Zadłużenie statystycznej polskiej rodziny wynosi 2300 zł
Kredyty stają się coraz powszechniejszym źródłem dodatkowych pieniędzy wydawanych na konsumpcję zarówno przez tych, którzy miesięcznie zarabiają 1500 zł, jak i tych, których dochody przekraczają 20 tys. zł. Za bankową pożyczkę jedni kupują sprzęt AGD i RTV, drudzy luksusowe samochody i domy. Dzięki kredytowi szybko osiągają zamierzony cel, na co nie mogliby sobie pozwolić bez kilkuletniego oszczędzania. - Kredyt nie jest niczym innym jak wymuszonym oszczędzaniem - stwierdza Józef Ryński, dyrektor I Oddziału PKO BP w Warszawie. Jego zdaniem, mając określone potrzeby, można je zrealizować po zaoszczędzeniu odpowiedniej kwoty. Zdarza się jednak, że w tym czasie pojawią się inne niezbędne wydatki. Poza tym wiele osób nie potrafi się zmusić do regularnego oszczędzania. Wolą spłacać kredyt, posiadając już to, do czego dążyli. Z badań przeprowadzonych przez Instytut Badania Opinii i Rynku Pentor wynika, że istnieje dość powszechna akceptacja społeczna dla osób pożyczających pieniądze i wydających je na zakup domu, samochodu czy też innych dóbr trwałego użytku. O ile jeszcze siedem lat temu prawie co piąty Polak był przeciwny przeznaczaniu kredytów na tego rodzaju wydatki, o tyle obecnie (styczeń 1999 r.) odsetek przeciwników wynosi tylko 6 proc. Prawie 60 proc. badanych akceptuje takie postępowanie, zaś dla 35 proc. ankietowanych jest to zupełnie obojętne. Prawdopodobnie uważają oni, że sposób wydawania pożyczonych pieniędzy to sprawa między kredytobiorcą i kredytodawcą.
Rosnące zainteresowanie pożyczkami to rezultat obniżania stóp procentowych oraz bogatszej oferty kredytowej
W 1991 r. zadłużenie klientów w bankach wynosiło nieco ponad 700 mln zł. Obecnie jest ono ponadczterokrotnie wyższe i sięga prawie 30 mld zł - wynika z danych Narodowego Banku Polskiego. Oznacza to, że statystyczne gospodarstwo domowe ma do zwrócenia bankom ok. 2300 zł (przed ośmioma laty - jedynie 60 zł). Rosnące zainteresowanie pożyczkami to m.in. wynik obniżania stóp procentowych oraz - jak podkreślają sami bankowcy - bogatszej i łatwo dostępnej oferty kredytowej. Tylko w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy klienci zaciągnęli w bankach kredyty o wartości ok. 10 mld zł. Większość pożyczek przeznaczamy na zakup mieszkania i samochodu oraz na konsumpcję; na przykład w Banku Przemysłowo-Handlowym 100 tys. z ok. 165 tys. umów dotyczy kredytów na zakup artykułów przemysłowych. Od początku roku w Pekao SA wartość zaciągniętych pożyczek rośnie co miesiąc o ponad 3 proc. Wszystkie dotychczasowe zobowiązania klientów przekroczyły 2,7 mld zł. PKO BP oferuje łatwo dostępny kredyt odnawialny w ramach rachunku oszczędnościowo-rozliczeniowego (opro-centowanie: 19 proc. w skali roku). Oznacza to, że raz podpisana umowa kredytowa obowiązuje bezterminowo i pożyczki nie trzeba spłacać w określonym czasie, na przykład w ciągu roku. Każda wpłata na rachunek zmniejsza zadłużenie, które może ponownie wzrosnąć do określonej umową granicy. Wysokość przyznawanego salda debetowego w ramach kredytu odnawialnego jest uzależniona od kilku czynników, m.in. od wysokości comiesięcznych