Czy Lesław Podkański i Jacek Buchacz staną przed Trybunałem Stanu?
Lesław Podkański, polityk PSL i były minister współpracy gospodarczej z zagranicą, przypomniał o sobie kilka miesięcy temu, oskarżając Emila Wąsacza, ministra skarbu, o sprzedaż po zaniżonej cenie Domów Towarowych Centrum. Podkański tłumaczył, że występuje w obronie interesów budżetu państwa, że żaden minister nie ma prawa uszczuplać publicznej kasy. Kilka tygodni temu Podkański zainicjował zbieranie podpisów pod wnioskiem o wotum nieufności wobec wicepremiera Leszka Balcerowicza. Tymczasem posłowie Unii Wolności postanowili złożyć wniosek o postawienie Podkańskiego przed Trybunałem Stanu. Wraz z nim przed trybunałem miałby stanąć Jacek Buchacz, następca Podkańskiego w Ministerstwie Współpracy Gospodarczej z Zagranicą. Kilka lat temu minister Podkański zadecydował o przekazaniu Agencji Rozwoju Gospodarczego wartych 450 mln zł akcji spó- łek podległych Ministerstwu Współpracy Gospodarczej z Zagranicą. Jednym z pomysłodawców utworzenia ARG miał być Piotr Bykowski, bliski współpracownik premiera Waldemara Pawlaka, wcześniej współpracujący z Lesławem Podkańskim.
Gdy manipulacje te wyszły na jaw - także dzięki artykułom dziennikarzy "Wprost" (zamieszczonym m.in. w numerach 25/94, 37/94 i 44/95) - premier Józef Oleksy odwołał Lesława Podkańskiego ze stanowiska szefa resortu. Posadę stracił też Jacek Buchacz, kontynuator pomysłów Podkańskiego. Premier Włodzimierz Cimoszewicz zarzucił mu "przekroczenie kompetencji i narażenie skarbu państwa na straty". Zastrzeżenia ówczesnego szefa rządu budziły też powiązania ministra z "pewną osobą prywatną", czyli Piotrem Bykowskim, poznańskim przedsiębiorcą i bankierem. Choć projektami pomysłowych ministrów i ich przyjaciela-bankiera zajęły się NIK, Sąd Najwyższy oraz kolejne rządy, majątek skarbu państwa do dziś nie został odzyskany.
Cała sprawa zaczęła się pod koniec 1993 r. Lesław Podkański rozpoczął urzędowanie w ministerstwie od przejrzenia składu rad nadzorczych kontrolowanych przez ministerstwo spółek. Wkrótce przystąpił do wymiany kadr i tworzenia Agencji Rozwoju Gospodarczego. W 1994 r. zdecydował, by akcje spółek giełdowych, którymi dysponowało MWGzZ, wniesiono do ARG. Agencja (przekształcona później w Polski Fundusz Gwarancyjny) dysponowała m.in. akcjami Agrosu, Animeksu, BRE, Elektrimu i Universalu. W połowie ubiegłego roku Jerzy Rutkowski, przewodniczący rady nadzorczej Polskiego Funduszu Gwarancyjnego, stwierdził: "Realia są, niestety, takie, że skarb państwa wyłożył pieniądze, jednak bez możliwości wykonywania praw właścicielskich". Gorzej, urzędnicy spadkobierców zlikwidowanego w 1997 r. MWGzZ, czyli Ministerstwa Gospodarki i Ministerstwa Skarbu Państwa, nie widzą możliwości takiego rozwiązania problemu, które satysfakcjonowałoby budżet.
Jeśli nawet wniosek Unii Wolności zyska dostateczne poparcie posłów, trybunał będzie miał twardy orzech do zgryzienia: operację przeprowadzono w wyjątkowo wyrafinowany sposób. Potwierdza to orzeczenie Sądu Najwyższego, w którym stwierdzono na przykład, że szef MWGzZ miał prawo przekazać akcje spółek skarbu państwa Agencji Rozwoju Gospodarczego. W efekcie publicznymi pieniędzmi dysponują prezesi kilkudziesięciu prywatnych spółek, do których trafiły akcje skarbu państwa. Czy może w tej sytuacji dziwić, że przedstawiciele niektórych beneficjentów, na przykład Chemii Polskiej i Międzynarodowej Korporacji Gwarancyjnej, z ironią odnosili się do reprezentantów skarbu państwa na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy?
