marmara. Geolodzy uważają, że w miejscu, gdzie dziś znajduje się cieśnina Bosfor, dawniej istniała głęboka dolina. Gdy poziom mórz bardziej się podniósł (sięgając 15 m poniżej dzisiejszego stanu), woda zatopiła i tę dolinę. Pewnego dnia pękła ostatnia bariera. Do "Jeziora Czarnego" popłynęła monstrualna rzeka. Przez wielki wodospad dziennie przelewało się 50 km sześc. słonej wody. Łoskot szalejącego nurtu niczym odgłos eksplozji rozchodził się na odległość 100 km. Potop przyniósł do jeziora morskie zwierzęta, wśród nich mięczaki, których pogruchotane muszelki spoczywają dziś zagrzebane w mule 130 m pod dnem. Geolodzy wiedzieli, że w przeszłości Morze Czarne wielokrotnie zmieniało się z wielkiego jeziora słodkiej wody w morze i odwrotnie. Nikt jednak nie przypuszczał, że te metamorfozy mogły przybierać rozmiary katastrofy.
William Ryan, badając w latach 60. Morze Śródziemne, wraz z dwoma kolegami odkrył pod jego dnem grube złoża soli. Doszedł wtedy do wniosku, że morze wyschło ok. 6 mln lat temu, gdy dryfujące kontynenty zamknęły Cieśninę Gibraltarską, jedyne połączenie z Atlantykiem. Kilkaset tysięcy lat później naturalna tama ustąpiła. Powstały gigantyczne wodospady, przez które wody oceanu ponownie wdarły się na ląd, wypełniając dawny basen morski w niespełna sto lat.
Próbując wyobrazić sobie owo zdarzenie, jeden z przyjaciół Ryana porównał je do biblijnego potopu. Ryan i Pitman, zaintrygowani jego uwagą, zaczęli się zastanawiać, gdzie i kiedy opisywana w starożytnych księgach katastrofa mogła się wydarzyć. Zdarzenie sprzed ponad 5 mln lat nie mogło zostać przez nikogo zapamiętane - wówczas gatunek ludzki jeszcze nie istniał. Po licznych dyskusjach naukowcy zgodzili się, że jedynym miejscem w Europie przypominającym Cieśninę Gibraltarską jest Bosfor, przesmyk łączący Morze Czarne z Marmara. Wąska i dość płytka cieśnina znajduje się blisko rejonów, w których narodziły się i zostały spisane legendy o pradawnym potopie.
Czy biblijna opowieść o potopiejest opisem katastrofalnej powodzi sprzed 7600 lat?
- Morze Czarne liczy prawdopodobnie co najmniej 19 mln lat. Powstało w wyniku przesuwania się kontynentu afrykańskiego, Półwyspu Arabskiego i Anatolii. Nigdy nie było mocno zasolone, gdyż jest za głębokie. Zmiany były napędzane przez wielokrotne zlodowacenia i interglacjały. Gdy tworzyły się lodowce, część wody zamarzała i obniżał się poziom mórz. Morze Czarne, odcięte od Śródziemnego, przeradzało się w śródlądowe jezioro. Podczas interglacjałów, czyli okresowego ocieplania się klimatu, lodowce topiły się, a woda z powrotem trafiała do oceanu, podnosząc jego poziom na tyle, że napełniał wodą również Morze Czarne - tłumaczy Walter Pitman. Te zmiany zachodziły jednak znacznie wolniej niż ostatnia przemiana sprzed 7600 lat. Wtedy - jak twierdzi Pitman - doszło do katastrofalnej i nagłej powodzi. Ale żeby zweryfikować swoje przypuszczenia, dwaj geolodzy potrzebowali dowodów.
Znaleźli je, wiercąc otwory w płytkim szelfie kontynentalnym niedaleko Krymu, w osadach złożonych 130 m poniżej dna Morza Czarnego. - Wyniki wierceń były porażające, a najważniejszym dowodem okazała się struktura osadów. Najstarsze z nich stanowił zbity muł z delty rzecznej. W szparach zeschniętego i spękanego szlamu tkwił piasek i korzenie roślin lądowych, osady te więc powstały na lądzie. Następnie znaleźliśmy warstwę rozmaitych, połamanych i wyblakłych pod wpływem słońca muszli. Takie same fragmenty, niesione przez fale i rozbijane o przybrzeżne skały można dziś znaleźć na plażach. Najmłodsze warstwy były bardzo luźne, nasączone wodą i niezwykle drobne. Wiedzieliśmy, że zalewanie jest albo nagłe i katastrofalne, albo powolne; nie ma etapów pośrednich. Gdyby poziom wód podnosił się powoli, zobaczylibyśmy osady z plaż, piaski, które stopniowo, wraz ze wzrostem głębokości wody, przechodziłyby w coraz bardziej miałki muł. Ale my tego w ogóle nie znaleźliśmy. Mieliśmy wreszcie odciski nagłej, katastrofalnej powodzi - wspomina Pitman.
