Wbrew pozorom stwarzanym przez protestujących rolników czy górników, Polacy stają się społeczeństwem wolnorynkowym
Gwóźdź w bucie, opryskliwy kelner, brak sznurka do snopowiązałek, pijany dentysta, woda w kranie o zapachu amoniaku - wszystko, co nawalało, psuło się, było niesolidne - otóż wszystko to podlegało w Polsce kontroli urzędników. Przez niemal pół wieku byli oni substytutem wolnego rynku. Nad nimi byli jeszcze ważniejsi "oni", czyli sekretarze partii. Co "oni" robią, żeby fabryka nie produkowała zardzewiałych konserw - pytali, po wypłukaniu żołądka, konsumenci. - Dziewczyna mi uciekła do Francji, bo "oni" dali jej paszport - złorzeczył pokrzywdzony narzeczony. Wyniki badań przeprowadzonych z powodu bankructwa biura turystycznego Alpina Tour pokazują, że "oni" przestają istnieć. Polacy pozbyli się odruchu wpajanego im przez PRL, czyli państwo urzędników. Obowiązujące od tego sezonu przepisy mające chronić interesy klientów biur podróży są bardziej restrykcyjne niż obowiązujące w Unii Europejskiej. Tymczasem 2 tys. klientów firmy Alpina Tour ma zepsute wakacje. Tylko co czwarty Polak oczekuje jednak, że należy dalej mnożyć przepisy i urzędnicze stanowiska, że to głównie państwo będzie zapobiegać nieuczciwości firm turystycznych. Co trzeci badany woli, by właściciele biur - we własnym interesie - sami eliminowali ze swego grona niepewnych przedsiębiorców. I aż co trzeci respondent wyznaje tezę - jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz. Co więcej, 67 proc. ankietowanych uważa, że istnieją możliwości sprawdzenia wiarygodności firm. Wbrew pozorom stwarzanym przez protestujących rolników czy górników, Polacy stają się społeczeństwem wolnorynkowym.
Więcej możesz przeczytać w 31/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.