Kto wygra bitwę celną, do której stanęły Stany Zjednoczone i Unia Europejska?
Dowcipów ze skórką od banana w roli głównej lepiej nie opowiadać politykom po obu stronach Atlantyku. Sojusznicy kłócą się zażarcie z powodu egzotycznych owoców, choć nie produkuje ich żaden z nich: ani Stany Zjednoczone, ani Unia Europejska. Czy sojusznicze stosunki mogą się poślizgnąć na banalnej skórce od banana?
Dlaczego banany? Unia utrzymuje przywileje (obniżone taryfy, gwarantowane kwoty) dla producentów tych owoców z byłych europejskich kolonii - z Afryki, Karaibów i wysp Pacyfiku. Za nimi stoją interesy europejskich firm sprzedających owoce z tych rejonów. "Bananowe" kraje Ameryki Łacińskiej skarżą się na nierówne traktowanie, mając silne poparcie dystrybutorów z USA, między innymi firmy Chiquita. Amerykanie nie rozumieją, dlaczego mieliby ponosić koszty odkupywania win przez byłe europejskie mocarstwa kolonialne.
Doszło do zderzenia dwóch potęg. USA zaskarżyły UE na forum Światowej Organizacji Handlu (WTO) w Genewie i uzyskały orzeczenie na swoją korzyść. Bruksela zmieniła zasady importu bananów, ale Waszyngton uznał, że był to tylko trik, a wszystko pozostało po staremu. Zażądał od WTO sankcji wobec unii. Amerykanie obłożyli dodatkowymi taryfami niektóre "luksusowe" towary europejskie, podnosząc dwukrotnie ich ceny na swoim rynku. Na czarnej liście znalazły się francuskie torebki, szynka parmeńska i ser pecorino z Włoch, hiszpańskie wyroby ze skóry czy szkockie kaszmirowe swetry.
Reakcja Europy była ostra. Sir Leon Brittan, komisarz unii do spraw handlu, określił akcję USA jako bezprawną, motywowaną wewnętrznymi względami politycznymi. "Chiquita to firma dająca pieniądze partiom. Prezes Chiquity jest bardzo blisko senatora Trenta Lotta" - powiedział w drugim programie telewizji BBC. Amerykańskiemu ambasa- dorowi w Wielkiej Brytanii (najbliższy sojusznik USA w
Europie) wręczono dwie noty protestacyjne. Było to wydarzenie bez precedensu. Ostatni protest wystosowano w 1994 r., gdy Gerry Adams, lider politycznego skrzydła IRA, otrzymał amerykańską wizę. Szefowa amerykańskiej dyplomacji Madeleine Albright - jak przyznała - nigdy nie przypuszczała, że tyle czasu poświęci bananom. Dyskutowano o nich nawet podczas negocjacji w sprawie Kosowa w Rambouillet.
Przy okazji "wojny bananowej" Amerykanie zagrozili, że w USA nie będzie mógł lądować pierwszy ponaddźwiękowy samolot pasażerski Concorde, duma Europy. Nie dlatego, że ostatnio przyleciała nim Monika Lewinsky, by promować w Europie swą książkę. Regulacje Brukseli uniemożliwią lądowanie na terytorium unii wielu typów starszych amerykańskich samolotów. Według USA celem restrykcji jest pobudzenie popytu na silniki i samoloty produkowane w Europie. Oliwy do ognia dolewa europejski zakaz importu mięsa wołowego ze zwierząt karmionych hormonami i niechęć do genetycznie modyfikowanej żywności (odbieranej jako obłędna "technoutopia"). Amerykanie, pionierzy rewolucji technologicznej zachłystujący się własnymi osiągnięciami, traktują to jako dziwaczną, zaściankową fobię. W tle z pozoru zabawnej "wojny bananowej" toczy się zażarta walka o poważne interesy gospodarcze i polityczne, za którymi kryją się odrębne wartości społeczno-kulturowe i cywilizacyjne. To, co dla jednych jest ochroną środowiska i zdrowia obywateli, inni uznają za tamę dla swobodnego handlu i rozwoju.
