Pozew przeciwko rządowi RP, złożony w brooklyńskim sądzie przez jedenastu spadkobierców polskich Żydów(głównie obywateli USA), bardzo zaniepokoił najwyższe polskie władze,...
a w niektórych mediach wywołał komentarze graniczące z histerią. Pałac prezydencki oświadczył, że Aleksander Kwaśniewski "jest zakłopotany" sprawą, a premier Jerzy Buzek zapowiedział, iż kwestię wszelkich roszczeń majątkowych ostatecznie "rozwiąże ustawa reprywatyzacyjna". Prasa ekscytowała się wypowiedzią nowojorskiego prawnika Mela Urbacha, który sugerował, że w grę mogą wchodzić roszczenia wartości "kilkudziesięciu miliardów dolarów". Pomijano tym samym informację, że przedmiotem pozwu jest "drobnica", czyli majątek wart ułamek promila tej sumy: parę kamienic i sklepów, tartak, hotel, hurtownia skór, las oraz wytwórnia marynat.
Pełnomocnicy powodów zapowiedzieli, że zaczną jeździć po świecie - wymienili Tel Awiw, Paryż, Londyn, Berlin oraz Moskwę - aby zachęcać inne osoby do wniesienia roszczeń majątkowych wobec Polski. Z ich obliczeń wynika, że powinno to zainteresować "kilkadziesiąt tysięcy polskich Żydów i ich spadkobierców". Bliski poglądom amerykańskiej diaspory dziennik "The New York Times" zaznaczył, że ten sam sąd w Brooklynie przyznał powodom 1,25 mld USD od szwajcarskich banków, w których ofiary Holocaustu miały ulokowane swoje oszczędności. Czy jednak Polska jest beneficjentem drugiej wojny światowej w takim samym stopniu jak Szwajcaria?
W środowiskach żydowskich wcale nie słychać gromkich braw dla nowojorskiej inicjatywy, której intencja nie jest do końca jasna i czytelna. Z pozwu trudno wywnioskować, czy bardziej chodzi o pieniądze, czy o "swoiste ukaranie Polski" lub jeszcze coś innego. Argumenty historyczne pełne antypolskich uprzedzeń mieszają się tu z wywodami prawnymi. Nie sposób jednak pojąć, dlaczego spadkobiercy właścicieli tych sklepów, kamienic i fabryczek zwlekali tyle lat (w tym przez cały okres PRL) z wniesieniem swoich roszczeń? Joram Bronowski z Izraela, publicysta wpływowego dziennika "Haarec", określił nawet pozew jako "prowokację, być może związaną z ostatnimi wydarzeniami na oświęcimskim żwirowisku" (chodzi o pozostawienie na nim tzw. krzyża papieskiego). Bronowski przypomniał, że amerykańscy Żydzi są bardziej antypolscy niż na przykład izraelscy, natomiast rabin Avi Weiss jest typowym "zadufkiem", który uważa się za sumienie światowego żydostwa. Pragnący zachować anonimowość członek władz jednej z gmin żydowskich zwrócił uwagę, że rabin Menachem Joskowicz, który opuścił Warszawę 15 czerwca "obrażony na polskich Żydów i całą Polskę", odleciał nie do Izraela, lecz do Nowego Jorku, gdzie czekał na niego właśnie rabin Weiss.
W uzasadnieniu pozwu podkreśla się, że Polska przejęła po wojnie majątek żydowski, wcześniej odebrany prawowitym właścicielom przez nazistów i przez ponad pięć dekad "czerpała z niego korzyści". Chodzi tutaj o niechlubny dekret z marca 1945 r. o majątkach poniemieckich i porzuconych, według którego mienie żydowskie, skonfiskowane przez hitlerowskiego okupanta, potraktowane zostało jako poniemieckie. Realizacją dekretu zajęły się specjalnie powołane urzędy likwidacyjne, które z Polaków wyciskały ostatni grosz za każdą cząstkę mienia przejętego po poprzednich właścicielach. Kto zajął pożydowski sklep lub mieszkanie, musiał zapłacić za wszystko, co w nim było. W tym sensie państwo polskie faktycznie "uzyskało korzyści", podobnie zresztą jak wskutek przyjęcia dekretów o reformie rolnej i nacjonalizacji przemysłu.
