Wywiad Parkinsona z Oprah Winfrey nadano w piątkowy wieczór po głównych wiadomościach BBC 1. Miał to być pojedynek Anglii z Ameryką; przynajmniej w dziedzinie telewizyjnego talk-show
Do Londynu zjechała królowa talk-show, Oprah Winfrey, która w Ameryce nie ma sobie równych w dziedzinie telewizyjnych rozmów na delikatne tematy. Co prawda Oprah rzadko rusza się z Chicago, gdzie zbudowała własne studio telewizyjne produkujące pięć godzinnych programów tygodniowo, a jej kontrakt z największymi sieciami telewizyjnymi zobowiązuje ją do tej popłatnej harówy aż do września 2002 r., tym razem jednak zrobiła wyjątek, by wziąć udział w światowej akcji promocyjnej jej najnowszego... filmu.
Oprah jest producentką i główną aktorką zapowiadanego jako drugi "Kolor purpury" filmu "Beloved" w reżyserii Jonathana Demme?a (tego od "Milczenia owiec" i "Filadelfii"). Rzecz znowu dotyczy godności czarnych w Ameryce i znowu oparta jest na dobrej książce (Toni Morrison otrzymała za nią nagrodę Pulitzera). Na razie jednak nikt filmu nie widział, bo premiera przewidziana jest na połowę marca, za to sama Oprah robi dużo zamieszania i skupia na sobie uwagę ciekawskich widzów. Bez wahania staje też po drugiej stronie barykady, to znaczy daje się zapraszać w roli gościa do angielskich talk-show. Jeden z nich stał się jednak pojedynkiem na tak wysokim poziomie, że rozluźniona i profesjonalnie zrelaksowana królowa zrobiła skuchę. A było to tak.
Jednym z mistrzów telewizyjnej rozmowy w Wielkiej Brytanii od kilkudziesięciu lat pozostaje Michael Parkinson: dżentelmen w każdym calu, spokojny, wyważony, inteligentny, nie narzucający się, ale złośliwy i lekko sarkastyczny. Co tu ukrywać, lubię taki typ ludzi, bo rozmowa z nimi zwykle bywa podniecającą grą i nigdy nie zmusza do szczegółowego definiowania słów użytych przed chwilą w ferworze dyskusji, znajomość owych definicji jest bowiem oczywista. Oprah Winfrey, przyjeżdżając do Londynu, starała się dowiedzieć jak najwięcej o swoim partnerze. Słyszała tylko komplementy i... żadnych szczegółów.
- No dobrze, ale jaką ma metodę przepytywania?
- On nie przepytuje, tylko rozmawia; za każdym razem inaczej.
- Czy przygotowuje sobie pytania na kartce? Szykuje zasadzki? Robi niespodzianki? Daje prezenty?
- Nic z tych rzeczy. Nie ma notatek ani niespodzianek. Tylko uważnie patrzy w oczy rozmówcy.
- Ale mam się przygotować na zabawę, czy raczej na przesłuchanie prokuratora?
- Ani jedno, ani drugie. Ale musisz uważać.
Godzinny wywiad Parkinsona z Oprah Winfrey nadano w piątkowy wieczór tuż po głównych wiadomościach BBC 1, w czasie, gdy w Polsce pokazywane są najbardziej przebojowe filmy sensacyjne. Czekano w napięciu, bo to miał być - w jakimś sensie - pojedynek Anglii z Ameryką; przynajmniej w dziedzinie telewizyjnego talk-show.
