Afera szpiegowska w Wojsku Polskim
Trzej podejrzewani o szpiegostwo oficerowie Wojska Polskiego prowadzili swą działalność do 1993 r., czyli również po rozpadzie ZSRR - wynika z materiałów zebranych przez Urząd Ochrony Państwa. Informacje na ten temat podało w ubiegłym tygodniu "Życie". Co istotne - z materiałów UOP wynika, że było to szpiegostwo na rzecz Związku Radzieckiego i jego następców, a więc nie tylko Rosji. Dwaj oficerowie już w ubiegłym tygodniu zostali zatrzymani przez funkcjonariuszy UOP. Trzeci nadal służy w wojsku. Podejrzani są pułkownikami Wojska Polskiego.
Informacje o szpiegowskiej działalności oficerów z kierownictwa polskiego kontrwywiadu, a później WSI, UOP zdobył już w 1991 r. Miała ich zwerbować jednostka KGB zajmująca się ochroną kontrwywiadowczą Północnej Grupy Wojsk Armii Radzieckiej. Do kontaktu z obcymi służbami doszło na kursach prowadzonych w latach 80. w ZSRR. Z informacji Rosjanina pozyskanego do współpracy przez nasz wywiad wynika, że oficerowie przekazywali tajne materiały z pobudek ideologicznych. Kierownictwo urzędu nie zdecydowało się jednak wówczas na przekazanie akt prokuraturze wojskowej. Pod koniec 1995 r. nowych dowodów w tej sprawie dostarczył przewerbowany przez polski wywiad oficer rosyjskich służb specjalnych, który był głównym źródłem informacji o Olinie. - Nie chciano dekonspirować przewerbowanego Rosjanina. Materiał dowodowy dotyczący trójki oficerów był wówczas jeszcze na tyle słaby, iż jego przekazanie prokuraturze mogłoby zniweczyć realizację obu postępowań - mówi wysoki urzędnik administracji. Materiały w sprawie szpiegostwa w wojsku UOP chciał wykorzystać procesowo po raz pierwszy dopiero w 1996 r., kiedy sprawą Olina zajmowała się już prokuratura wojskowa. - Zamiast jednak zbierać nowe dowody, ówczesny szef MSW Zbigniew Siemiątkowski próbował wykorzystać tę sprawę do wszczęcia postępowania dyscyplinarnego przeciwko Gromosławowi Czempińskiemu. W obawie przed konsekwencjami, czyli dekonspiracją czynnego w rosyjskiej armii agenta, zrezygnował z tej ewentualności - relacjonuje nasz informator. Gromosław Czempiński uważa, że ujawnienie tej sprawy definitywnie przesądza o losie zwerbowanego przez polskie służby Rosjanina. - Ktoś, kto poinformował o tym media, postąpił wyjątkowo nieodpowiedzialnie - mówi Czempiński. Wcześniej, żeby osłonić agenta, sugerowano, że informacja o szpiegostwie wojskowych pochodziła od zaprzyjaźnionej z UOP służby zagranicznej. Dopiero kilka miesięcy temu do ostatecznego rozpracowania tej sprawy powołano specjalną grupę funkcjonariuszy UOP. Zdaniem posła znającego przygotowane przez tę grupę materiały, obecnie możliwe jest procesowe zakończenie szpiegowskiej afery. Wierzy on także, że nie dojdzie do dekonspiracji pracującego dla nas Rosjanina. - To duży sukces polskich służb specjalnych. Przedsięwzięcie zostało przeprowadzone zgodnie z kanonami pracy tych służb. Interes państwa nie został w żadnym wypadku naruszony. To ważne, bo po doświadczeniach z lat poprzednich polskie służby specjalne obawiały się nieco ujawniania podobnych spraw. Zdarzały się poważne problemy z przełożeniem wiedzy operacyjnej na materiał procesowy. Wszystko wskazuje na to, że tym razem będzie inaczej - mówi Marek Biernacki, poseł AWS, przewodniczący sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych. Wedle nieoficjalnych informacji, UOP chciał opóźnić nieco przekazanie akt tej sprawy prokuraturze wojskowej, by mieć czas na zgromadzenie pewnych dowodów również przeciwko oficerowi, którego dotychczas nie zatrzymano. Okazało się jednak, że informacje na ten temat już kilka miesięcy temu trafiły do wywiadu jednego z krajów NATO. Nie dało się już więc tolerować "kretów" w szeregach polskiej armii, mimo że ich kroki były przez kontrwywiad kontrolowane. Prowadzący sprawę oficerowie UOP są pewni powodzenia w ewentualnym procesie przed sądem wojskowym. - Na ten niewątpliwy sukces naszych służb specjalnych cieniem kładzie się jednak to, że tuż po naszym wejściu do NATO sojusznicy dowiedzieli się, iż oficerowie Wojska Polskiego są podejrzani o zdradę i szpiegostwo na rzecz sąsiednich państw. Sprawa dotyczy lat 90., a więc będzie zapisana na konto III RP. Można mieć tylko nadzieję, że to odosobniony incydent - konkluduje Marek Biernacki.