W przeciwieństwie do władz PRL, nie upominających się o kresową własność swoich obywateli, inne kraje, gdzie zamieszkali polscy Żydzi, którym udało się ocaleć z Holocaustu, zgłaszały w ich imieniu pretensje wobec naszego państwa. Najmocniej artykułowała je administracja waszyngtońska. Zostały one uznane w lipcu 1960 r., kiedy rządy PRL i USA podpisały układ dotyczący roszczeń obywateli amerykańskich wobec Polski. Na jego mocy rząd PRL zgodził się zapłacić amerykańskiemu 40 mln USD "na całkowite uregulowanie i zaspokojenie wszystkich roszczeń obywateli Stanów Zjednoczonych, zarówno osób fizycznych, jak i prawnych, do rządu polskiego z tytułu nacjonalizacji i innego rodzaju przejęcia przez Polskę mienia oraz praw i interesów odnoszących się do mienia, które miało miejsce w dniu lub przed dniem wejścia w życie niniejszego układu". Pieniądze te miały być rozdzielone "wedle uznania rządu Stanów Zjednoczonych". W układzie tym władze PRL chciały się asekurować na przyszłość: kolejny artykuł stwierdzał, że rząd USA "nie będzie przedstawiał rządowi polskiemu ani nie będzie popierał roszczeń obywateli Stanów Zjednoczonych do rządu polskiego", a w wypadku takowych "rząd polski przekaże je rządowi Stanów Zjednoczonych".
Tymczasem - według informacji polskiego MSZ - cała kwota została przez Polskę zapłacona. Wynikałoby stąd, że sąd w Brooklynie powinien przeadresować pozew przeciwko rządowi RP z siedzibą w Warszawie przy Alejach Ujazdowskich 1/3 na adres: Pennsylvania Avenue 1600 w Waszyngtonie, gdzie urzęduje szef administracji USA. Z wielu względów trudno jednak na to liczyć. Po pierwsze - układ z 16 lipca 1960 r. nigdy nie został ratyfikowany ani ogłoszony przez stronę polską, co działa na niekorzyść Warszawy. Ujrzał światło dzienne dopiero na początku lat 90. Po drugie - Komisja ds. Roszczeń Zagranicznych przy Departamencie Skarbu USA wypłaciła 12 tys. uprawnionych tylko po 38 proc. szacowanego odszkodowania (107 mln USD), co z kolei obciąża stronę amerykańską. Po trzecie - władze Polski posierpniowej miały od początku świadomość, że PRL - obok innych zbrodni - dopuściła się zbiorowego gwałtu na własności prywatnej, czemu trzeba zadośćuczynić. Przy braku generalnych rozwiązań reprywatyzacyjnych stosowano półśrodki. Dzięki wielu furtkom prawnym odzyskali swe mienie - oczywiście nie wszyscy - właściciele kamienic, hoteli, fabryk, gruntów warszawskich, pałaców, kolekcji dzieł sztuki.
W 1960 r. Polska przekazała rządowi USA 40 mln USD na zadośćuczynienie wszystkim roszczeniom pochodzących z Polski obywateli tego kraju
Na mocy odrębnej ustawy z 1997 r. odbywa się rewindykacja mienia gmin wyznania mojżeszowego, a jego zagospodarowanie jest obecnie przedmiotem rokowań między Związkiem Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP, Światową Federacją Żydów z Polski oraz Światową Organizacją Restytucji Żydowskiej, które chcą powołać wspólną fundację. "Jestem pewien, że ta ustawa usunie jeden z największych problemów, jakie istnieją w stosunkach polsko-żydowskich i zdejmie z nas podejrzenia, że polskie państwo i polskie społeczeństwo chce w jakikolwiek sposób czerpać korzyści materialne z tragedii, która dotknęła część jego obywateli" - zauważył we "Wprost" Krzysztof Śliwiński, ówczesny pełnomocnik rządu do spraw stosunków z diasporą żydowską. Okazuje się jednak, że ustawa "nie usunęła i nie zdjęła" wszelkich problemów.
Zanim pozew jedenastu spadkobierców polskich Żydów trafił z hukiem do sądu w Brooklynie, podobne problemy były i są przedmiotem zainteresowania polskich sądów i urzędów. Precedensowa sprawa dotyczyła budynków położonych w Krakowie - pięciu nieruchomości przedwojennego koncernu prasowego "Ilustrowanego Kuriera Codziennego" Mariana Dąbrowskiego. Niedawno rozstrzygnął ją wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego. "Nie mogą się domagać zwrotu nieruchomości przejętych przez polski skarb państwa lub dodatkowego odszkodowania obywatele USA, którzy na podstawie układu polsko-amerykańskiego z 1960 r. otrzymali takie odszkodowanie, choćby było ono nieadekwatne do wartości utraconych dóbr" - orzekł NSA. Skarżący Adam Radzikowski, następca prawny Jadwigi Pascal, spadkobierczyni Dąbrowskich, nie zgadza się jednak z takim rozstrzygnięciem. Podkreśla, że układ polsko-amerykański nigdy nie został ratyfikowany przez Polskę ani opublikowany w "Dzienniku Ustaw".
