Nasi zachodni przyjaciele muszą nas teraz pouczać grzecznie, bo zawsze możemy powiedzieć, żeby lepiej pilnowali swoich spraw
Byłem oczywiście zaszczycony, gdy zaproszono mnie do udziału w ważnej międzynarodowej konferencji na temat strategii państwa w przeciwdziałaniu zorganizowanej przestępczości i korupcji. Poczułem się jednak trochę onieśmielony, bo - po pierwsze - nie jestem w temacie zbyt mocny, a po drugie - nie bardzo rozumiałem podtytuł konferencji, głoszący, że chodzi o "współpracę Rady Europy i Unii Europejskiej w obszarze III filaru".
Ze wstydem wyznaję, że nie wiedziałem, co to za filar, ale w sumie nietrudno było się domyślić, że zwalczaniem korupcji żywotne zainteresowanie wykazuje m.in. Unia Europejska. Gdy w programie zauważyłem, że będzie ktoś z Komisji Europejskiej, przyszło mi do głowy, najpierw kulturalnie, po łacinie: medice, cura te ipsum, czyli lekarzu ulecz się sam, a potem już bardziej swojsko, po lepperowsku, że "uczył Marcin Marcina" i tak dalej.
Członkowie skorumpowanej Komisji Europejskiej dostaną trzyletnie odprawy w wysokości przeszło 10 tys. USD miesięcznie!
Jako człowiek przyzwyczajony do różnego rodzaju patologii nie dziwię się wcale i nie oburzam, że komisja, czyli rząd wspólnoty europejskiej, ustąpiła ostatnio w całości, właśnie z powodu uzasadnionych podejrzeń o nadużycia, malwersacje i nepotyzm, czyli krótko mówiąc - korupcję. Wydarzenie to paradoksalnie nam, szaraczkom, dodaje trochę otuchy i leczy z kompleksów. Skoro na samym szczycie bogactwa i biurokratycznej doskonałości zdarzają się takie rzeczy, to nie powinniśmy mieć zbyt wielkich pretensji do samych siebie. Może Zachód ma rację, że należymy do krajów mocno przeżartych korupcją, ale nasi najnowsi zachodni przyjaciele muszą nas teraz pouczać grzecznie i łagodnie, bo zawsze możemy powiedzieć, żeby lepiej pilnowali swoich spraw. Sama informacja o korupcji w rządzie Europy nie była niczym specjalnie sensacyjnym. Gorszące było to, czego dowiedzieliśmy się później, a mianowicie, że wszyscy dzielni i znamienici członkowie skorumpowanego ciała dostaną trzyletnie odprawy w wysokości przeszło 10 tys. dolarów miesięcznie! Może to nie jest wielka pensja w świecie międzynarodowych menedżerów i biurokratów, ale zwykły profesor europejski musi się porządnie naharować, aby tyle zarobić, nie mówiąc już o innych, gorzej płatnych zawodach. Cały rząd europejski został więc nagrodzony za osiągnięcia i przez trzy lata nie musi się o nic martwić. Rozumiem, że są to ludzie nie pierwszej już młodości i trochę zmęczeni ciężką i odpowiedzialną robotą, a więc powinni nieco odpocząć. Nie muszą iść do pracy, mimo iż nie należą - jak mniemam - do kategorii osób chorych czy niepełnosprawnych, którym należy się specjalna troska. Unia Europejska wyda na nich w końcu tylko nieco ponad 7 mln dolarów, więc może nie ma co przesadzać. Cóż to za kwota dla bogatej ciotki Europy!
Po opisie powyższej historii z przyjemnością wracam do naszej biednie skorumpowanej i bałaganiarskiej rzeczywistości. A propos bałaganu: wytknął mi ostatnio słusznie w "Polityce" z 27 marca tego roku Marian Turski, że nie mogę się uważać za twórcę teorii bałaganu jako ostoi mocy i trwałości Rzeczypospolitej, bo teorię tę pięknie głosił już przede mną Marian Hemar.
Przyznaję, że mam wręcz zawstydzające luki w znajomości poezji narodowej i nie znałem, niestety, poematu Hemara pt. "Wielka pochwała bałaganu". Chciałbym podziękować Marianowi Turskiemu za łagodne wytknięcie mi braku wykształcenia i za piękny fragment poezji prawdziwego autora teorii bałaganu. Szczerze mówiąc, ucieszyłem się, że moje - pożal się Boże! - przemyślenia mają tak szczególnie intersubiektywny charakter. Cytat z Hemara będę nosił przy sobie, bo wspaniale oddaje istotę rzeczy. Coś mi się wydaje, że istotą dzisiejszego felietonu stała się, niestety, konstatacja, iż być może jestem po prostu niedouczonym głupkiem. Czy facet, który nie wie, co to jest trzeci filar i nie czytał Hemara, ma prawo brać udział w naukowych konferencjach oraz publicznie kpić z ciotki Europy?
