Klęska NEP

Dodano:   /  Zmieniono: 
Upadek Związku Sowieckiego i systemu komunistycznego moskiewskiej proweniencji wywołał nową fazę dyskusji na temat przyczyn i konsekwencji tych wydarzeń.
Przeważa opinia, że zbrodniczy system zawierał elementy rozkładu i destrukcji, a jego upadek był nieuchronny. Pogląd ten nie wymaga intelektualnej odwagi i jest rzeczą interesującą, że z niezmąconym spokojem głoszą go ludzie, którzy na Zachodzie i na Wschodzie jeszcze nie tak dawno z wielkim przekonaniem uzasadniali tezy dokładnie przeciwne. Jest, jak widać, sporo racji w tym, co na temat intelektualistów był uprzejmy napisać brytyjski historyk Paul Johnson: "Jest jedna rzecz charakteryzująca intelektualistów: to są ludzie nie mający wiele wspólnego z praktyką. Russell zmieniał co dziesięć minut zdanie na absolutnie fundamentalne tematy. Sartre co pół godziny... to byli bardzo mądrzy głupcy. Jednak ludzie ich słuchali" ("Życie" z 24 grudnia 1998 r.).

Jest wprawdzie pewną pociechą stwierdzenie, że w Polsce zarówno dwóch wymienionych przez Johnsona panów, jak i wielu im podobnych niezbyt uważnie słuchano, niemniej również u nas autorzy fałszywych prognoz i absurdalnych analiz mają znakomite samopoczucie. Nie ma pogłębionej dyskusji na temat ewolucji i rozkładu komunizmu. I o ile jeszcze zagadnienie postkomunizmu jest w jakimś stopniu analizowane przez prawicowych polityków (Jarosława Kaczyńskiego, Aleksandra Halla, Artura Zawiszę...), naukowców (Jadwigę Staniszkis, Ryszarda Legutkę...), sympatyzujących z częścią Unii Wolności dziennikarzy "Gazety Wyborczej" (Ernesta Skalskiego czy Romana Graczyka...), a także niezależnych oraz konserwatywnych publicystów, m.in. Rafała Matyję, Dominika Zdorta i Bogusława Mazura, o tyle brakuje analiz dotyczących fenomenu rozkładu i upadku komunizmu. Pewnym wyjątkiem jest wybitny historyk prof. Andrzej Paczkowski, autor polskiego rozdziału do fundamentalnej pracy Stephane Courtois na temat komunistycznego ludobójstwa pt. "Czarna księga komunizmu". Jest w jakimś stopniu zrozumiałe totalne milczenie na ten temat post- komunistycznej lewicy. I jeszcze bardziej zrozumiała niemożność nawiązania przez SdRP do jakiegokolwiek nurtu, tradycji historycznej, wskazania znaczącej w naszych dziejach postaci, do której życiorysu oraz dorobku SdRP mogłaby się odwoływać. W lokalach ZChN można zobaczyć portrety Romana Dmowskiego, w lokalach PSL - portrety Wincentego Witosa, a u konserwatystów - Adama Smitha. U postkomunistów są tylko kalendarze albo landszafty. Dostrzegł to Sławomir Wiatr, trafnie pisząc: "SdRP jest dziś partią hermetycznie zamkniętą, z ubogim życiem wewnętrznym. Nie opiniuje ani zjawisk bieżących, ani wybiegających w przyszłość. Cierpi na koncepcyjny uwiąd i jak struś chowa głowę w piasek" ("Gazeta Wyborcza" z 28 września 1998 r.). Ale żaden następny tego rodzaju tekst już się nie ukazał ani też żaden z liderów SdRP nie podjął z powyższym stwierdzeniem polemiki. Znacznie ciekawiej przedstawiała się pod tym względem dyskusja prowadzona w latach 80. w czasopismach podziemnych. Godne uwagi są analizy niektórych historyków zachodnich. Autor wydanej niedawno książki, zadedykowanej "polskiej ťSolidarnościŤ, która w 1980 r. rozpoczęła demontaż komunizmu", profesor Uniwersytetu Berkeley Martin Malia, twierdzi, że w 1917 r. "Rosja mogła się przekształcić w demokrację konstytucyjną (opcja ťłagodnegoŤ państwa opiekuńczego na wzór państw zachodnich), autorytaryzm narodowy lub dyktaturę komunistyczną. Jednak w momencie, gdy został uczyniony ťsocjalistyczny wybórŤ (jak mawiał Gorbaczow), jedynie bardzo wąski zakres opcji pozostał możliwy - to znaczy możliwy bez odrzucenia systemu. Tę ograniczającą okoliczność nazwaliśmy ťkodem genetycznymŤ komunizmu. Dokładniej oznacza to, że połączenie bolszewickiego celu stworzenia integralnego socjalizmu z dyktaturą Partii spowodowało, że radziecki ustrój mógł zaakceptować jedynie te rozwiązania, które tłumiły ťkapitalizmŤ i jednocześnie utrzymywały wyłączność władzy Partii. (...) Ponieważ takie rządy kontynuowane zbyt bezwzględnie zagrażały ustrojowi poprzez niszczenie kraju, musiały być łagodzone przez okresowe powroty którejś z form NEP-u, tworząc w ten sposób serię postępu- jących kolejno faz ťtwardegoŤ i ťmiękkiegoŤ komunizmu. Nie można było pozwolić na zwycięstwo łagodnej formy komunizmu, gdyż to także zniszczyłoby panujący ustrój".



