Jakąkolwiek reformę służby zdrowia by wymyślić, wywołałaby ona zamieszanie, lęk i protesty
Pamiętam początek i pierwsze miesiące 1990 r., start wielkiej reformy gospodarczej i gigantyczny bałagan od Odry po Bug i od Tatr po Bałtyk. Bałagan i panikę, bo czterdzieści prawie milionów ludzi znalazło się z dnia na dzień w nowej rzeczywistości, której nie znali i nie umieli się w niej poruszać.
To było takie oczywiste wyjaśnienie zamieszania, a jednak, zanim obudzili się politycy opozycji, larum podniosły środowiska opiniotwórcze, co też władza wyrabia, ta reforma nie jest przygotowana, trzeba ją natychmiast zmodyfikować. A myśmy siedzieli w gabinetach, w ogromnym stresie, czy program wypali, bo kto był wtedy mądry? Siedzieliśmy, licząc, że to utytułowane, wpływowe towarzystwo, umiejące mówić, pisać i wyjaśniać, pojmie sens zmiany i stanie za nią, wspierając z niezależnych pozycji samotnego Kuronia i samotną Niezabitowską. Owszem, znalazło się kilku takich, by ich policzyć, nie trzeba by palców dwu rąk, którzy w tym przełomowym czasie, wskazując słabe punkty programu, wyraźnie go popierali. Ale większość "powiedziała, co wiedziała" i uwagami najczęściej w stylu "trzeba zrobić wszystko, żeby..." osłabiała tak bardzo wtedy ważne uwiarygodnianie programu w społeczeństwie. Niejeden dzisiejszy fan restrykcyjnej polityki skakał wtedy na rząd Balcerowicza jak na pochyłe drzewo. Pamiętam też paroksyzm malkontentów po wprowadzeniu, oczywiście "źle przygotowanej", reformy gminnej.
Przypomina mi się to dziś, gdy codziennie w mediach widzi się, słyszy i czyta repetę tamtych głosów i tamtego stylu, tym razem na temat reform rządu Jerzego Buzka, szczególnie reformy ochrony zdrowia. Przyznaję, że nie jestem specjalistą od ochrony zdrowia i nie wiem, czy reformę tej dziedziny, tak pilną i długo odkładaną, pomyślano dobrze. Pytam jednak, ilu z tej plejady nagle objawionych ekspertów wie, jak jest, ilu w zadufanej nieświadomości wydaje się, że wiedzą, a ilu atakuje reformę, bo może ona zlikwidować ciepłe post- peerelowskie bagienko medyczne, w którym im wygodnie? Być może istniał lepszy wariant, ale wybrano ten, wybrano rozwiązania stosowane na Zachodzie, nie jest to pomysł naśladowcy prof. Bieli. Ponadto reformowania ochrony zdrowia, to się wie, nie będąc specjalistą, nie da się porównać z żadną inną reformą. Nie ma drugiej dziedziny tak absorbującej codziennie tysiące osób, które stoją przed drzwiami gabinetów w sprawach nie cierpiących zwłoki i właściwie najważniejszych, bo dotyczących zdrowia, czyli życia. Jakąkolwiek więc reformę by wymyślić, nawet gdyby była najlepiej przygotowana, wywołałaby ona zamieszanie, lęk i protesty, o ile rzeczywiście zmieniałaby stan rzeczy, a nie była pozorem. Chciałbym być dobrze zrozumiany - nie usprawiedliwiam w ten sposób tego, co się dzieje z reformą służby zdrowia w pierwszych tygodniach jej wprowadzania. Ale o wyjątkowości tej reformy warto pamiętać nade wszystko na jej początku, by nie pomylić tego, co pochodzi z natury rzeczy, od tego, co pochodzi z błędów.
Rząd Jerzego Buzka ma złe notowania, w jego składzie widać tu i ówdzie szkodliwość dominacji doboru politycznego nad profesjonalnym, jego relacje z będącym na zewnątrz rządu szefem AWS są niezdrowe, dają o sobie znać programowe rozbieżności między partiami koalicji i należącymi do każdej z nich członkami rządu. Można tę listę pociągnąć, ale po drugiej stronie bilansu jest dokonana reforma podziału administracyjnego kraju i dwa następne szczeble samorządu terytorialnego. Stawianie na niej krzyżyka za to, że mamy 16 województw, a nie 12, jest śmieszne. Zaczęto na ogół nie budzącą protestów reformę emerytalną, postanowiona jest, również dobrze oceniana, reforma edukacji, no i ta ochrona zdrowia, nad którą wisi najciemniejsza chmura. Ruszono więc potężny relikt PRL, wokół którego wiele rządów - nie tylko postkomunistycznych - chodziło jak koło miny. Być może rozpoczęcie czterech reform naraz było na bakier z pragmatyzmem, ale poszły konie po betonie. To ma szansę się udać i wtedy ten rząd stanie w innym świetle i pewno, jak po roku 1990, będziemy mogli zaobserwować "cudowne przemienienia" przeciwników w wielbicieli. Ale gdy te reformy już się przewalą, to na Boga, trochę oddechu, żadnej kolejnej, choć przez rok!
