"Nie ma lepszego materiału niż to, co mam w głowie. Na przetworzeniu tego materiału polega właściwie zadanie reżysera". To zapewne najkrótsza instrukcja użycia rozumu autorstwa Stevena Spielberga, tegorocznego triumfatora uroczystości wręczenia Oscarów. Gdybyż tę instrukcję twórcy "Szczęk", "E.T.", "Listy Schindlera" czy "Szeregowca Ryana" można było zastosować do każdego mózgu, świat byłby i ciekawszy, i piękniejszy, i mądrzejszy. Mag zbiorowej wyobraźni - jak nazywa Spielberga Wiesław Kot - ma zapewne większy wpływ na osobowość ludzi końca XX wieku niż niejeden polityk, pisarz czy przywódca religijny. Nieważne, czy bezpośredni wpływ Spielberga jest dobry czy zły, ważne jest to, że rozwija naszą wyobraźnię, zachęca do współtworzenia i odzwyczaja od lenistwa umysłowego zwanego potocznie rutyną. Ten największy twórca przełomu dwóch wieków kształtuje osobowość człowieka epoki postindustrialnej, a więc takiego, dla którego głównym środkiem produkcji - by odwołać się do zapomnianych już marksistów - jest mózg. Ten, kto wierzy, że doczeka schyłku epoki industrialnej w Polsce i jest w trakcie wybierania funduszu emerytalnego, powinien przeczytać rozmowę Kingi Dębskiej ze Stevenem Spielbergiem. Inwestowanie w szare komórki, umiejętne eksploatowanie własnej wyobraźni tak, by być twórczym we wszystkich działaniach, to recepta, którą stosują "młode wilki" polskiej przedsiębiorczości. Rezultaty, jakie osiągnęli młodzi bohaterowie tekstu M. Cielemęckiego, potwierdzają, że w Polsce - podobnie jak w USA - dobry pomysł plus konsekwentna, wytrwała praca to główne źródła sukcesu. Oczywiście, jest to banalne stwierdzenie, lecz w sytuacji, gdy 25 proc. Polaków uważa, że od wolnego rynku lepsza jest gospodarka państwowa rodem z PRL, ci młodzi przedsiębiorcy dają nadzieję, iż do władzy nie dojdą twórcy syrenki, zegarka marki Błonie i pralki Frania. Ubiegłotygodniowa debata nad wotum nieufności wobec Leszka Balcerowicza w Sejmie wskazuje, że Spielbergowska instrukcja użycia mózgu powinna wisieć na widocznym miejscu w pomieszczeniach klubowych SLD, PSL i ROP. Wystąpienia klubowe przedstawicieli SLD i PSL (dwóch uroczych brunetów, w tym jednego z wąsem) potwierdzają, że nie wolno tych panów dopuszczać do kierowania nie tylko naszą gospodarką, lecz jakimkolwiek, nawet małym przedsiębiorstwem. Wice-Kołodko i wice-Lepper, czyli Marek Wagner i Jarosław Kalinowski, przedstawili w swoich wystąpieniach prosty sposób rozwiązania polskich problemów gospodarczych. Po pierwsze - Balcerowicz musi odejść, po drugie - dla dobra PSL i SLD musi odejść Balcerowicz, po trzecie - odejście Balcerowicza jest programem tych partii, a program partii to program narodu. Rozwijając cytat Jarosława Kalinowskiego, można by powiedzieć, że on osobiście oraz jego kompan Marek Wagner, farmaceuta, to najgorsza, być może ostatnia inwestycja Wschodu w Polsce. Cóż, koszty tych inwestycji pokrywają polscy chłopi, a także robotnicy od wielu lat. Kiedyś jednak zorientują się i wtedy przez centrum Warszawy przejdzie demonstracja pod hasłami: "Kalinowski musi odejść", "Lepper na gospodarstwo", "Wagner do Kołodki". Skończy się czas pseudoobrońców ludu miast i wsi, żyjących z podatku od głupoty płaconego najczęściej przez najuboższych. Kiedy tak się stanie - nie wiadomo. Kiedy jednak rolnicy zorientują się, że przyjaciele ludu są ich okupantami, wówczas będzie szansa na przekształcenie polskiego rolnictwa w nowoczesną gałąź gospodarki. Niestety, Kalinowski - w przeciwieństwie do Balcerowicza - nie ma dokąd odejść i to jest największy problem polskiej wsi.
Więcej możesz przeczytać w 13/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.