Z oświadczenia Jadwigi Pascal, wydanego 10 stycznia 1966 r., wynika, że w zamian za pieniądze wypłacone jej przez sekretarza skarbu USA, przeniosła na rząd polski "prawo, tytuł własności i udział w takich pozycjach mienia, na których opiera się orzeczenie". Ale ten fakt nie miał dla sądu decydującego znaczenia. Przejęcie mienia nastąpiło - zdaniem NSA - nie bezpośrednio na mocy tajnej de facto umowy międzynarodowej, lecz na podstawie przepisów ustawy z 9 kwietnia 1968 r. o dokonywaniu w księgach wieczystych wpisów na rzecz skarbu państwa na podstawie międzynarodowych umów o uregulowaniu roszczeń finansowych.
Uważam, że dokonano rozszerzającej - niedopuszczalnej w sprawach dotyczących pozbawienia prawa własności - wykładni przepisów. Błędny jest pogląd NSA, że przejęcie nieruchomości nastąpiło na podstawie ustawy z 1968 r. o księgach wieczystych. Przepisy te nie są bowiem podstawą wydania materialnoprawnej, konstytutywnej decyzji - stwierdza mecenas Radosław Nikiel, pełnomocnik Adama Radzikowskiego. - W demokratycznym państwie prawa potajemne traktaty nie mogą stać ponad konstytucyjną zasadą ochrony prawa własności - dodaje Nikiel. Rozstrzygnięcie tego problemu jest tym ważniejsze, iż podobne jak ze Stanami Zjednoczonymi umowy Polska podpisała z rządami jedenastu innych państw: Szwajcarią, Szwecją, Wielką Brytanią, Francją, Kanadą, Belgią, Austrią, Grecją, Holandią, Norwegią i Danią.
Niestety, prawie wszystkie kłopoty Polski są spowodowane tym, że jesteśmy jedynym krajem byłego bloku sowieckiego - obok Białorusi - który w ciągu dziesięciu lat nie dopracował się ustawy reprywatyzacyjnej. Tymczasem trzy dni po wniesieniu pozwu przeciw Polsce Ministerstwo Skarbu Państwa poinformowało, że opracowany przez nie projekt ustawy reprywatyzacyjnej czeka na rozpatrzenie przez KERM. Ujawniono nawet jego tezy. Gdyby nie pozew jedenastu Żydów z Polski, nawet na tę decyzję zapewne przyszłoby nam czekać kolejne dziesięć lat.
Pełnomocnicy powodów zapowiedzieli, że zaczną jeździć po świecie - wymienili Tel Awiw, Paryż, Londyn, Berlin oraz Moskwę - aby zachęcać inne osoby do wniesienia roszczeń majątkowych wobec Polski. Z ich obliczeń wynika, że powinno to zainteresować "kilkadziesiąt tysięcy polskich Żydów i ich spadkobierców". Bliski poglądom amerykańskiej diaspory dziennik "The New York Times" zaznaczył, że ten sam sąd w Brooklynie przyznał powodom 1,25 mld USD od szwajcarskich banków, w których ofiary Holocaustu miały ulokowane swoje oszczędności. Czy jednak Polska jest beneficjentem drugiej wojny światowej w takim samym stopniu jak Szwajcaria?
W środowiskach żydowskich wcale nie słychać gromkich braw dla nowojorskiej inicjatywy, której intencja nie jest do końca jasna i czytelna. Z pozwu trudno wywnioskować, czy bardziej chodzi o pieniądze, czy o "swoiste ukaranie Polski" lub jeszcze coś innego. Argumenty historyczne pełne antypolskich uprzedzeń mieszają się tu z wywodami prawnymi. Nie sposób jednak pojąć, dlaczego spadkobiercy właścicieli tych sklepów, kamienic i fabryczek zwlekali tyle lat (w tym przez cały okres PRL) z wniesieniem swoich roszczeń? Joram Bronowski z Izraela, publicysta wpływowego dziennika "Haarec", określił nawet pozew jako "prowokację, być może związaną z ostatnimi wydarzeniami na oświęcimskim żwirowisku" (chodzi o pozostawienie na nim tzw. krzyża papieskiego). Bronowski przypomniał, że amerykańscy Żydzi są bardziej antypolscy niż na przykład izraelscy, natomiast rabin Avi Weiss jest typowym "zadufkiem", który uważa się za sumienie światowego żydostwa. Pragnący zachować anonimowość członek władz jednej z gmin żydowskich zwrócił uwagę, że rabin Menachem Joskowicz, który opuścił Warszawę 15 czerwca "obrażony na polskich Żydów i całą Polskę", odleciał nie do Izraela, lecz do Nowego Jorku, gdzie czekał na niego właśnie rabin Weiss.