wpływów na konto, wieku osoby starającej się o kredyt, zajmowanego stanowiska, a nawet firmy, w której pracuje. Maksymalna kwota pożyczki to z reguły wielokrotność miesięcznych dochodów trafiających na konto. Przedstawiciele banku zwracają uwagę, że bezterminowe umowy wprowadzono od maja tego roku. Wcześniej cała pożyczona suma musiała być spłacona przed wyznaczonym terminem. Jednak ze względu na duże zainteresowanie klientów, którzy po wykorzystaniu jednego kredytu zwracali się o następny, zliberalizowano warunki jego otrzymywania. Podobne kredyty w ramach ROR oferują klientom inne banki. Citibank udziela kredytu, o który można wystąpić przez telefon, a jego wysokość wynosi 5-60 tys. zł. W Pekao SA posiadacze eurokonta mogą otrzymać pożyczkę sięgającą sześciokrotnych miesięcznych dochodów. Z jednej strony, jest to ułatwienie dla klientów, ponieważ nie muszą podpisywać kolejnych umów, nie potrzebują żyrantów, nie czekają tygodniami na decyzję, z drugiej - bank w ten sposób buduje trwałą więź z klientem. - W naszym oddziale przeciętny kredyt wykorzystywany jest w połowie - informują w I Oddziale PKO BP w Warszawie. Ponieważ odsetki naliczane są od salda zadłużenia, w rzeczywistości klient ma o połowę niższe oprocentowanie. Realny koszt kredytu sięga więc kilku procent. Prawo bankowe nie zezwala jednak bankom na podawanie realnego kosztu kredytu, gdyż mogłoby to wprowadzić wiele zamieszania. Mają obowiązek informować o oprocentowaniu w skali roku, a to skutecznie odstrasza niektórych potencjalnych klientów. Zdaniem jednego z pracowników Pekao SA, najtrudniej zdecydować się na pierwszy kredyt. Jeśli klient nie ma problemów z jego spłatą, szybko bierze następny. Poza pożyczkami oferowanymi posiadaczom ROR-ów banki udzielają też coraz więcej kredytów gotówkowych. - Taka jest światowa tendencja - tłumaczy Tomasz Telejka, dyrektor departamentu kart kredytowych w Citibanku. Im zasobniejsze społeczeństwo, tym powszechniejszą praktyką staje się życie na kredyt. Ludzie liczą na poprawę swej sytuacji materialnej w przyszłości, mają perspektywę podwyżek, awansów. - W miarę rozwoju zawodowego i stabilizacji rośnie chęć zaciągania kredytów - uważa Telejka. Zdaniem bankowców, pożyczki biorą osoby z różnych grup zawodowych i o różnych dochodach. W wypadku niższych kredytów - poza mieszkaniowymi czy samochodowymi - banki nie dysponują informacjami na temat przeznaczenia pieniędzy. Z badań Pentora wynika, że przede wszystkim kupujemy sprzęt AGD i RTV, wyposażenie mieszkań czy wycieczki zagraniczne. Wiele osób nie przyznaje się, że "przejada" kredyty. Tylko niewielka część rzeczywiście inwestuje, kupując na przykład akcje firm. Większość osób bierze pożyczkę w dobrej wierze. To znaczy, że ma zamiar ją spłacić w terminie. Są jednak i tacy, którzy z różnych powodów mają z tym problemy lub celowo nie płacą swoich długów, uważając, że to problem banku. Według Pentora, aż 3 proc. klientów przyznaje, iż ewentualne zakłócenia w bankach, spowodowane tzw. komputerowym błędem roku 2000, są dobrą okazją, by wziąć pod koniec tego roku kredyt. Niektórzy (ok. 1 proc.) nie ukrywają, że będą wystawiać czeki bez pokrycia i przekraczać