To było takie oczywiste wyjaśnienie zamieszania, a jednak, zanim obudzili się politycy opozycji, larum podniosły środowiska opiniotwórcze, co też władza wyrabia, ta reforma nie jest przygotowana, trzeba ją natychmiast zmodyfikować. A myśmy siedzieli w gabinetach, w ogromnym stresie, czy program wypali, bo kto był wtedy mądry? Siedzieliśmy, licząc, że to utytułowane, wpływowe towarzystwo, umiejące mówić, pisać i wyjaśniać, pojmie sens zmiany i stanie za nią, wspierając z niezależnych pozycji samotnego Kuronia i samotną Niezabitowską. Owszem, znalazło się kilku takich, by ich policzyć, nie trzeba by palców dwu rąk, którzy w tym przełomowym czasie, wskazując słabe punkty programu, wyraźnie go popierali. Ale większość "powiedziała, co wiedziała" i uwagami najczęściej w stylu "trzeba zrobić wszystko, żeby..." osłabiała tak bardzo wtedy ważne uwiarygodnianie programu w społeczeństwie. Niejeden dzisiejszy fan restrykcyjnej polityki skakał wtedy na rząd Balcerowicza jak na pochyłe drzewo. Pamiętam też paroksyzm malkontentów po wprowadzeniu, oczywiście "źle przygotowanej", reformy gminnej.
Przypomina mi się to dziś, gdy codziennie w mediach widzi się, słyszy i czyta repetę tamtych głosów i tamtego stylu, tym razem na temat reform rządu Jerzego Buzka, szczególnie reformy ochrony zdrowia. Przyznaję, że nie jestem specjalistą od ochrony zdrowia i nie wiem, czy reformę tej dziedziny, tak pilną i długo odkładaną, pomyślano dobrze. Pytam jednak, ilu z tej plejady nagle objawionych ekspertów wie, jak jest, ilu w zadufanej nieświadomości wydaje się, że wiedzą, a ilu atakuje reformę, bo może ona zlikwidować ciepłe post- peerelowskie bagienko medyczne, w którym im wygodnie? Być może istniał lepszy wariant, ale wybrano ten, wybrano rozwiązania stosowane na Zachodzie, nie jest to pomysł naśladowcy prof. Bieli. Ponadto reformowania ochrony zdrowia, to się wie, nie będąc specjalistą, nie da się porównać z żadną inną reformą. Nie ma drugiej dziedziny tak absorbującej codziennie tysiące osób, które stoją przed drzwiami gabinetów w sprawach nie cierpiących zwłoki i właściwie najważniejszych, bo dotyczących zdrowia, czyli życia. Jakąkolwiek więc reformę by wymyślić, nawet gdyby była najlepiej przygotowana, wywołałaby ona zamieszanie, lęk i protesty, o ile rzeczywiście zmieniałaby stan rzeczy, a nie była pozorem. Chciałbym być dobrze zrozumiany - nie usprawiedliwiam w ten sposób tego, co się dzieje z reformą służby zdrowia w pierwszych tygodniach jej wprowadzania. Ale o wyjątkowości tej reformy warto pamiętać nade wszystko na jej początku, by nie pomylić tego, co pochodzi z natury rzeczy, od tego, co pochodzi z błędów.
Rząd Jerzego Buzka ma złe notowania, w jego składzie widać tu i ówdzie szkodliwość dominacji doboru politycznego nad profesjonalnym, jego relacje z będącym na zewnątrz rządu szefem AWS są niezdrowe, dają o sobie znać programowe rozbieżności między partiami koalicji i należącymi do każdej z nich członkami rządu. Można tę listę pociągnąć, ale po drugiej stronie bilansu jest dokonana reforma podziału administracyjnego kraju i dwa następne szczeble samorządu terytorialnego. Stawianie na niej krzyżyka za to, że mamy 16 województw, a nie 12, jest śmieszne. Zaczęto na ogół nie budzącą protestów reformę emerytalną, postanowiona jest, również dobrze oceniana, reforma edukacji, no i ta ochrona zdrowia, nad którą wisi najciemniejsza chmura. Ruszono więc potężny relikt PRL, wokół którego wiele rządów - nie tylko postkomunistycznych - chodziło jak koło miny. Być może rozpoczęcie czterech reform naraz było na bakier z pragmatyzmem, ale poszły konie po betonie. To ma szansę się udać i wtedy ten rząd stanie w innym świetle i pewno, jak po roku 1990, będziemy mogli zaobserwować "cudowne przemienienia" przeciwników w wielbicieli. Ale gdy te reformy już się przewalą, to na Boga, trochę oddechu, żadnej kolejnej, choć przez rok!
Więcej możesz przeczytać w 10/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.