Czy Niemcy zalegalizują "miękkie" narkotyki?
"Cool nie jest ten, kto bierze, lecz ten, kto odmawia" - tak brzmi propagandowe hasło w walce z narkomanią wśród młodych Niemców. Statystyki pokazują jednak, że liczba ofiar tego nałogu wciąż rośnie. Rząd socjaldemokratów i zielonych zdecydował się na radykalną zmianę postępowania - represjonowanie, działania prewencyjne i terapię ma uzupełnić legalne zaspokajanie potrzeb narkomanów.
Wnętrze lokalu przy Elbestrasse 38 we Frankfurcie przypomina salon fryzjerski: wzdłuż ścian biały blat z płyty laminowanej, krzesła, lustra, poczekalnia oświetlona sinym blaskiem neonówek, z głośników sączy się muzyka. Lecz obecni tam ludzie zupełnie nie kojarzą się z klientelą zakładu kosmetycznego. W galerii na podwyższeniu siedzi dyżurna obserwująca gości. Obok niej na biurku leżą "nerki", a w nich na papierowych ręcznikach łyżeczki, jednorazowe strzykawki, igły, gumki, świeczki, waciki do sterylizacji i to, co najważniejsze... Nadmeńska metropolia jest pierwszym niemieckim miastem, gdzie narkomani mogą zaspokoić swój głód. W "Fixerstube" przy Elbestrasse pod nadzorem dwóch lekarzy i dziesięciu pracowników socjalnych przeprowadza się ponad pół tysiąca "zabiegów" dziennie.
Wszystko przebiega zawsze tak samo: należy odebrać dawkę, zająć jedno z 36 miejsc, zażyć narkotyk, odczekać na skutek i samodzielnie sprzątnąć stanowisko. Zgodnie z obowiązującym tu kodeksem, nadzorujący nie pomagają w aplikowaniu, niedopuszczalne jest również to, by narkomani wzajemnie asystowali sobie.
Peter Gauweiler, monachijski lider CSU, uważa, że są to makabryczne praktyki. Petra Roth, nadburmistrzyni Frankfurtu, odrzuca krytykę chadeckiego kolegi. Jak argumentuje, przed kilku laty Frankfurt zajmował jedno z pierwszych miejsc wśród miast o najwyższym współczynniku śmiertelności narkomanów, dziś spadł na szóste miejsce (po Berlinie, Hamburgu, Monachium, Bremie i Hanowerze). Przed uruchomieniem punktu przy Elbestrasse na frankfurckich ulicach, dworcach, w piwnicach i najróżniejszych melinach znajdywano rocznie niemal 150 śmiertelnych ofiar przedawkowania narkotyków. W ubiegłym roku ich liczba zmalała do 31. Ponadto - przekonuje Petra Roth - narkomani zaspokajają swe potrzeby w higienicznych warunkach, co zapobiega szerzeniu się AIDS, żółtaczki i innych chorób. Wyniszczeni nałogiem, mają do dyspozycji łóżka, udzielana jest im pomoc ambulatoryjna, na miejscu funkcjonuje też poradnia, dzięki której wielu decyduje się na leczenie. - W miejskich parkach szprycowało się wcześniej ponad tysiąc osób, dziś już tego zjawiska nie ma, zmalała też przestępczość wywoływana przez narkomanię - uzupełnia Regina Ernst z referatu ds. narkotyków we frankfurckim urzędzie miejskim.
Tak zwane twarde narkotyki zażywa 300 tys. Niemców, ale korzystających ze środków odurzających jest kilkakrotnie więcej. W 1998 r. odnotowano 1674 śmiertelne ofiary nałogu, czyli o 173 więcej niż rok wcześniej. Tylko w Bonn w latach 90. liczba zmarłych wskutek przedawkowania się potroiła. Według ostatniego raportu, liczba tych, którzy po raz pierwszy sięgnęli po narkotyki, ciągle rośnie. Największy przyrost zarejestrowano wśród biorców amfetaminy i kokainy oraz heroiny i LSD. Coraz większym powodzeniem cieszą się tzw. narkoparty. W środowiskach młodzieżowych zażywanie tabletek extasy wręcz należy do dyskotekowego rytuału. Są one bezpośrednią przyczyną zgonów niemal dwudziestu młodych ludzi rocznie.
