"Operacja Samum"
Propozycja na przyszły sezon: Kosowo lato 1999 r. Na terenach objętych serbską czystką zaginęła polska dziennikarka (Izabella Scorupco). Na ratunek wyrusza były agent UOP, obecnie nosiciel esperalu (Bogusław Linda). Tymczasem na oficjalny ratunek wyrusza niegdysiejszy rywal agenta, obecnie szycha w MSW (Marek Kondrat). Na miejscu spotykają rodaka cwaniaczka, który dorabia się na dostawach dla uchodźców (Zbigniew Zamachowski). Ratują dziewczynę, ale nie wiedzą o tym, że cały czas byli monitorowani przez służby amerykańskie, które przy tej okazji badały opłacalność wprowadzenia na teren Kosowa własnej piechoty. Po filmie "Operacja Samum", wyreżyserowanym przez Władysława Pasikowskiego, gdzie równie błahy scenariusz został pospiesznie odegrany i byle jak sfilmowany, żal byłoby nie nakręcić kolejnej tuzinkowej fabułki. Kino żadne, ale zarobek pewny. Sterany służbą agent Józef Mayer - wieczne przemęczenie, chore serce plus zabałaganione sprawy rodzinne - to kopia oficera dochodzeniówki z powieści zeszytowej "Ewa wzywa 07". Bogusław Linda jest niezrównany w mimice alkoholowej, a Olaf Lubaszenko jak nikt inny potrafi oddać arcypolskie melodyjne "r" w słowie "kurwa". Gustaw Holoubek w roli dygnitarza służb specjalnych to też nic nowego. W 1953 r. w "Żołnierzu zwycięstwa" Wandy Jakubowskiej zaczynał ekranową karierę z doczepioną capią bródką jako Feliks Dzierżyński. W dodatku "Żelazny Feliks" pokazał się tam jako fanatyczny zwolennik demokratycznego głosowania. Jerzy Skolimowski już raz był agentem na najwyższym szczeblu - w "Białych nocach", z tym że tam grał aparatczyka KGB i był przynajmniej porządnie uczesany. Czasem w realizatorach zagrają jednak poważniejsze ambicyjki: łopatki wentylatora kręcą się jak w "Czasie Apokalipsy". Film jest okazem wielostronnego bezwstydu. Okoliczność łóżkowa, którą mają z sobą Radosław Pazura i Anna Korcz, to polegiwanie obok siebie pary kloców. Żeby jednak krągła pupa i wydatny biust aktorki mogły "zagrać", wymyka się ona spod pościeli i defiluje nago przed obiektywem. Skrajnie zawstydzająca jest również liczba szyldów reklamowych, które przemazują się na drugim planie. Nasuwa się wrażenie, że każda instancja gospodarcza, obracająca jakim takim groszem, czymś tam ekipie wygodziła. Kiedy nie wypadało zapełnić kadru reklamą, dekoratorzy skapitulowali - na biurku wysokiego oficera UOP wdzięczy się statuetka: polski żołnierz z radziecką pepeszą. Jako twórca muzyki figuruje Goran Bregović z adnotacją: "sponsorowany przez...". Od razu nasuwa się pytanie, jak wyglądałaby oprawa muzyczna, gdyby kompozytora sponsorowała nie firma telefoniczna, ale sadownicy spod Grójca albo stocznia szczecińska. Zresztą w decydującym momencie i tak cały Bregović na nic. Kiedy w tzw. ostatniej chwili agent Mayer krokiem Gary?ego Coopera idzie sam pod lufy trzech kałasznikowów, rozlega się gardłowe "Krywaniu, Krywaniu...". Nic tak bowiem nie krzepi agenta UOP w sytuacji przedśmiertnej jak góralska muzyka.
Więcej możesz przeczytać w 20/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.