Bez możliwości wypłacania się swojej klienteli postkomuniści skazani są na marginalizację

Procesy rozkładu i degradacji, które doprowadziły do upadku komunizmu, doprowadzą także do upadku postkomunizmu

Fascynacja bolszewickim zbrojnym zamachem stanu i samym bolszewizmem skończyła się niewiele wcześniej niż władza następców Lenina i Stalina



Fascynacja bolszewickim zbrojnym zamachem stanu i samym bolszewizmem skończyła się niewiele wcześniej niż władza następców Lenina i Stalina. Nadal jednak bardzo wielu intelektualistów i polityków z najwyższym trudem dopuszcza do świadomości fakt, że był to system ludobójczy i przestępczy. Wydaje mi się, że powodem tak zaciekłych ataków lewicowych i liberalnych polityków i publicystów na uchwaloną niedawno ustawę o Instytucie Pamięci Narodowej nie jest treść jej poszczególnych artykułów, ale przede wszystkim to, że zrównuje ona pod względem skali i charakteru popełnionych zbrodni obydwa ludobójcze totalizmy - nazistowski i komunistyczny. Wszelkie dyskusje o tym, czy rewolucja wybuchła we właściwym kraju i czy Stalin wypaczył idee Lenina oraz czy jego dojście do władzy po śmierci Lenina było przypadkiem, czy koniecznością, są warte tyle samo, ile spekulacje na temat tego, co by się stało, gdyby Hitler przegrał rywalizację w NSDAP z Gregorem Strasserem. Wydaje mi się, że trafniejsze niż przyjęcie cyklicznego występowania w Związku Sowieckim faz NEP-u i komunizmu wojennego jest uznanie, że druga i ostatnia faza NEP-u rozpoczęła się po śmierci Stalina i trwała aż do sierpniowego puczu w 1991 r., którego rezultatem było - niestety krótkotrwałe i niekonsekwentne - uznanie KPZR za organizację przestępczą. Flagę z sierpem i młotem zastąpił sztandar rządu tymczasowego z 1917 r., a pomniki Dzierżyńskiego wraz z niektórymi pomnikami Lenina zostały obalone. Od śmierci Stalina narastała niewydolność systemu prowadząca do upadku. Był NEP nieudaną próbą wprowadzenia elementów gospodarki rynkowej w państwie totalitarnym. Zakończył się jedną z najbardziej ponurych i krwawych dyktatur, nazywaną okresem stalinizmu. Wszystko, co było później, stanowiło już tylko przedłużanie agonii. Równie ponura okazała się najpełniejsza chyba w historii alternatywa dla NEP. Była nią dyktatura Pol Pota w Kambodży, która trwała kilka lat, doprowadziła do wymordowania 2 mln ludzi i niewyobrażalnych zniszczeń we wszystkich dziedzinach, a skończyła się najazdem zewnętrznym i utratą władzy. Ale gdyby nie najazd, Pol Potowi prawdopodobnie zabrakłoby własnego narodu do dalszego wprowadzania w życie komunistycznej utopii. Dla krajów, które uwolniły się spod dominacji komunizmu, istotne jest pytanie, czy to, co typowe dla komunizmu, jest mutatis mutandis charakterystyczne także dla postkomunizmu. Otóż, moim zdaniem, tak. A postkomunizm jest dalszym ciągiem bardzo złagodzonego NEP-u. Dopóki istnieje partia, która nie wyrzekła się jednoznacznie przestępczej ideologii i kryminalnej praktyki rządzenia, a ludzi odpowiedzialnych za stosowanie przemocy, oszukiwanie, okradanie i okłamywanie społeczeństwa nie ukarała, dopóki o strategii, taktyce, socjotechnice tej partii decydują ludzie ukształtowani w kategoriach walki o władzę samozwańczej awangardy, przekonanej o konieczności sprawowania rządów jako podstawowej racji swojego istnienia - otóż dopóty mamy do czynienia z zagrożeniem demokracji przez recydywę komunizmu. Jeden z wybitniejszych znawców problematyki komunizmu, prawicowy polityk i