Ściganie dealerów narkotyków i intensywna kampania propagandowa nie przyniosły pozytywnych rezultatów. Politycy koalicji SPD/Zieloni, popierani przez liberałów z FDP, zdecydowali się skorzystać z doświadczeń Holandii i Szwajcarii, gdzie przed kilku laty zalegalizowano dostęp do narkotyków. W siedmiomilionowej Szwajcarii zarejestrowanych jest ponad 30 tys. narkomanów. Trzy lata od otwarcia specjalnych ambulatoriów w piętnastu miastach nielegalny handel "twardymi" narkotykami spadł o 87 proc., a przestępczość związana ze zdobywaniem pieniędzy na narkotyki zmalała o 90 proc.
Minister zdrowia Andrea Fischer (Zieloni) zamierza uruchomić sieć ambulatoriów - według frankfurckiego wzorca - w dziewięciu miastach RFN. Rozpatruje też dopuszczenie do wolnej sprzedaży w wybranych aptekach haszyszu, a także heroiny na receptę. Zdaniem Wolfganga Lohmanna, rzecznika chadeków w Bundestagu, plany Fischer to "Flower power Idee" - kapitulacja wobec narkomanów i czynienie z państwa dealera narkotyków. Tymczasem na autostradzie 61, zwanej drogą do nieba, niemieccy narkoturyści zmierzają do holenderskich koffieshops, gdzie legalnie sprzedawana jest "trawka", a także do
80 nielegalnych dealerów "twardych" narkotyków.
Jak obliczył Eduard Lintner z bawarskiej CSU, po zrealizowaniu projektu minister Fischer na zaspokajanie narkomanów podatnicy będą płacić 584 mln marek rocznie. Zwolennicy liberalizacji ustaw o zwalczaniu narkomanii uważają, że to tylko pół prawdy; nowe rozwiązania doprowadziły w Szwajcarii do zmniejszenia zachorowalności i przestępczości, co po zbilansowaniu pozwala zaoszczędzić na statystycznym narkomanie 27,95 euro dziennie. Opory moralne opozycji obecna koalicja próbuje złamać przykładem konserwatywnej Bawarii, gdzie - mimo najsurowszych przepisów antynarkotykowych - liczba śmiertelnych ofiar wzrosła w ubiegłym roku aż o 42 proc. - z 220 w 1997 r. do 312 osób. Nie czekając na decyzje Bonn, bawarscy Zieloni zainstalowali przy Dachauerstrasse w Monachium przerobiony automat na papierosy, w którym za markę można kupić mały, różowy pakunek z wacikami, strzykawką, dwoma igłami jednorazowymi, kondomem i witaminą C. Narkotyki trzeba zdobyć na własną rękę.
Wnętrze lokalu przy Elbestrasse 38 we Frankfurcie przypomina salon fryzjerski: wzdłuż ścian biały blat z płyty laminowanej, krzesła, lustra, poczekalnia oświetlona sinym blaskiem neonówek, z głośników sączy się muzyka. Lecz obecni tam ludzie zupełnie nie kojarzą się z klientelą zakładu kosmetycznego. W galerii na podwyższeniu siedzi dyżurna obserwująca gości. Obok niej na biurku leżą "nerki", a w nich na papierowych ręcznikach łyżeczki, jednorazowe strzykawki, igły, gumki, świeczki, waciki do sterylizacji i to, co najważniejsze... Nadmeńska metropolia jest pierwszym niemieckim miastem, gdzie narkomani mogą zaspokoić swój głód. W "Fixerstube" przy Elbestrasse pod nadzorem dwóch lekarzy i dziesięciu pracowników socjalnych przeprowadza się ponad pół tysiąca "zabiegów" dziennie.
Wszystko przebiega zawsze tak samo: należy odebrać dawkę, zająć jedno z 36 miejsc, zażyć narkotyk, odczekać na skutek i samodzielnie sprzątnąć stanowisko. Zgodnie z obowiązującym tu kodeksem, nadzorujący nie pomagają w aplikowaniu, niedopuszczalne jest również to, by narkomani wzajemnie asystowali sobie.