Jeszcze w grudniu 1996 r. rząd zobowiązał ministra Jacka Buchacza do rozwiązania Polskiego Funduszu Gwarancyjnego i powiązanej z nim Międzynarodowej Korporacji Gwarancyjnej. Skarb państwa miał dzięki temu odzyskać 200 mln zł. Nie odzyskał ich do dzisiaj. Głównie dlatego, że w lipcu 1996 r. tak skomplikowano system przepływu kapitału pomiędzy spółkami powiązanymi z PFG, iż państwo straciło kontrolę nad tą częścią własnego majątku. Gdy ARG przekształcono w PFG, powołano kolejne podmioty: Międzynarodową Korporację Gwarancyjną (na początku 1996 r. przekształconą w Polską Korporację Eksportową) oraz dwa Fundusze Poręczeń Inwestycyjno-Eksportowych (FPIE). Udziałowcami obu korporacji - utworzonych na prawie spółdzielczym - zostały PFG, Towarzystwo Ubezpieczeniowe Polisa oraz należący do grupy Piotra Bykowskiego Bank Staropolski. Członkowie korporacji - zgodnie z prawem spółdzielczym - mieli tyle samo głosów, ile skarb państwa.
Publicznymi pieniędzmi dysponują prezesi kilkudziesięciu prywatnych spółek, do których trafiły akcje skarbu państwa
Za czasów Podkańskiego rozpatrywano pomysł dokapitalizowania Banku Staropolskiego z funduszy resortu współpracy z zagranicą, lecz dopiero Jacek Buchacz, jego następca, wykupił - za pośrednictwem PFG i FPIE - udziały w tym banku. Sam został prezesem rady nadzorczej. Tymczasem głównym udziałowcem PFG stała się Międzynarodowa Korporacja Gwarancyjna. Właścicielami MKG były Chemia Polska i skarb państwa. Chemia Polska przekazała do PFG - w formie aportu - akcje firm giełdowych i udziały w MKG. Mimo że holding obracał de facto wyłącznie pieniędzmi skarbu państwa, formalnie państwo posiadało w MKG mniejszościowy pakiet 37 proc. akcji. W Chemii Polskiej skarb państwa miał do dyspozycji 46 proc. akcji. Powstał trójkąt gwarancyjny, w którym skarbowi państwa przypadła rola potakiwacza, akceptującego decyzje zarządów, transfery akcji oraz przepływ kapitałów.
Co gorsza, interesy generowały straty finansowe, powstające m.in. wskutek wnoszenia do innych spółek trójkąta akcji o wyższej wartości i otrzymywaniu w zamian udziałów o niższej wartości. Za warte 456,8 mln zł akcje PFG wniesione do MKG fundusz otrzymał od korporacji udziały za 254,5 mln zł. Gdy - na mocy decyzji ministra Jacka Buchacza - PFG utworzył Fundusz Poręczeń Inwestycyjno-Kredytowych (FPIE), dokooptowano do niego siedem nowych firm, w większości kontrolowanych przez Piotra Bykowskiego. Jacek Buchacz i Piotr Bykowski zasiedli w radzie nadzorczej FPIE - jako prezes i wiceprezes. Przekształcenia przebiegały bardzo szybko, gdyż zbliżała się reforma centrum administracyjnego, oznaczająca odcięcie dopływu pieniędzy z Ministerstwa Współpracy Gospodarczej z Zagranicą.
Fundusz Poręczeń Inwestycyjno-Kredytowych otworzył konto w Invest Banku, także kontrolowanym przez Bykowskiego. FPIE zaczął wkrótce udzielać poręczeń, kredytów i pożyczek. W marcu 1996 r. nadzwyczajne zgromadzenie akcjonariuszy PFG podjęło uchwałę, w której wyraziło zgodę na wniesienie 22,5 tys. udziałów (wartych 45 mln zł) PFG do FPIE. Kontrolerzy NIK stwierdzili potem, że takie przepływy "stworzyły realne zagrożenie bezpowrotnego wyłączenia tych środków z gestii ministra współpracy gospodarczej z zagranicą, a tym samym spod kontroli skarbu państwa". Przy okazji ujawniono, że w 1994 r. działalność ARG (później PFG) sprowadzała się głównie do zaciągania kredytów i gry na giełdzie akcjami Banku Rozwoju Eksportu, Elektrimu oraz Universalu (wartymi łącznie 450 mln zł), przekazanymi jej przez ministra Podkańskiego.
Gracze okazali się jednak na tyle nieudolni, że ARG straciła 271 mln zł. Rok później było jeszcze gorzej: straty (już PFG) sięgnęły 339 mln zł. Na tę kwotę złożyły się m.in. 32 mln zł przeznaczone na utworzenie "rezerwy ryzyka", czyli poręczenie dla spółki Galtex, oraz 29,9 mln zł wydane na przeszacowanie akcji. Kredyt dla łódzkiej spółki Galtex poręczono z upoważnienia ministra Jacka Buchacza (działającego jako WZA Polskiego Funduszu Gwarancyjnego). Galtex podpisał umowę na zakup bawełny w Uzbekistanie półtora miesiąca przed decyzją PFG. Poza tym w momencie podejmowania decyzji fundusz nie znał sprawozdań finansowych spółki ani kalkulacji ceny bawełny - co potwierdził raport NIK. Już po trzech miesiącach spółka okazała się niewypłacalna, więc PFG musiał spłacić jej zadłużenie. W ten sposób w ciągu roku kapitał PFG zmniejszył się z 450 mln zł do 190 mln zł. W 1995 r. wynosił już tylko 145 mln zł. Suma wszystkich strat jest trudna do oszacowania. Co ciekawe, PFG nadal istnieje, mimo że poręczeniami ma się zajmować specjalny fundusz powołany przez Bank Gospodarstwa Krajowego. Wspieranie eksportu jest z kolei zadaniem Korporacji Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych.