Ze wstydem wyznaję, że nie wiedziałem, co to za filar, ale w sumie nietrudno było się domyślić, że zwalczaniem korupcji żywotne zainteresowanie wykazuje m.in. Unia Europejska. Gdy w programie zauważyłem, że będzie ktoś z Komisji Europejskiej, przyszło mi do głowy, najpierw kulturalnie, po łacinie: medice, cura te ipsum, czyli lekarzu ulecz się sam, a potem już bardziej swojsko, po lepperowsku, że "uczył Marcin Marcina" i tak dalej.
Członkowie skorumpowanej Komisji Europejskiej dostaną trzyletnie odprawy w wysokości przeszło 10 tys. USD miesięcznie!
Jako człowiek przyzwyczajony do różnego rodzaju patologii nie dziwię się wcale i nie oburzam, że komisja, czyli rząd wspólnoty europejskiej, ustąpiła ostatnio w całości, właśnie z powodu uzasadnionych podejrzeń o nadużycia, malwersacje i nepotyzm, czyli krótko mówiąc - korupcję. Wydarzenie to paradoksalnie nam, szaraczkom, dodaje trochę otuchy i leczy z kompleksów. Skoro na samym szczycie bogactwa i biurokratycznej doskonałości zdarzają się takie rzeczy, to nie powinniśmy mieć zbyt wielkich pretensji do samych siebie. Może Zachód ma rację, że należymy do krajów mocno przeżartych korupcją, ale nasi najnowsi zachodni przyjaciele muszą nas teraz pouczać grzecznie i łagodnie, bo zawsze możemy powiedzieć, żeby lepiej pilnowali swoich spraw. Sama informacja o korupcji w rządzie Europy nie była niczym specjalnie sensacyjnym. Gorszące było to, czego dowiedzieliśmy się później, a mianowicie, że wszyscy dzielni i znamienici członkowie skorumpowanego ciała dostaną trzyletnie odprawy w wysokości przeszło 10 tys. dolarów miesięcznie! Może to nie jest wielka pensja w świecie międzynarodowych menedżerów i biurokratów, ale zwykły profesor europejski musi się porządnie naharować, aby tyle zarobić, nie mówiąc już o innych, gorzej płatnych zawodach. Cały rząd europejski został więc nagrodzony za osiągnięcia i przez trzy lata nie musi się o nic martwić. Rozumiem, że są to ludzie nie pierwszej już młodości i trochę zmęczeni ciężką i odpowiedzialną robotą, a więc powinni nieco odpocząć. Nie muszą iść do pracy, mimo iż nie należą - jak mniemam - do kategorii osób chorych czy niepełnosprawnych, którym należy się specjalna troska. Unia Europejska wyda na nich w końcu tylko nieco ponad 7 mln dolarów, więc może nie ma co przesadzać. Cóż to za kwota dla bogatej ciotki Europy!
Po opisie powyższej historii z przyjemnością wracam do naszej biednie skorumpowanej i bałaganiarskiej rzeczywistości. A propos bałaganu: wytknął mi ostatnio słusznie w "Polityce" z 27 marca tego roku Marian Turski, że nie mogę się uważać za twórcę teorii bałaganu jako ostoi mocy i trwałości Rzeczypospolitej, bo teorię tę pięknie głosił już przede mną Marian Hemar.
Przyznaję, że mam wręcz zawstydzające luki w znajomości poezji narodowej i nie znałem, niestety, poematu Hemara pt. "Wielka pochwała bałaganu". Chciałbym podziękować Marianowi Turskiemu za łagodne wytknięcie mi braku wykształcenia i za piękny fragment poezji prawdziwego autora teorii bałaganu. Szczerze mówiąc, ucieszyłem się, że moje - pożal się Boże! - przemyślenia mają tak szczególnie intersubiektywny charakter. Cytat z Hemara będę nosił przy sobie, bo wspaniale oddaje istotę rzeczy. Coś mi się wydaje, że istotą dzisiejszego felietonu stała się, niestety, konstatacja, iż być może jestem po prostu niedouczonym głupkiem. Czy facet, który nie wie, co to jest trzeci filar i nie czytał Hemara, ma prawo brać udział w naukowych konferencjach oraz publicznie kpić z ciotki Europy?
Więcej możesz przeczytać w 14/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.