2004 rok. Piszę z kolegami projekt ustawy uzależniający wysokość kwoty wolnej w PIT od liczby dzieci w rodzinie. Chodzimy z tym pomysłem do polityków różnych opcji. Spotyka nas niedowierzanie i pytanie: po co? A dzisiaj? Duch epoki radykalnie się zmienił – okazywanie lekceważącej postawy wobec polityki rodzinnej przestało być w dobrym tonie. Politycy konkurują swoim zaangażowaniem na rzecz rodziny i przelicytowują same środowiska prorodzinne, którym nie śnił się projekt 20-miliardowej interwencji publicznej w postaci programu PiS 500 zł na dziecko. Wiele o tym napisano, wskazując m.in. na potrzebę racjonalnego rozdysponowania tych środków (zob. felieton red. Bartosza Marczuka we „Wprost” z 2 listopada). To temat tak ważny i politycznie gorący, że chcę dorzucić swoje trzy grosze do tej debaty.
Heurystyka zakotwiczenia działa. Ma być 500 zł na dziecko miesięcznie i już. Jakakolwiek zmiana tej kwoty wydaje się niemożliwa. Nie walczymy z wiatrakami i efektem pierwszeństwa: powiedziano 500 zł, niech więc tak zostanie. Proponuję wykonać jednak proste ćwiczenie intelektualne i potraktować to 500 zł jedynie jako średni miesięczny transfer na dziecko w okresie 18 lat. Wtedy pięćsetka średniomiesięcznie pozostaje, gdy hipotetycznie w pierwszym roku życia dziecka nie ma tych transferów, od pierwszego do trzeciego roku życia przysługuje świadczenie w wysokości 900 zł, aby następnie wynosić 480 zł. Idea stojąca za tą propozycją jest następująca: do pierwszego roku życia dziecka rodzice korzystają z wielu mechanizmów wsparcia, m.in. rocznych urlopów rodzicielskich, w okresie kolejnych dwóch lat transfery powinny być wyższe, gdyż jest to czas, w którym brakuje systemowej pomocy rodzinom w wychowaniu dzieci, następnie państwo współuczestniczy w kosztach wychowania dziecka, gwarantując m.in. opiekę edukacyjną, stąd transfer byłby niższy. Wydaje się też, choć tu konieczne są pogłębione badania, że zwiększone wsparcie w okresie od pierwszego do trzeciego roku życia może mieć pozytywny wpływ na decyzje prokreacyjne.
Nie chcę tu twierdzić, że powyższe liczby muszą takimi pozostać, bo to będzie zależało m.in. od tego, jak wraz z wprowadzeniem programu 500 zł na dziecko zmieni się system świadczeń rodzinnych. Chodzi o to, aby na obecnym etapie nie ograniczać pola dyskusji. Warto też przeanalizować, czy nie byłoby zasadne wprowadzenie progresji w wysokości wsparcia dzieci – im więcej dzieci w rodzinie, tym wyższa kwota miesięcznego transferu na kolejne.
Pracy nad ustawą muszą towarzyszyć analizy innych elementów wsparcia rodzin. Wraz z jej wprowadzeniem pożądana jest chociażby likwidacja większości świadczeń rodzinnych, w tym becikowego. Zaoszczędzone w ten sposób środki zminimalizowałyby ryzyko finansowania polityki rodzinnej poprzez zwiększanie długu publicznego. Nowej minister rodziny, pracy i polityki społecznej należy życzyć, aby uwypukleniu problematyki rodzinnej w nazwie ministerstwa towarzyszyły działania na rzecz głęboko przemyślanego i opartego na dowodach systemowego wsparcia rodziny. �
* Kierownik Katedry Ekonomii Politycznej na Wydziale Nauk Ekonomicznych UW, członek Narodowej Rady Rozwoju
Wraz z wprowadzeniem 500 zł na dziecko pożądana jest likwidacja większości świadczeń rodzinnych, w tym becikowego
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.