Gdy manipulacje te wyszły na jaw - także dzięki artykułom dziennikarzy "Wprost" (zamieszczonym m.in. w numerach 25/94, 37/94 i 44/95) - premier Józef Oleksy odwołał Lesława Podkańskiego ze stanowiska szefa resortu. Posadę stracił też Jacek Buchacz, kontynuator pomysłów Podkańskiego. Premier Włodzimierz Cimoszewicz zarzucił mu "przekroczenie kompetencji i narażenie skarbu państwa na straty". Zastrzeżenia ówczesnego szefa rządu budziły też powiązania ministra z "pewną osobą prywatną", czyli Piotrem Bykowskim, poznańskim przedsiębiorcą i bankierem. Choć projektami pomysłowych ministrów i ich przyjaciela-bankiera zajęły się NIK, Sąd Najwyższy oraz kolejne rządy, majątek skarbu państwa do dziś nie został odzyskany.
Cała sprawa zaczęła się pod koniec 1993 r. Lesław Podkański rozpoczął urzędowanie w ministerstwie od przejrzenia składu rad nadzorczych kontrolowanych przez ministerstwo spółek. Wkrótce przystąpił do wymiany kadr i tworzenia Agencji Rozwoju Gospodarczego. W 1994 r. zdecydował, by akcje spółek giełdowych, którymi dysponowało MWGzZ, wniesiono do ARG. Agencja (przekształcona później w Polski Fundusz Gwarancyjny) dysponowała m.in. akcjami Agrosu, Animeksu, BRE, Elektrimu i Universalu. W połowie ubiegłego roku Jerzy Rutkowski, przewodniczący rady nadzorczej Polskiego Funduszu Gwarancyjnego, stwierdził: "Realia są, niestety, takie, że skarb państwa wyłożył pieniądze, jednak bez możliwości wykonywania praw właścicielskich". Gorzej, urzędnicy spadkobierców zlikwidowanego w 1997 r. MWGzZ, czyli Ministerstwa Gospodarki i Ministerstwa Skarbu Państwa, nie widzą możliwości takiego rozwiązania problemu, które satysfakcjonowałoby budżet.
Jeśli nawet wniosek Unii Wolności zyska dostateczne poparcie posłów, trybunał będzie miał twardy orzech do zgryzienia: operację przeprowadzono w wyjątkowo wyrafinowany sposób. Potwierdza to orzeczenie Sądu Najwyższego, w którym stwierdzono na przykład, że szef MWGzZ miał prawo przekazać akcje spółek skarbu państwa Agencji Rozwoju Gospodarczego. W efekcie publicznymi pieniędzmi dysponują prezesi kilkudziesięciu prywatnych spółek, do których trafiły akcje skarbu państwa. Czy może w tej sytuacji dziwić, że przedstawiciele niektórych beneficjentów, na przykład Chemii Polskiej i Międzynarodowej Korporacji Gwarancyjnej, z ironią odnosili się do reprezentantów skarbu państwa na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy?
Jeszcze w grudniu 1996 r. rząd zobowiązał ministra Jacka Buchacza do rozwiązania Polskiego Funduszu Gwarancyjnego i powiązanej z nim Międzynarodowej Korporacji Gwarancyjnej. Skarb państwa miał dzięki temu odzyskać 200 mln zł. Nie odzyskał ich do dzisiaj. Głównie dlatego, że w lipcu 1996 r. tak skomplikowano system przepływu kapitału pomiędzy spółkami powiązanymi z PFG, iż państwo straciło kontrolę nad tą częścią własnego majątku. Gdy ARG przekształcono w PFG, powołano kolejne podmioty: Międzynarodową Korporację Gwarancyjną (na początku 1996 r. przekształconą w Polską Korporację Eksportową) oraz dwa Fundusze Poręczeń Inwestycyjno-Eksportowych (FPIE). Udziałowcami obu korporacji - utworzonych na prawie spółdzielczym - zostały PFG, Towarzystwo Ubezpieczeniowe Polisa oraz należący do grupy Piotra Bykowskiego Bank Staropolski. Członkowie korporacji - zgodnie z prawem spółdzielczym - mieli tyle samo głosów, ile skarb państwa.