W uzasadnieniu pozwu podkreśla się, że Polska przejęła po wojnie majątek żydowski, wcześniej odebrany prawowitym właścicielom przez nazistów i przez ponad pięć dekad "czerpała z niego korzyści". Chodzi tutaj o niechlubny dekret z marca 1945 r. o majątkach poniemieckich i porzuconych, według którego mienie żydowskie, skonfiskowane przez hitlerowskiego okupanta, potraktowane zostało jako poniemieckie. Realizacją dekretu zajęły się specjalnie powołane urzędy likwidacyjne, które z Polaków wyciskały ostatni grosz za każdą cząstkę mienia przejętego po poprzednich właścicielach. Kto zajął pożydowski sklep lub mieszkanie, musiał zapłacić za wszystko, co w nim było. W tym sensie państwo polskie faktycznie "uzyskało korzyści", podobnie zresztą jak wskutek przyjęcia dekretów o reformie rolnej i nacjonalizacji przemysłu.
W przeciwieństwie do władz PRL, nie upominających się o kresową własność swoich obywateli, inne kraje, gdzie zamieszkali polscy Żydzi, którym udało się ocaleć z Holocaustu, zgłaszały w ich imieniu pretensje wobec naszego państwa. Najmocniej artykułowała je administracja waszyngtońska. Zostały one uznane w lipcu 1960 r., kiedy rządy PRL i USA podpisały układ dotyczący roszczeń obywateli amerykańskich wobec Polski. Na jego mocy rząd PRL zgodził się zapłacić amerykańskiemu 40 mln USD "na całkowite uregulowanie i zaspokojenie wszystkich roszczeń obywateli Stanów Zjednoczonych, zarówno osób fizycznych, jak i prawnych, do rządu polskiego z tytułu nacjonalizacji i innego rodzaju przejęcia przez Polskę mienia oraz praw i interesów odnoszących się do mienia, które miało miejsce w dniu lub przed dniem wejścia w życie niniejszego układu". Pieniądze te miały być rozdzielone "wedle uznania rządu Stanów Zjednoczonych". W układzie tym władze PRL chciały się asekurować na przyszłość: kolejny artykuł stwierdzał, że rząd USA "nie będzie przedstawiał rządowi polskiemu ani nie będzie popierał roszczeń obywateli Stanów Zjednoczonych do rządu polskiego", a w wypadku takowych "rząd polski przekaże je rządowi Stanów Zjednoczonych".
Tymczasem - według informacji polskiego MSZ - cała kwota została przez Polskę zapłacona. Wynikałoby stąd, że sąd w Brooklynie powinien przeadresować pozew przeciwko rządowi RP z siedzibą w Warszawie przy Alejach Ujazdowskich 1/3 na adres: Pennsylvania Avenue 1600 w Waszyngtonie, gdzie urzęduje szef administracji USA. Z wielu względów trudno jednak na to liczyć. Po pierwsze - układ z 16 lipca 1960 r. nigdy nie został ratyfikowany ani ogłoszony przez stronę polską, co działa na niekorzyść Warszawy. Ujrzał światło dzienne dopiero na początku lat 90. Po drugie - Komisja ds. Roszczeń Zagranicznych przy Departamencie Skarbu USA wypłaciła 12 tys. uprawnionych tylko po 38 proc. szacowanego odszkodowania (107 mln USD), co z kolei obciąża stronę amerykańską. Po trzecie - władze Polski posierpniowej miały od początku świadomość, że PRL - obok innych zbrodni - dopuściła się zbiorowego gwałtu na własności prywatnej, czemu trzeba zadośćuczynić. Przy braku generalnych rozwiązań reprywatyzacyjnych stosowano półśrodki. Dzięki wielu furtkom prawnym odzyskali swe mienie - oczywiście nie wszyscy - właściciele kamienic, hoteli, fabryk, gruntów warszawskich, pałaców, kolekcji dzieł sztuki.