Peter Gauweiler, monachijski lider CSU, uważa, że są to makabryczne praktyki. Petra Roth, nadburmistrzyni Frankfurtu, odrzuca krytykę chadeckiego kolegi. Jak argumentuje, przed kilku laty Frankfurt zajmował jedno z pierwszych miejsc wśród miast o najwyższym współczynniku śmiertelności narkomanów, dziś spadł na szóste miejsce (po Berlinie, Hamburgu, Monachium, Bremie i Hanowerze). Przed uruchomieniem punktu przy Elbestrasse na frankfurckich ulicach, dworcach, w piwnicach i najróżniejszych melinach znajdywano rocznie niemal 150 śmiertelnych ofiar przedawkowania narkotyków. W ubiegłym roku ich liczba zmalała do 31. Ponadto - przekonuje Petra Roth - narkomani zaspokajają swe potrzeby w higienicznych warunkach, co zapobiega szerzeniu się AIDS, żółtaczki i innych chorób. Wyniszczeni nałogiem, mają do dyspozycji łóżka, udzielana jest im pomoc ambulatoryjna, na miejscu funkcjonuje też poradnia, dzięki której wielu decyduje się na leczenie. - W miejskich parkach szprycowało się wcześniej ponad tysiąc osób, dziś już tego zjawiska nie ma, zmalała też przestępczość wywoływana przez narkomanię - uzupełnia Regina Ernst z referatu ds. narkotyków we frankfurckim urzędzie miejskim.
Tak zwane twarde narkotyki zażywa 300 tys. Niemców, ale korzystających ze środków odurzających jest kilkakrotnie więcej. W 1998 r. odnotowano 1674 śmiertelne ofiary nałogu, czyli o 173 więcej niż rok wcześniej. Tylko w Bonn w latach 90. liczba zmarłych wskutek przedawkowania się potroiła. Według ostatniego raportu, liczba tych, którzy po raz pierwszy sięgnęli po narkotyki, ciągle rośnie. Największy przyrost zarejestrowano wśród biorców amfetaminy i kokainy oraz heroiny i LSD. Coraz większym powodzeniem cieszą się tzw. narkoparty. W środowiskach młodzieżowych zażywanie tabletek extasy wręcz należy do dyskotekowego rytuału. Są one bezpośrednią przyczyną zgonów niemal dwudziestu młodych ludzi rocznie.
Ściganie dealerów narkotyków i intensywna kampania propagandowa nie przyniosły pozytywnych rezultatów. Politycy koalicji SPD/Zieloni, popierani przez liberałów z FDP, zdecydowali się skorzystać z doświadczeń Holandii i Szwajcarii, gdzie przed kilku laty zalegalizowano dostęp do narkotyków. W siedmiomilionowej Szwajcarii zarejestrowanych jest ponad 30 tys. narkomanów. Trzy lata od otwarcia specjalnych ambulatoriów w piętnastu miastach nielegalny handel "twardymi" narkotykami spadł o 87 proc., a przestępczość związana ze zdobywaniem pieniędzy na narkotyki zmalała o 90 proc.
Minister zdrowia Andrea Fischer (Zieloni) zamierza uruchomić sieć ambulatoriów - według frankfurckiego wzorca - w dziewięciu miastach RFN. Rozpatruje też dopuszczenie do wolnej sprzedaży w wybranych aptekach haszyszu, a także heroiny na receptę. Zdaniem Wolfganga Lohmanna, rzecznika chadeków w Bundestagu, plany Fischer to "Flower power Idee" - kapitulacja wobec narkomanów i czynienie z państwa dealera narkotyków. Tymczasem na autostradzie 61, zwanej drogą do nieba, niemieccy narkoturyści zmierzają do holenderskich koffieshops, gdzie legalnie sprzedawana jest "trawka", a także do
80 nielegalnych dealerów "twardych" narkotyków.
Jak obliczył Eduard Lintner z bawarskiej CSU, po zrealizowaniu projektu minister Fischer na zaspokajanie narkomanów podatnicy będą płacić 584 mln marek rocznie. Zwolennicy liberalizacji ustaw o zwalczaniu narkomanii uważają, że to tylko pół prawdy; nowe rozwiązania doprowadziły w Szwajcarii do zmniejszenia zachorowalności i przestępczości, co po zbilansowaniu pozwala zaoszczędzić na statystycznym narkomanie 27,95 euro dziennie. Opory moralne opozycji obecna koalicja próbuje złamać przykładem konserwatywnej Bawarii, gdzie - mimo najsurowszych przepisów antynarkotykowych - liczba śmiertelnych ofiar wzrosła w ubiegłym roku aż o 42 proc. - z 220 w 1997 r. do 312 osób. Nie czekając na decyzje Bonn, bawarscy Zieloni zainstalowali przy Dachauerstrasse w Monachium przerobiony automat na papierosy, w którym za markę można kupić mały, różowy pakunek z wacikami, strzykawką, dwoma igłami jednorazowymi, kondomem i witaminą C. Narkotyki trzeba zdobyć na własną rękę.
Więcej możesz przeczytać w 13/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.