publicysta Marek Jurek pisał: "Komunizm to nie tolerancja dla wydarzeń, ale - powtórzę raz jeszcze - konsekwentny antyhumanizm. Poznański marksista Tittenbrun napisał kilka lat temu, że jeśli socjalizm chce przetrwać upadek ZSRR, musi zaproponować ludziom takie wolności, o jakich się w kapitalistycznej demokracji nikomu nawet nie śniło. I w istocie - pismo Urbana reprezentuje taką skalę ťwolnościŤ, już nie tylko od norm etycznych, ale i estetycznych, o jakiej w większości liberalnych społeczeństw nikt nie słyszał" ("Życie" z 12-13 grudnia 1998 r.). W warunkach polskich "przetrwanie socjalizmu" oznacza sprawowanie władzy przez postkomunistów. Podobnie jak w czasach PRL oznaczało utrzymanie władzy przez PZPR. Proces rozkładu i stopniowego obumierania komunizmu odnosi się także do postkomunizmu. I podobnie jak Związek Sowiecki istniał na skutek zachodniej pomocy, pożyczek, transferu technologii, kredytów, tak siła i wpływy SLD wynikają w znacznym stopniu ze wsparcia, jakie otrzymał i nadal otrzymuje od innych ugrupowań i środowisk politycznych. Tym wsparciem są nie tylko fatalne kalkulacje i sojusze środowisk liberalno-laickich z lat 1989-1991, wielokrotnie opisywane i krytykowane, traktujące osłabionych postkomunistów jako sojusznika w walce z prawicą i Kościołem katolickim, błędy skłóconej, samowyniszczającej się i niezdolnej do skutecznego działania prawicy, lecz także dość słaba zdolność do rozpoznania rzeczywistego zagrożenia komunistyczną recydywą. Traktowanie SLD jako partii takiej samej jak inne, wpisanej w demokratyczny pejzaż polityczny III RP, jest zbędną i szkodliwą kurtuazją dla pokonanego we wrześniu 1997 r., ale nie pobitego ostatecznie wroga, który nie przestał być wrogiem i jest przynajmniej na tyle szczery, że nie stara się tego ukryć. Wystarczy przeczytać to, co jest publikowane w "Trybunie". Trafnie i precyzyjnie pisze wybitny katolicki intelektualista abp Józef Życiński: "Dlaczego duchowa ewolucja w stylu Woroszylskiego stanowi tak rzadkie zjawisko pod polskim niebem? Dlaczego w reprezentatywnych statystycznie kręgach związanych z SLD można wskazywać przykłady ewolucji przebiegającej dokładnie w przeciwnym kierunku? Jej obecny kierunek stanowi zaskoczenie dla tych wszystkich, którzy sądzili, że PRL skończyła się jak makabryczny sen... W burzliwych dyskusjach wokół konkordatu i ochrony życia poczętego zarówno SdRP, jak i jej ówczesny przywódca zademonstrowali stanowisko, którego zaciekłość przenosiła w najsmutniejsze lata gomułkowskiej walki z Kościołem. Porównując ten styl z kulturalnymi wypowiedziami działaczy partyjnych epoki Gierka, można mówić o bardzo głębokim regresie, w którym u ideowych spadkobierców PZPR nie widać nawet cienia poczucia winy za absurdalne formy represjonowania, jakie w PRL-owskich strukturach władzy uderzały w osoby wierzące. Żadnych złudzeń..." ("Rzeczpospolita" z 14 sierpnia 1998 r.). Dlatego konieczna jest polityka izolacji i w konsekwencji marginalizacji postkomunistów i tak skazanych na swoistego rodzaju NEP, z takim samym jak NEP finałem. Chociaż, sądząc z wielu wypowiedzi, mamy do czynienia przede wszystkim z bezpośrednim odwoływaniem się do najgorszych tradycji, z propagandą w stalinowskim stylu. Z oczywistych względów bojkotowane jest "Nie", ale bojkot ten powinien być rozszerzony przynajmniej na "Trybunę". Żaden szanujący się polityk nie powinien temu pismu udzielać wywiadu, żaden szanujący się publicysta nie powinien wydrukować tam