W 1960 r. Polska przekazała rządowi USA 40 mln USD na zadośćuczynienie wszystkim roszczeniom pochodzących z Polski obywateli tego kraju
Na mocy odrębnej ustawy z 1997 r. odbywa się rewindykacja mienia gmin wyznania mojżeszowego, a jego zagospodarowanie jest obecnie przedmiotem rokowań między Związkiem Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP, Światową Federacją Żydów z Polski oraz Światową Organizacją Restytucji Żydowskiej, które chcą powołać wspólną fundację. "Jestem pewien, że ta ustawa usunie jeden z największych problemów, jakie istnieją w stosunkach polsko-żydowskich i zdejmie z nas podejrzenia, że polskie państwo i polskie społeczeństwo chce w jakikolwiek sposób czerpać korzyści materialne z tragedii, która dotknęła część jego obywateli" - zauważył we "Wprost" Krzysztof Śliwiński, ówczesny pełnomocnik rządu do spraw stosunków z diasporą żydowską. Okazuje się jednak, że ustawa "nie usunęła i nie zdjęła" wszelkich problemów.
Zanim pozew jedenastu spadkobierców polskich Żydów trafił z hukiem do sądu w Brooklynie, podobne problemy były i są przedmiotem zainteresowania polskich sądów i urzędów. Precedensowa sprawa dotyczyła budynków położonych w Krakowie - pięciu nieruchomości przedwojennego koncernu prasowego "Ilustrowanego Kuriera Codziennego" Mariana Dąbrowskiego. Niedawno rozstrzygnął ją wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego. "Nie mogą się domagać zwrotu nieruchomości przejętych przez polski skarb państwa lub dodatkowego odszkodowania obywatele USA, którzy na podstawie układu polsko-amerykańskiego z 1960 r. otrzymali takie odszkodowanie, choćby było ono nieadekwatne do wartości utraconych dóbr" - orzekł NSA. Skarżący Adam Radzikowski, następca prawny Jadwigi Pascal, spadkobierczyni Dąbrowskich, nie zgadza się jednak z takim rozstrzygnięciem. Podkreśla, że układ polsko-amerykański nigdy nie został ratyfikowany przez Polskę ani opublikowany w "Dzienniku Ustaw".
Z oświadczenia Jadwigi Pascal, wydanego 10 stycznia 1966 r., wynika, że w zamian za pieniądze wypłacone jej przez sekretarza skarbu USA, przeniosła na rząd polski "prawo, tytuł własności i udział w takich pozycjach mienia, na których opiera się orzeczenie". Ale ten fakt nie miał dla sądu decydującego znaczenia. Przejęcie mienia nastąpiło - zdaniem NSA - nie bezpośrednio na mocy tajnej de facto umowy międzynarodowej, lecz na podstawie przepisów ustawy z 9 kwietnia 1968 r. o dokonywaniu w księgach wieczystych wpisów na rzecz skarbu państwa na podstawie międzynarodowych umów o uregulowaniu roszczeń finansowych.
Uważam, że dokonano rozszerzającej - niedopuszczalnej w sprawach dotyczących pozbawienia prawa własności - wykładni przepisów. Błędny jest pogląd NSA, że przejęcie nieruchomości nastąpiło na podstawie ustawy z 1968 r. o księgach wieczystych. Przepisy te nie są bowiem podstawą wydania materialnoprawnej, konstytutywnej decyzji - stwierdza mecenas Radosław Nikiel, pełnomocnik Adama Radzikowskiego. - W demokratycznym państwie prawa potajemne traktaty nie mogą stać ponad konstytucyjną zasadą ochrony prawa własności - dodaje Nikiel. Rozstrzygnięcie tego problemu jest tym ważniejsze, iż podobne jak ze Stanami Zjednoczonymi umowy Polska podpisała z rządami jedenastu innych państw: Szwajcarią, Szwecją, Wielką Brytanią, Francją, Kanadą, Belgią, Austrią, Grecją, Holandią, Norwegią i Danią.
Niestety, prawie wszystkie kłopoty Polski są spowodowane tym, że jesteśmy jedynym krajem byłego bloku sowieckiego - obok Białorusi - który w ciągu dziesięciu lat nie dopracował się ustawy reprywatyzacyjnej. Tymczasem trzy dni po wniesieniu pozwu przeciw Polsce Ministerstwo Skarbu Państwa poinformowało, że opracowany przez nie projekt ustawy reprywatyzacyjnej czeka na rozpatrzenie przez KERM. Ujawniono nawet jego tezy. Gdyby nie pozew jedenastu Żydów z Polski, nawet na tę decyzję zapewne przyszłoby nam czekać kolejne dziesięć lat.
Więcej możesz przeczytać w 28/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.