Oprah ukazała się odchudzona, szczupła i po hollywoodzku zadbana. Jednym słowem - gwiazda. Parkinson, ubrany w klasyczny garnitur i białą koszulę z krawatem robił w pierwszej chwili wrażenie belfra, który rozmawia ze swoją byłą uczennicą. Patrzył na nią przychylnie, acz z rozbawieniem. Nie składał jej hołdów, za to ona czuła się w obowiązku kilka razy zaznaczyć, że wiele razy słyszała o jego inteligencji. Typowa rozmowa pięknej kobiety z dystyngowanym mężczyzną. Parkinson nie dał się jednak sprowokować: nie zaczerwienił się, nie zakłopotał. Udał, że owych obliczonych na zdekoncentrowanie przeciwnika komplementów w ogóle nie było. Spojrzał jej w oczy i zaczął pytać.
Cóż za rozkosz słuchać rozmowy dwojga mistrzów tego gatunku, którzy znają wszystkie chwyty, rozumieją się w pół zdania, a puenty budują z regularnością wytrawnego erysty: co pół minuty. Publiczność wybuchała śmiechem lub mruczała ze zdziwienia i dam głowę, że nie było tym razem przed nią tajemniczego faceta z tabliczką: Uwaga! Teraz bić brawo!
Ale nawet mistrzowie mają chwile nieuwagi. Podpuszczana krótkimi niewinnymi pytaniami przez Parkinsona Oprah coraz szerzej rozkładała swój pióropusz błyskotliwości. Sypała anegdotkami, po raz tysięczny odpowiadała, jak została za młodu zgwałcona przez kuzyna, a także o tym, jak napisała książkę o odchudzaniu.
- Tam jest wiele ciekawych przepisów - zachęcała przyszłych czytelników. - Zresztą na ostatniej stronie książki, to znaczy właściwie na obwolucie - no wiecie - jak się odwróci książkę na drugą stronę... - ciągnęła rozochocona Oprah.
- Rozumiemy cię, moja droga - wtrącił Parkinson. - My, w Anglii też mamy książki.
Publiczność wybuchnęła śmiechem, Oprah - nie. Omsknęła się, ale zauważyła to zbyt późno. Żeby nadrobić stracone punkty, przeszła na ton poważniejszy:
- Bo wiesz, myślę, że prowadzący talk-show to taki posłaniec od Boga, który ma ludziom mówić o ważnych sprawach.
Parkinson uprzejmie zdziwił się: Odkrywasz przede mną coś całkiem nowego: do tej pory sądziłem, że prowadzący talk-show to taki ktoś, kto zadaje pytania...
Oprah pokryła skuchę olśniewającym uśmiechem, ale jestem pewien, że swego programu za nic by nie przeniosła z Chicago do Londynu.
Oprah jest producentką i główną aktorką zapowiadanego jako drugi "Kolor purpury" filmu "Beloved" w reżyserii Jonathana Demme?a (tego od "Milczenia owiec" i "Filadelfii"). Rzecz znowu dotyczy godności czarnych w Ameryce i znowu oparta jest na dobrej książce (Toni Morrison otrzymała za nią nagrodę Pulitzera). Na razie jednak nikt filmu nie widział, bo premiera przewidziana jest na połowę marca, za to sama Oprah robi dużo zamieszania i skupia na sobie uwagę ciekawskich widzów. Bez wahania staje też po drugiej stronie barykady, to znaczy daje się zapraszać w roli gościa do angielskich talk-show. Jeden z nich stał się jednak pojedynkiem na tak wysokim poziomie, że rozluźniona i profesjonalnie zrelaksowana królowa zrobiła skuchę. A było to tak.
Jednym z mistrzów telewizyjnej rozmowy w Wielkiej Brytanii od kilkudziesięciu lat pozostaje Michael Parkinson: dżentelmen w każdym calu, spokojny, wyważony, inteligentny, nie narzucający się, ale złośliwy i lekko sarkastyczny. Co tu ukrywać, lubię taki typ ludzi, bo rozmowa z nimi zwykle bywa podniecającą grą i nigdy nie zmusza do szczegółowego definiowania słów użytych przed chwilą w ferworze dyskusji, znajomość owych definicji jest bowiem oczywista. Oprah Winfrey, przyjeżdżając do Londynu, starała się dowiedzieć jak najwięcej o swoim partnerze. Słyszała tylko komplementy i... żadnych szczegółów.