limity wypłat ze swych kont oraz kart kredytowych. Banki niechętnie informują o tzw. trudnych kredytach. Stanowią one średnio 4-5 proc. wartości wszystkich pożyczek. Czy boom kredytowy nie spowoduje wzrostu tego odsetka? Są osoby, które na spłatę pożyczki zaciągniętej w jednym banku biorą kredyt w następnym. Nie jest to powszechne zjawisko, ale może doprowadzić do skomplikowania stosunków między bankiem a klientem. Tomasz Telejka uważa, że to banki powinny brać na siebie większą odpowiedzialność za udzielane kredyty, sprawdzając wiarygodność klientów. Bo w konsekwencji to one ponoszą z tego powodu straty. - Z drugiej strony, jeśli okazuje się, że oferta innego banku jest korzystniejsza, z niższym oprocentowaniem, spłatami w dowolnych ratach, to nic złego, że ktoś rezygnuje z dotychczasowej i wybiera nową - przyznaje Telejka. W jego ocenie taka sytuacja może poprawić konkurencyjność banków. Zabezpieczając się przed nieuczciwymi klientami, banki powołały Biuro Informacji Kredytowej, które na ich zlecenie będzie przygotowywać raporty kredytowe o indywidualnych klientach. Pierwsze informacje z BIK będzie jednak można uzyskać odpłatnie dopiero w I kwartale przyszłego roku. Nie wiadomo też, jak czujne będą same banki. Przy wysokich kredytach sprawdzanie klientów już dziś jest normą. Czy będzie też normą w wypadku rosnącej liczby osób korzystających z otwartych linii kredytowych w kilku bankach? Z ekonomicznych wyliczeń wynika, że kredyt nie zawsze jest opłacalny. Chyba że został zaciągnięty, kiedy inflacja była wysoka, a klient miał silne nerwy i wierzył w poprawę sytuacji gospodarczej w kraju. - Generalnie można stwierdzić, że tylko w ciągu pierwszych dwóch, trzech lat spłata pożyczki jest uciążliwa. Potem realny koszt kredytu spada - uważa Ryński. Ktoś, kto 20 lat temu wziął kredyt mieszkaniowy, obecnie spłaca raty w wysokości 20-30 zł miesięcznie. Zasada w takich sytuacjach jest prosta: im dłuższy jest okres kredytowania, tym tańszy staje się kredyt. Niektórzy wolą wziąć kredyt, niż skorzystać z bankowych oszczędności. To daje im gwarancję finansowego zabezpieczenia, które pozostaje nienaruszone. Często też kredyt może być potrzebny na krótko, na przykład na pół roku. A wypłacając pieniądze z lokaty terminowej przed wygaśnięciem umowy, traci się oprocentowanie. Bankowe dane dowodzą, że choć liczba kredytów rośnie, zwiększa się też liczba depozytów. Tempo ich wzrostu jest jednak znacznie wolniejsze niż w latach poprzednich. Mimo to w minionym roku wartość depozytów przypadająca statystycznie na każde gospodarstwo domowe przekraczała 10 tys. zł, a więc była dziesięć razy większa niż w 1991 r. Spadek indywidualnych oszczędności to niebezpieczne zjawisko, bo pociąga za sobą spadek inwestycji i w efekcie zahamowanie tempa wzrostu gospodarczego - uważają ekonomiści z Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych CASE. Według prof. Wacława Wilczyńskiego, bardziej niż wzrostu kredytów konsumpcyjnych dla ludności należy się obawiać zwiększania długu publicznego. Klient zaciągający kredyt sam bierze za niego odpowiedzialność, w wypadku finansów państwa ta odpowiedzialność de facto spada na wszystkich.