Uczeni nadal nie znali jednak daty zdarzenia. Między warstwą potłuczonych muszli i osadami luźnego błota znaleźli niepozorne muszelki mięczaków Cardium edule. Stworzenia te, pierwszy gatunek masowo występujący w Morzu Czarnym, bez wątpienia zostały przyniesione z Morza Śródziemnego. Owe mięczaki mogą żyć w wodach o różnym stopniu zasolenia. Gdyby jezioro pęczniało stopniowo, muszle pojawiałyby się w osadach etapami. Był to kolejny argument przemawiający za hipotezą potopu. Znalezione muszle geolodzy datowali metodą węgla promieniotwórczego 14C. - Wyniki były jednoznaczne. Niezależnie od tego, jak głęboka była woda, muszelki miały ten sam wiek: trafiły na dno Morza Czarnego ok. 5600 r. p.n.e. Przekonaliśmy się, że cały obszar został zalany nagle - mówi Pitman. - Z geologicznego punktu widzenia było to wyjątkowo gwałtowne zdarzenie. Całkowite zalanie basenu Morza Czarnego i rozszerzenie się go do obecnych rozmiarów trwało kilka lat. Można przewidzieć, że obserwując potop z miejsca, gdzie pracowaliśmy, widzielibyśmy, jak tafla morza podnosi się o 15 cm dziennie! Gdyby taka powódź zdarzyła się nad Wisłą, ludzie mieszkający na Żuławach przed wodą musieliby się wycofywać w głąb lądu z prędkością 2 km dziennie - mówi Pitman.
Podobne powodzie zdarzały się na Ziemi w przeszłości i były związane z ocieplaniem się klimatu i topnieniem lodowców. U stóp cofających się lodowych jęzorów często powstawały jeziora, w których tamy lodowe zatrzymywały ogromną ilość wody. Pękające bariery uwalniały zbiorniki i następowały gigantyczne powodzie - woda równała z ziemią wszystko, co stanęło jej na drodze. Zapewne największą taką katastrofą było załamanie się lodowych barier wzdłuż wielkiego jeziora Agassiza, które pewnego dnia wylało się do Zatoki Hudsona, podnosząc poziom światowego oceanu o pół metra! Ale potopu sprzed 7600 lat nie można wytłumaczyć w podobny sposób.
7600 lat temu do basenu Morza Czarnego wpłynęławielka rzeka, zasilając go dziennie 50 km3 słonej wody
Czy owa katastrofalna powódź jest tą opisaną przez starożytnych? Biblijna opowieść o potopie składa się z dwóch przeplatających się wersji, różniących się w licznych szczegółach. Jedna jako przyczynę kataklizmu podaje padające przez 40 dni ulewne deszcze, druga mówi o powodzi nasilającej się przez 150 dni. Wielki potop pojawia się też w źródłach starszych niż Biblia. O szalejących morskich falach, gwałtownej powodzi i ulewach, które nadciągnęły z południa i nękały ludzkość przez sześć dni i nocy, mówi najstarsza pisana opowieść - utrwalony ok. 2000 r. p.n.e. pismem klinowym na dwunastu glinianych tabliczkach starobabiloński epos o Gilgameszu, tyranie panującym w sumeryjskim mieście Uruk (dziś Al Warka w Iraku). Także w greckim micie o Deukalionie, władcy Tesalii, rozzłoszczony Zeus karze ludzkość powodzią za panujące zepsucie. Władca Olimpu oszczędza jedynie Deukaliona i jego żonę Pyrrę, którzy chronią się przed wodą w łodzi niczym Noe w arce. Ale nawet najstarsze znane nam ślady pisma klinowego pochodzą z końca IV tysiąclecia p.n.e. Czy pamięć o katastrofie mogła przetrwać w ustnych przekazach 2,5 tys. lat, do czasu, aż Sumerowie uwiecznili ją na glinianych tabliczkach? Może przygody Gilgamesza, historia Noego i opowieść o Deukalionie mówią o zupełnie innym wydarzeniu?
- Nie możemy udowodnić, że biblijny potop to właśnie ta powódź. Mamy jednak dowody na to, że taki kataklizm się wydarzył. Jest bardzo prawdopodobne, że ówcześni ludzie zostali zmuszeni przez napierającą wodę do opuszczenia swoich siedlisk i że mogło się to stać źródłem mitów i legend. Ale raczej nigdy nie uda się tego ostatecznie rozstrzygnąć - przyznaje Walter Pitman.
Odkrycie Pitmana i Ryana zaintrygowało również archeologów. Przypuszcza się, że powódź nad Morzem Czarnym przyspieszyła rozprzestrzenianie się rolnictwa w Europie Środkowej. Badając jego początki, archeolodzy ustalili, że rolnictwo rozwinęło się tam właśnie w okresie powodzi. - Mamy pośrednie dowody, pozwalające sądzić, że 7600 lat temu na terenach, które dzisiaj pokrywa woda, mogli mieszkać ludzie. W południowo-wschodniej Europie zaraz po powodzi pojawiają się nowe ludy rolnicze. Docierają one też na dzisiejsze tereny Polski, Niemiec, Ukrainy, a nawet do Basenu Paryskiego. Również pewne rejony Anatolii, opuszczone prawdopodobnie ze względu na suchy klimat, jaki panował tam przed powodzią, zostały zasiedlone ponownie, ale przez nowe kultury. Wytwarzały one odmienną niż ich poprzednicy ceramikę, inaczej budowały domy i uprawiały ziemię. Przybysze znający bardziej zaawansowane techniki rolnicze osiedlili się w tym okresie również na Kaukazie. Rolnicy wykorzystujący irygację pojawili się w południowej Mezopotamii, a w delcie Nilu zamieszkali hodowcy udomowionych zwierząt - przekonuje Pitman.
Czy tak duża migracja tuż po powodzi jest jedynie zbiegiem okoliczności? Spekulacje Pitmana i Ryana mogą zostać wkrótce zweryfikowane. W poszukiwaniu rozstrzygających dowodów grupa archeologów zamierza przeprowadzić podwodne badania w pobliżu Synopu, miejscowości na południowym wybrzeżu Morza Czarnego. Czy rozwiążą zagadkę? - Tego nie wiemy, ale jesteśmy przekonani, że trafią na coś interesującego - konkluduje Pitman.
Więcej możesz przeczytać w 5/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.