Działacze SdRP upolityczniają wszelkie rutynowe poczynania likwidatora
- Niebawem minie dziesięć lat od uchwalenia ustawy o przejęciu majątku byłej PZPR. Bilans likwidacji prowadzonej przez pięciu moich poprzedników jest dodatni. Skarb państwa przejął 115 nieruchomości (z wyposażeniem), ruchomości (m.in. samochody) o wartości 1,5 mln zł oraz środki finansowe w wysokości 250 tys. zł. Ale brak szybkich i stanowczych działań, głównie inwentaryzacji majątku organizacji komunistycznych (także ZSMP, TPPR, partii satelickich), nie pozwala jednoznacznie określić skuteczności likwidatorów ani wartości majątku, który nie wrócił do skarbu państwa.
Mimo upływu tylu lat, w sądach znajduje się jeszcze kilka spraw; jedną niedawno rozstrzygnięto w pierwszej instancji. Nie zakończyło się natomiast postępowanie dotyczące tzw. kont dewizowych (wartość sporu wraz z odsetkami opiewa na mniej więcej 50 mln zł), dwóch drobnych spraw o zapłatę oraz kwestii ujawnienia majątku SdRP, szczególnie interesującej opinię publiczną. Myśl o ujawnieniu majątku wywołuje u Leszka Millera i towarzyszy dreszcze. Do tego stopnia, że postanowili wpłacić ponad 40 tys. zł na powództwo egzekucyjne, by zablokować to postępowanie. Zaciekłość tych działań przypomina obronę socjalizmu przed imperializmem w czasach stanu wojennego. Odrębną kwestię stanowi renegocjacja lub unieważnienie umowy z 1997 r., której postanowienia zamknęły ponad 60 powództw sądowych i roszczeń przedsądowych wytoczonych przeciwko SdRP przez skarb państwa. W tej sprawie jednoznaczne stanowisko zajął minister skarbu Emil Wąsacz. Stwierdził on, że ugoda podpisana (pod koniec rządów koalicji SLD-PSL) z przedstawicielami SdRP przez ówczesnego ministra finansów Marka Belkę ma istotne wady prawne i narusza interes ekonomiczny skarbu państwa. Postępowania sądowe przedłużają się głównie wskutek działań pełnomocników SdRP, uciekających się do nieuczciwych chwytów i absurdalnych środków odwoławczych (na jednej z rozpraw próbowali podważyć nawet to, że jestem legalnie powołanym likwidatorem). Nie bez znaczenia dla sprawy był okres zamrożenia likwidacji w latach 1993-1997, umorzenie postępowania karnego dotyczącego tzw. moskiewskiej pożyczki oraz prześladowanie aktywniejszych likwidatorów terenowych. W celach propagandowych działacze SdRP deklarują chęć wyjaśnienia wszelkich spraw i rozliczenia spuścizny po PZPR, a jednocześnie ich reprezentanci w sądach sabotują te postępowania. Ta dwulicowość - w zestawieniu z ostatnimi wypowiedziami szefa SdRP atakującymi rząd Jerzego Buzka - nie wymaga komentarza. Działacze SdRP celowo upolityczniają wszelkie poczynania likwidatora, choć są one rutynowe i mają zastosowanie do każdego dłużnika, niezależnie od jego rasy, wyznania, płci i opcji ideo- logicznej. Kolejnym wybiegiem dzisiejszych socjaldemokratów mogłoby być rozwiązanie SdRP, co w konsekwencji uniemożliwiłoby skarbowi państwa zaspokojenie słusznych praw. Sprytna ucieczka postkomunistów z pola walki praktycznie zakończyłaby proces likwidacji, gdyż w Polsce nie ma przepisów regulujących odpowiedzialność bankrutujących partii politycznych. Aby zabezpieczyć interesy państwowej kasy, złożyłem w Sejmie projekt uregulowania tej kwestii tak, jak jest w wypadku innych osób prawnych (m.in. spółek prawa handlowego): w szczególnych sytuacjach odpowiedzialność ponoszą członkowie zarządów. Takie rozwiązanie zwiększyłoby bezpieczeństwo obrotu i nie narażało skarbu państwa na straty, niezależnie od poglądów politycznych dłużnika. W tym miejscu należałoby pokazać kolejny sprytny wybieg moich procesowych przeciwników: będąc dłużnikami państwa, jednocześnie otrzymują z budżetu zwrot wydatków na kampanię wyborczą. Dłużnikiem jest SdRP, ale dotacje należą się SLD (partia jest tylko częścią sojuszu). Brak tożsamości podmiotów uniemożliwia potrącenie wierzytelności. Okoliczności te przedstawiłem ministrowi finansów Leszkowi Balcerowiczowi.