Informacje o szpiegowskiej działalności oficerów z kierownictwa polskiego kontrwywiadu, a później WSI, UOP zdobył już w 1991 r. Miała ich zwerbować jednostka KGB zajmująca się ochroną kontrwywiadowczą Północnej Grupy Wojsk Armii Radzieckiej. Do kontaktu z obcymi służbami doszło na kursach prowadzonych w latach 80. w ZSRR. Z informacji Rosjanina pozyskanego do współpracy przez nasz wywiad wynika, że oficerowie przekazywali tajne materiały z pobudek ideologicznych. Kierownictwo urzędu nie zdecydowało się jednak wówczas na przekazanie akt prokuraturze wojskowej. Pod koniec 1995 r. nowych dowodów w tej sprawie dostarczył przewerbowany przez polski wywiad oficer rosyjskich służb specjalnych, który był głównym źródłem informacji o Olinie. - Nie chciano dekonspirować przewerbowanego Rosjanina. Materiał dowodowy dotyczący trójki oficerów był wówczas jeszcze na tyle słaby, iż jego przekazanie prokuraturze mogłoby zniweczyć realizację obu postępowań - mówi wysoki urzędnik administracji. Materiały w sprawie szpiegostwa w wojsku UOP chciał wykorzystać procesowo po raz pierwszy dopiero w 1996 r., kiedy sprawą Olina zajmowała się już prokuratura wojskowa. - Zamiast jednak zbierać nowe dowody, ówczesny szef MSW Zbigniew Siemiątkowski próbował wykorzystać tę sprawę do wszczęcia postępowania dyscyplinarnego przeciwko Gromosławowi Czempińskiemu. W obawie przed konsekwencjami, czyli dekonspiracją czynnego w rosyjskiej armii agenta, zrezygnował z tej ewentualności - relacjonuje nasz informator. Gromosław Czempiński uważa, że ujawnienie tej sprawy definitywnie przesądza o losie zwerbowanego przez polskie służby Rosjanina. - Ktoś, kto poinformował o tym media, postąpił wyjątkowo nieodpowiedzialnie - mówi Czempiński. Wcześniej, żeby osłonić agenta, sugerowano, że informacja o szpiegostwie wojskowych pochodziła od zaprzyjaźnionej z UOP służby zagranicznej. Dopiero kilka miesięcy temu do ostatecznego rozpracowania tej sprawy powołano specjalną grupę funkcjonariuszy UOP. Zdaniem posła znającego przygotowane przez tę grupę materiały, obecnie możliwe jest procesowe zakończenie szpiegowskiej afery. Wierzy on także, że nie dojdzie do dekonspiracji pracującego dla nas Rosjanina. - To duży sukces polskich służb specjalnych. Przedsięwzięcie zostało przeprowadzone zgodnie z kanonami pracy tych służb. Interes państwa nie został w żadnym wypadku naruszony. To ważne, bo po doświadczeniach z lat poprzednich polskie służby specjalne obawiały się nieco ujawniania podobnych spraw. Zdarzały się poważne problemy z przełożeniem wiedzy operacyjnej na materiał procesowy. Wszystko wskazuje na to, że tym razem będzie inaczej - mówi Marek Biernacki, poseł AWS, przewodniczący sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych. Wedle nieoficjalnych informacji, UOP chciał opóźnić nieco przekazanie akt tej sprawy prokuraturze wojskowej, by mieć czas na zgromadzenie pewnych dowodów również przeciwko oficerowi, którego dotychczas nie zatrzymano. Okazało się jednak, że informacje na ten temat już kilka miesięcy temu trafiły do wywiadu jednego z krajów NATO. Nie dało się już więc tolerować "kretów" w szeregach polskiej armii, mimo że ich kroki były przez kontrwywiad kontrolowane. Prowadzący sprawę oficerowie UOP są pewni powodzenia w ewentualnym procesie przed sądem wojskowym. - Na ten niewątpliwy sukces naszych służb specjalnych cieniem kładzie się jednak to, że tuż po naszym wejściu do NATO sojusznicy dowiedzieli się, iż oficerowie Wojska Polskiego są podejrzani o zdradę i szpiegostwo na rzecz sąsiednich państw. Sprawa dotyczy lat 90., a więc będzie zapisana na konto III RP. Można mieć tylko nadzieję, że to odosobniony incydent - konkluduje Marek Biernacki.
Więcej możesz przeczytać w 20/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.