Rosnące zainteresowanie pożyczkami to rezultat obniżania stóp procentowych oraz bogatszej oferty kredytowej
W 1991 r. zadłużenie klientów w bankach wynosiło nieco ponad 700 mln zł. Obecnie jest ono ponadczterokrotnie wyższe i sięga prawie 30 mld zł - wynika z danych Narodowego Banku Polskiego. Oznacza to, że statystyczne gospodarstwo domowe ma do zwrócenia bankom ok. 2300 zł (przed ośmioma laty - jedynie 60 zł). Rosnące zainteresowanie pożyczkami to m.in. wynik obniżania stóp procentowych oraz - jak podkreślają sami bankowcy - bogatszej i łatwo dostępnej oferty kredytowej. Tylko w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy klienci zaciągnęli w bankach kredyty o wartości ok. 10 mld zł. Większość pożyczek przeznaczamy na zakup mieszkania i samochodu oraz na konsumpcję; na przykład w Banku Przemysłowo-Handlowym 100 tys. z ok. 165 tys. umów dotyczy kredytów na zakup artykułów przemysłowych. Od początku roku w Pekao SA wartość zaciągniętych pożyczek rośnie co miesiąc o ponad 3 proc. Wszystkie dotychczasowe zobowiązania klientów przekroczyły 2,7 mld zł. PKO BP oferuje łatwo dostępny kredyt odnawialny w ramach rachunku oszczędnościowo-rozliczeniowego (opro-centowanie: 19 proc. w skali roku). Oznacza to, że raz podpisana umowa kredytowa obowiązuje bezterminowo i pożyczki nie trzeba spłacać w określonym czasie, na przykład w ciągu roku. Każda wpłata na rachunek zmniejsza zadłużenie, które może ponownie wzrosnąć do określonej umową granicy. Wysokość przyznawanego salda debetowego w ramach kredytu odnawialnego jest uzależniona od kilku czynników, m.in. od wysokości comiesięcznych wpływów na konto, wieku osoby starającej się o kredyt, zajmowanego stanowiska, a nawet firmy, w której pracuje. Maksymalna kwota pożyczki to z reguły wielokrotność miesięcznych dochodów trafiających na konto. Przedstawiciele banku zwracają uwagę, że bezterminowe umowy wprowadzono od maja tego roku. Wcześniej cała pożyczona suma musiała być spłacona przed wyznaczonym terminem. Jednak ze względu na duże zainteresowanie klientów, którzy po wykorzystaniu jednego kredytu zwracali się o następny, zliberalizowano warunki jego otrzymywania. Podobne kredyty w ramach ROR oferują klientom inne banki. Citibank udziela kredytu, o który można wystąpić przez telefon, a jego wysokość wynosi 5-60 tys. zł. W Pekao SA posiadacze eurokonta mogą otrzymać pożyczkę sięgającą sześciokrotnych miesięcznych dochodów. Z jednej strony, jest to ułatwienie dla klientów, ponieważ nie muszą podpisywać kolejnych umów, nie potrzebują żyrantów, nie czekają tygodniami na decyzję, z drugiej - bank w ten sposób buduje trwałą więź z klientem. - W naszym oddziale przeciętny kredyt wykorzystywany jest w połowie - informują w I Oddziale PKO BP w Warszawie. Ponieważ odsetki naliczane są od salda zadłużenia, w rzeczywistości klient ma o połowę niższe oprocentowanie. Realny koszt kredytu sięga więc kilku procent. Prawo bankowe nie zezwala jednak bankom na podawanie realnego kosztu kredytu, gdyż mogłoby to wprowadzić wiele zamieszania. Mają obowiązek informować o oprocentowaniu w skali roku, a to skutecznie odstrasza niektórych potencjalnych klientów. Zdaniem jednego z pracowników Pekao SA, najtrudniej zdecydować się na pierwszy kredyt. Jeśli klient nie ma problemów z jego spłatą, szybko bierze następny. Poza pożyczkami oferowanymi posiadaczom ROR-ów banki udzielają też coraz więcej kredytów gotówkowych. - Taka jest światowa tendencja - tłumaczy Tomasz Telejka, dyrektor departamentu kart kredytowych w Citibanku. Im zasobniejsze społeczeństwo, tym powszechniejszą praktyką staje się życie na kredyt. Ludzie liczą na poprawę swej sytuacji materialnej w przyszłości, mają perspektywę podwyżek, awansów. - W miarę rozwoju zawodowego i stabilizacji rośnie chęć zaciągania kredytów - uważa Telejka. Zdaniem bankowców, pożyczki biorą osoby z różnych grup zawodowych i o różnych dochodach. W wypadku niższych kredytów - poza mieszkaniowymi czy samochodowymi - banki nie dysponują informacjami na temat przeznaczenia