- No dobrze, ale jaką ma metodę przepytywania?
- On nie przepytuje, tylko rozmawia; za każdym razem inaczej.
- Czy przygotowuje sobie pytania na kartce? Szykuje zasadzki? Robi niespodzianki? Daje prezenty?
- Nic z tych rzeczy. Nie ma notatek ani niespodzianek. Tylko uważnie patrzy w oczy rozmówcy.
- Ale mam się przygotować na zabawę, czy raczej na przesłuchanie prokuratora?
- Ani jedno, ani drugie. Ale musisz uważać.
Godzinny wywiad Parkinsona z Oprah Winfrey nadano w piątkowy wieczór tuż po głównych wiadomościach BBC 1, w czasie, gdy w Polsce pokazywane są najbardziej przebojowe filmy sensacyjne. Czekano w napięciu, bo to miał być - w jakimś sensie - pojedynek Anglii z Ameryką; przynajmniej w dziedzinie telewizyjnego talk-show.
Oprah ukazała się odchudzona, szczupła i po hollywoodzku zadbana. Jednym słowem - gwiazda. Parkinson, ubrany w klasyczny garnitur i białą koszulę z krawatem robił w pierwszej chwili wrażenie belfra, który rozmawia ze swoją byłą uczennicą. Patrzył na nią przychylnie, acz z rozbawieniem. Nie składał jej hołdów, za to ona czuła się w obowiązku kilka razy zaznaczyć, że wiele razy słyszała o jego inteligencji. Typowa rozmowa pięknej kobiety z dystyngowanym mężczyzną. Parkinson nie dał się jednak sprowokować: nie zaczerwienił się, nie zakłopotał. Udał, że owych obliczonych na zdekoncentrowanie przeciwnika komplementów w ogóle nie było. Spojrzał jej w oczy i zaczął pytać.
Cóż za rozkosz słuchać rozmowy dwojga mistrzów tego gatunku, którzy znają wszystkie chwyty, rozumieją się w pół zdania, a puenty budują z regularnością wytrawnego erysty: co pół minuty. Publiczność wybuchała śmiechem lub mruczała ze zdziwienia i dam głowę, że nie było tym razem przed nią tajemniczego faceta z tabliczką: Uwaga! Teraz bić brawo!
Ale nawet mistrzowie mają chwile nieuwagi. Podpuszczana krótkimi niewinnymi pytaniami przez Parkinsona Oprah coraz szerzej rozkładała swój pióropusz błyskotliwości. Sypała anegdotkami, po raz tysięczny odpowiadała, jak została za młodu zgwałcona przez kuzyna, a także o tym, jak napisała książkę o odchudzaniu.
- Tam jest wiele ciekawych przepisów - zachęcała przyszłych czytelników. - Zresztą na ostatniej stronie książki, to znaczy właściwie na obwolucie - no wiecie - jak się odwróci książkę na drugą stronę... - ciągnęła rozochocona Oprah.
- Rozumiemy cię, moja droga - wtrącił Parkinson. - My, w Anglii też mamy książki.
Publiczność wybuchnęła śmiechem, Oprah - nie. Omsknęła się, ale zauważyła to zbyt późno. Żeby nadrobić stracone punkty, przeszła na ton poważniejszy:
- Bo wiesz, myślę, że prowadzący talk-show to taki posłaniec od Boga, który ma ludziom mówić o ważnych sprawach.
Parkinson uprzejmie zdziwił się: Odkrywasz przede mną coś całkiem nowego: do tej pory sądziłem, że prowadzący talk-show to taki ktoś, kto zadaje pytania...
Oprah pokryła skuchę olśniewającym uśmiechem, ale jestem pewien, że swego programu za nic by nie przeniosła z Chicago do Londynu.
Więcej możesz przeczytać w 10/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.