Mimo zapewnień o trwałości sojuszniczych więzów i "transatlantyckim partnerstwie", od sporów i napięć aż kipi. Kompromis był łatwiejszy w obliczu wspólnego wroga - bloku komunistycznego. Teraz konflikty są ostrzejsze, zwłaszcza po wprowadzeniu przez unię wspólnej waluty na obszarze dorównującym potencjałem ekonomicznym USA. W przyszłości będzie jeszcze większy, gdyż nie wszyscy członkowie unii przystąpili od razu do euro, a chcą tego też kraje czekające dopiero na członkostwo. Wprowadzenie euro to bodaj najważniejsze zdarzenie w globalnej gospodarce od czasu zdetronizowania w okresie międzywojennym przez dolar brytyjskiego funta jako międzynarodowej waluty. Dwubiegunowy system będzie zastępować dominację USA.
Europa pręży muskuły, choć - na razie - musi przełykać prestiżową porażkę: spadek wartości euro w stosunku do dolara. Gospodarka amerykańska jest zdrowsza, lecz po obu stronach Atlantyku politykom robi się gorąco na myśl, że wskutek globalnego kryzysu maleje eksport, a wraz z nim wzrost gospodarczy. Ameryka zarzuca Europie protekcjonizm, ale sama nie jest bez grzechu. Globalizacji sprzeciwia się wielu członków Kongresu i przemysłowców, uniemożliwiając administracji nowe inicjatywy liberalizacji światowego handlu.
Rozmawiając z europejskimi politykami, nie tylko francuskimi, ale i na przykład niemieckimi, można usłyszeć o "arogancji hegemona", dążeniu USA do narzucenia swoich koncepcji innym i utożsamiania interesów własnych z ogólnoświatowymi; do bombardowania i karania sankcjami wedle własnego uznania. Kraje unii są coraz bardziej asertywne. Wbrew Amerykanom opowiadają się za tym, by akcje NATO poza obszarem sojuszu miały mandat ONZ. Są przeciw zbrojnej interwencji wobec Serbii w wypadku, gdy zgodzi się na autonomię dla Kosowa, ale nie zaakceptuje obecności wojsk NATO. Nie uznają amerykańskich sankcji handlowych wobec firm prowadzących interesy z Kubą. Przełamują, wbrew opinii Waszyngtonu, izolację Iranu. Podobnie jest z Libią. Kraje zachodnioeuropejskie nie akceptują amerykańskiej akcji bombardowania celów w Iraku (poza Wielką Brytanią, która bierze w niej czynny udział).
W oczach Europejczyków Ameryka przestaje być krajem, z którego płyną wzorce demokracji, rządów prawa i respektowania praw człowieka. Afera z Moniką Lewinsky ośmieszyła instytucje uchodzące za opokę amerykańskiego systemu, ukazała je jako godnych pożałowania bohaterów opery mydlanej. Werdykt sądu w sprawie pilota amerykańskiego myśliwca, sprawcy śmierci 20 pasażerów kolejki linowej we Włoszech, podważył wiarę w rzetelność wymiaru sprawiedliwości USA. Włoski polityk stwierdził, że Amerykanie traktują jego kraj jak kolonię. Wykonanie wyroku śmierci w Arizonie na Niemcu skazanym wiele lat temu za morderstwo - mimo apeli rządu Niemiec i Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości - zostało uznane za barbarzyństwo. Zdaniem szefa niemieckiej dyplomacji Joschki Fischera, Amerykanie pogwałcili prawo międzynarodowe.
Jakie będą konsekwencje "wojny bananowej"? Amerykanie będą musieli zaakceptować wzrost znaczenia na forum światowym Unii Europejskiej. Tym bardziej że przez wiele lat zachęcały Europę do ponoszenia większej odpowiedzialności za międzynarodowy ład. Nie będą już chyba po prostu wyrzucać do kosza europejskich projektów reformy ONZ, międzynarodowych instytucji finansowych czy tworzenia transatlantyckiej strefy wolnego handlu. Europa będzie zmuszona nieco spuścić z tonu. Bez Ameryki nie jest w stanie rozwiązywać własnych problemów - choćby na Bałkanach. Stany Zjednoczone, przynaj- mniej dopóki nie nastąpi wreszcie rozszerzenie UE, są jedynym skutecznym promotorem nowego ładu po zakończeniu zimnej wojny. Ponadto po kilku latach szybkiego wzrostu gospodarczego, niemal pełnego zatrudnienia, rosnącej konkurencyjności i z budżetem na plusie pozostają jedyną lokomotywą światowej gospodarki. Jest i lekcja dla polskich polityków - trzeba się szybciej uczyć nowej geografii politycznej i skutecznego grania na różnych interesach, by jak najszybciej wejść do unii, która odgrywa coraz ważniejszą rolę na światowej scenie.
Więcej możesz przeczytać w 12/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.