pieniędzy. Z badań Pentora wynika, że przede wszystkim kupujemy sprzęt AGD i RTV, wyposażenie mieszkań czy wycieczki zagraniczne. Wiele osób nie przyznaje się, że "przejada" kredyty. Tylko niewielka część rzeczywiście inwestuje, kupując na przykład akcje firm. Większość osób bierze pożyczkę w dobrej wierze. To znaczy, że ma zamiar ją spłacić w terminie. Są jednak i tacy, którzy z różnych powodów mają z tym problemy lub celowo nie płacą swoich długów, uważając, że to problem banku. Według Pentora, aż 3 proc. klientów przyznaje, iż ewentualne zakłócenia w bankach, spowodowane tzw. komputerowym błędem roku 2000, są dobrą okazją, by wziąć pod koniec tego roku kredyt. Niektórzy (ok. 1 proc.) nie ukrywają, że będą wystawiać czeki bez pokrycia i przekraczać limity wypłat ze swych kont oraz kart kredytowych. Banki niechętnie informują o tzw. trudnych kredytach. Stanowią one średnio 4-5 proc. wartości wszystkich pożyczek. Czy boom kredytowy nie spowoduje wzrostu tego odsetka? Są osoby, które na spłatę pożyczki zaciągniętej w jednym banku biorą kredyt w następnym. Nie jest to powszechne zjawisko, ale może doprowadzić do skomplikowania stosunków między bankiem a klientem. Tomasz Telejka uważa, że to banki powinny brać na siebie większą odpowiedzialność za udzielane kredyty, sprawdzając wiarygodność klientów. Bo w konsekwencji to one ponoszą z tego powodu straty. - Z drugiej strony, jeśli okazuje się, że oferta innego banku jest korzystniejsza, z niższym oprocentowaniem, spłatami w dowolnych ratach, to nic złego, że ktoś rezygnuje z dotychczasowej i wybiera nową - przyznaje Telejka. W jego ocenie taka sytuacja może poprawić konkurencyjność banków. Zabezpieczając się przed nieuczciwymi klientami, banki powołały Biuro Informacji Kredytowej, które na ich zlecenie będzie przygotowywać raporty kredytowe o indywidualnych klientach. Pierwsze informacje z BIK będzie jednak można uzyskać odpłatnie dopiero w I kwartale przyszłego roku. Nie wiadomo też, jak czujne będą same banki. Przy wysokich kredytach sprawdzanie klientów już dziś jest normą. Czy będzie też normą w wypadku rosnącej liczby osób korzystających z otwartych linii kredytowych w kilku bankach? Z ekonomicznych wyliczeń wynika, że kredyt nie zawsze jest opłacalny. Chyba że został zaciągnięty, kiedy inflacja była wysoka, a klient miał silne nerwy i wierzył w poprawę sytuacji gospodarczej w kraju. - Generalnie można stwierdzić, że tylko w ciągu pierwszych dwóch, trzech lat spłata pożyczki jest uciążliwa. Potem realny koszt kredytu spada - uważa Ryński. Ktoś, kto 20 lat temu wziął kredyt mieszkaniowy, obecnie spłaca raty w wysokości 20-30 zł miesięcznie. Zasada w takich sytuacjach jest prosta: im dłuższy jest okres kredytowania, tym tańszy staje się kredyt. Niektórzy wolą wziąć kredyt, niż skorzystać z bankowych oszczędności. To daje im gwarancję finansowego zabezpieczenia, które pozostaje nienaruszone. Często też kredyt może być potrzebny na krótko, na przykład na pół roku. A wypłacając pieniądze z lokaty terminowej przed wygaśnięciem umowy, traci się oprocentowanie. Bankowe dane dowodzą, że choć liczba kredytów rośnie, zwiększa się też liczba depozytów. Tempo ich wzrostu jest jednak znacznie wolniejsze niż w latach poprzednich. Mimo to w minionym roku wartość depozytów przypadająca statystycznie na każde gospodarstwo domowe przekraczała 10 tys. zł, a więc była dziesięć razy większa niż w 1991 r. Spadek indywidualnych oszczędności to niebezpieczne zjawisko, bo pociąga za sobą spadek inwestycji i w efekcie zahamowanie tempa wzrostu gospodarczego - uważają ekonomiści z Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych CASE. Według prof. Wacława Wilczyńskiego, bardziej niż wzrostu kredytów konsumpcyjnych dla ludności należy się obawiać zwiększania długu publicznego. Klient zaciągający kredyt sam bierze za niego odpowiedzialność, w wypadku finansów państwa ta odpowiedzialność de facto spada na wszystkich.
Więcej możesz przeczytać w 33/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.