Publicznymi pieniędzmi dysponują prezesi kilkudziesięciu prywatnych spółek, do których trafiły akcje skarbu państwa
Za czasów Podkańskiego rozpatrywano pomysł dokapitalizowania Banku Staropolskiego z funduszy resortu współpracy z zagranicą, lecz dopiero Jacek Buchacz, jego następca, wykupił - za pośrednictwem PFG i FPIE - udziały w tym banku. Sam został prezesem rady nadzorczej. Tymczasem głównym udziałowcem PFG stała się Międzynarodowa Korporacja Gwarancyjna. Właścicielami MKG były Chemia Polska i skarb państwa. Chemia Polska przekazała do PFG - w formie aportu - akcje firm giełdowych i udziały w MKG. Mimo że holding obracał de facto wyłącznie pieniędzmi skarbu państwa, formalnie państwo posiadało w MKG mniejszościowy pakiet 37 proc. akcji. W Chemii Polskiej skarb państwa miał do dyspozycji 46 proc. akcji. Powstał trójkąt gwarancyjny, w którym skarbowi państwa przypadła rola potakiwacza, akceptującego decyzje zarządów, transfery akcji oraz przepływ kapitałów.
Co gorsza, interesy generowały straty finansowe, powstające m.in. wskutek wnoszenia do innych spółek trójkąta akcji o wyższej wartości i otrzymywaniu w zamian udziałów o niższej wartości. Za warte 456,8 mln zł akcje PFG wniesione do MKG fundusz otrzymał od korporacji udziały za 254,5 mln zł. Gdy - na mocy decyzji ministra Jacka Buchacza - PFG utworzył Fundusz Poręczeń Inwestycyjno-Kredytowych (FPIE), dokooptowano do niego siedem nowych firm, w większości kontrolowanych przez Piotra Bykowskiego. Jacek Buchacz i Piotr Bykowski zasiedli w radzie nadzorczej FPIE - jako prezes i wiceprezes. Przekształcenia przebiegały bardzo szybko, gdyż zbliżała się reforma centrum administracyjnego, oznaczająca odcięcie dopływu pieniędzy z Ministerstwa Współpracy Gospodarczej z Zagranicą.
Fundusz Poręczeń Inwestycyjno-Kredytowych otworzył konto w Invest Banku, także kontrolowanym przez Bykowskiego. FPIE zaczął wkrótce udzielać poręczeń, kredytów i pożyczek. W marcu 1996 r. nadzwyczajne zgromadzenie akcjonariuszy PFG podjęło uchwałę, w której wyraziło zgodę na wniesienie 22,5 tys. udziałów (wartych 45 mln zł) PFG do FPIE. Kontrolerzy NIK stwierdzili potem, że takie przepływy "stworzyły realne zagrożenie bezpowrotnego wyłączenia tych środków z gestii ministra współpracy gospodarczej z zagranicą, a tym samym spod kontroli skarbu państwa". Przy okazji ujawniono, że w 1994 r. działalność ARG (później PFG) sprowadzała się głównie do zaciągania kredytów i gry na giełdzie akcjami Banku Rozwoju Eksportu, Elektrimu oraz Universalu (wartymi łącznie 450 mln zł), przekazanymi jej przez ministra Podkańskiego.
Gracze okazali się jednak na tyle nieudolni, że ARG straciła 271 mln zł. Rok później było jeszcze gorzej: straty (już PFG) sięgnęły 339 mln zł. Na tę kwotę złożyły się m.in. 32 mln zł przeznaczone na utworzenie "rezerwy ryzyka", czyli poręczenie dla spółki Galtex, oraz 29,9 mln zł wydane na przeszacowanie akcji. Kredyt dla łódzkiej spółki Galtex poręczono z upoważnienia ministra Jacka Buchacza (działającego jako WZA Polskiego Funduszu Gwarancyjnego). Galtex podpisał umowę na zakup bawełny w Uzbekistanie półtora miesiąca przed decyzją PFG. Poza tym w momencie podejmowania decyzji fundusz nie znał sprawozdań finansowych spółki ani kalkulacji ceny bawełny - co potwierdził raport NIK. Już po trzech miesiącach spółka okazała się niewypłacalna, więc PFG musiał spłacić jej zadłużenie. W ten sposób w ciągu roku kapitał PFG zmniejszył się z 450 mln zł do 190 mln zł. W 1995 r. wynosił już tylko 145 mln zł. Suma wszystkich strat jest trudna do oszacowania. Co ciekawe, PFG nadal istnieje, mimo że poręczeniami ma się zajmować specjalny fundusz powołany przez Bank Gospodarstwa Krajowego. Wspieranie eksportu jest z kolei zadaniem Korporacji Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych.
Więcej możesz przeczytać w 14/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.