Mimo upływu tylu lat, w sądach znajduje się jeszcze kilka spraw; jedną niedawno rozstrzygnięto w pierwszej instancji. Nie zakończyło się natomiast postępowanie dotyczące tzw. kont dewizowych (wartość sporu wraz z odsetkami opiewa na mniej więcej 50 mln zł), dwóch drobnych spraw o zapłatę oraz kwestii ujawnienia majątku SdRP, szczególnie interesującej opinię publiczną. Myśl o ujawnieniu majątku wywołuje u Leszka Millera i towarzyszy dreszcze. Do tego stopnia, że postanowili wpłacić ponad 40 tys. zł na powództwo egzekucyjne, by zablokować to postępowanie. Zaciekłość tych działań przypomina obronę socjalizmu przed imperializmem w czasach stanu wojennego. Odrębną kwestię stanowi renegocjacja lub unieważnienie umowy z 1997 r., której postanowienia zamknęły ponad 60 powództw sądowych i roszczeń przedsądowych wytoczonych przeciwko SdRP przez skarb państwa. W tej sprawie jednoznaczne stanowisko zajął minister skarbu Emil Wąsacz. Stwierdził on, że ugoda podpisana (pod koniec rządów koalicji SLD-PSL) z przedstawicielami SdRP przez ówczesnego ministra finansów Marka Belkę ma istotne wady prawne i narusza interes ekonomiczny skarbu państwa. Postępowania sądowe przedłużają się głównie wskutek działań pełnomocników SdRP, uciekających się do nieuczciwych chwytów i absurdalnych środków odwoławczych (na jednej z rozpraw próbowali podważyć nawet to, że jestem legalnie powołanym likwidatorem). Nie bez znaczenia dla sprawy był okres zamrożenia likwidacji w latach 1993-1997, umorzenie postępowania karnego dotyczącego tzw. moskiewskiej pożyczki oraz prześladowanie aktywniejszych likwidatorów terenowych. W celach propagandowych działacze SdRP deklarują chęć wyjaśnienia wszelkich spraw i rozliczenia spuścizny po PZPR, a jednocześnie ich reprezentanci w sądach sabotują te postępowania. Ta dwulicowość - w zestawieniu z ostatnimi wypowiedziami szefa SdRP atakującymi rząd Jerzego Buzka - nie wymaga komentarza. Działacze SdRP celowo upolityczniają wszelkie poczynania likwidatora, choć są one rutynowe i mają zastosowanie do każdego dłużnika, niezależnie od jego rasy, wyznania, płci i opcji ideo- logicznej. Kolejnym wybiegiem dzisiejszych socjaldemokratów mogłoby być rozwiązanie SdRP, co w konsekwencji uniemożliwiłoby skarbowi państwa zaspokojenie słusznych praw. Sprytna ucieczka postkomunistów z pola walki praktycznie zakończyłaby proces likwidacji, gdyż w Polsce nie ma przepisów regulujących odpowiedzialność bankrutujących partii politycznych. Aby zabezpieczyć interesy państwowej kasy, złożyłem w Sejmie projekt uregulowania tej kwestii tak, jak jest w wypadku innych osób prawnych (m.in. spółek prawa handlowego): w szczególnych sytuacjach odpowiedzialność ponoszą członkowie zarządów. Takie rozwiązanie zwiększyłoby bezpieczeństwo obrotu i nie narażało skarbu państwa na straty, niezależnie od poglądów politycznych dłużnika. W tym miejscu należałoby pokazać kolejny sprytny wybieg moich procesowych przeciwników: będąc dłużnikami państwa, jednocześnie otrzymują z budżetu zwrot wydatków na kampanię wyborczą. Dłużnikiem jest SdRP, ale dotacje należą się SLD (partia jest tylko częścią sojuszu). Brak tożsamości podmiotów uniemożliwia potrącenie wierzytelności. Okoliczności te przedstawiłem ministrowi finansów Leszkowi Balcerowiczowi.
Więcej możesz przeczytać w 14/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.