ani jednej litery, a zaproszenia do telewizyjnych i radiowych dyskusji z udziałem Gadzinowskiego, Rolickiego i innych osobników w tym rodzaju należy odrzucać. Postkomuniści zaduszą się własnymi kłamstwami, podłościami i obrzydliwościami, złością i nienawiścią. Wystarczy odrobina solidarności po stronie ugrupowań antykomunistycznych i wywodzących się z demokratycznej tradycji. Jednym z podstawowych celów rządzącej koalicji AWS-UW musi być niedopuszczenie SLD do zdobycia władzy, albowiem bez możliwości wypłacania się swojej klienteli postkomuniści jako ugrupowanie bezideowe skazani są na marginalizację. Widocznym sukcesem tej taktyki jest już propozycja Leszka Millera, by zakończyć wojnę polsko-polską. I chociaż nie zgadzam się z oceną pozycji SdRP, podzielam konkluzje Dariusza Gawnia: "Silna pozycja postkomunistycznej partii w polskim życiu publicznym jest faktem, którego już nic najprawdopodobniej nie przekreśli. Jednak przytrzymanie tej partii w opozycji jeszcze przez przynajmniej jedną kadencję (co z pewnością zniszczy polityczne kariery ludzi pokroju Millera) oraz prowadzona w tym czasie praca nad przemyśleniem nowej wersji wspólnotowej tożsamości Polaków może odwrócić negatywne skutki błędów popełnionych przez solidarnościowych polityków" ("Życie" z 9 grudnia 1998 r.). Po pierwsze, silną pozycję SLD przebywanie w opozycji przekreśli, a po drugie, nie przez jedną, a przez wszystkie kadencje postkomuniści muszą pozostawać w opozycji, dopóki nie staną się normalną socjaldemokracją w zachodnioeuropejskim stylu. O ile to w ogóle możliwe? Powtarzam: procesy rozkładu i degradacji, które doprowadziły do upadku komunizmu, doprowadzą także do upadku postkomunizmu, jeśli tylko pozostanie on w oblężonej twierdzy, izolowany i stopniowo marginalizowany, jeśli rozmontowane zostanie gigantyczne imperium, jakie kosztem Polski i na skutek braku wyobraźni prawicy postkomuniści przejęli po komunistach, a następnie poszerzyli i rozbudowali w gospodarce, środkach przekazu, wojsku, policji, administracji. 28 marca 1917 r. z Zurychu zaplombowanym wagonem przez Niemcy i Szwecję wyruszyli, aby zniszczyć demokrację w Rosji, Lenin, Krupska, Radek, Zinowiew i inni, łącznie 32 osoby. Prawie wszyscy zginęli później w stalinowskich czystkach. "Przyjazd Lenina do Sztokholmu stał się wydarzeniem dla prasy oraz dla szwedzkich socjaldemokratów, którzy wydali na jego cześć obiad w hotelu Regina" (Dmitrij Wołkogonow, "Lenin", Warszawa, 1997 r.). Ciekawe, czy podczas tego obiadu szwedzcy socjaldemokraci zobaczyli na ścianie napis - mane, tekel, fares? Wybitny pisarz rosyjski Aleksander Sołżenicyn, który w znaczącym stopniu przyczynił się do tego, że świat poznał prawdę o komunizmie, sformułował to tak: "... z mroku, z przyszłości, z niebytu, wynurzały się kontury wielkiej idei - jak wielki parowóz z mgły... A za nim - wagon. Wynurzał się z mroku - wagon" (Aleksander Sołżenicyn, "Lenin w Zurychu", Paryż, 1988 r.). Tego przeklętego wagonu nie udało się zatrzymać Piłsudskiemu, Denikinowi, Churchillowi, amerykańskim prezydentom, gen. Pinochetowi, afgańskim mudżahedinom i polskiej "Solidarności". Sam, coraz bardziej rozklekotany, w końcu się wykoleił i ugrzązł w gruzowisku. Politycy u schyłku wypełnionego zbrodniami zorganizowanych ideologii wieku XX stają wobec wyzwania, by już żaden tego rodzaju wagon nigdy nie wyruszył w swoją podróż.

Więcej możesz przeczytać w 5/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.