Papiery panamskie pobudziły wyobraźnię wszystkich przekonanych, że światem rządzą spiski, ukryte fortuny, do cna przeżarte korupcją elity (piszemy na str. 72). Niech będzie. Pytanie raczej, jak to się dzieje, że kolejne wycieki z banków i odzyskane fortuny nie przekładają się na stan gospodarki. Przeciwnie, im dzielniej poczynają sobie śledczy i dziennikarze, tym słabiej rozwija się gospodarka. Na pewno gorzej niż w czasach, kiedy mało kto zawracał sobie głowę fortunami chomikowanymi w dziwnych krajach. Ba, w czasach, kiedy powstawały pierwsze zamorskie raje podatkowe, światowa gospodarka aż furczała. Było to u zarania wojny wietnamskiej. Waszyngton widząc, że komunistyczni dyktatorzy uciekają z USA w obawie przed konfiskatą nagrabionych funduszy, stworzył specjalne przepisy zwalniające rodzime banki za granicą z obowiązku rejestrowania pieniędzy dziwnego pochodzenia. Do dziś w stolicy Wysp Kajmańskich w Georgetown najwyższe budynki należą do czołówki największych banków Ameryki, Niemiec i Japonii, które piorą pieniądze gangsterów, mafii, oligarchów. Pieniądze za ich pośrednictwem wracały na kontynent i biznes się kręcił jak zawsze, albo i lepiej.
Problem pojawił się w chwili, kiedy na świecie zaczęło ubywać rozbójników, a przybywało podatków. Klientami rajów podatkowych stawały się wielkie korporacje, prezesi banków, znani aktorzy, a z czasem dentyści i nawet profesorowie uznanych uczelni. Od 2007 r. banki więcej transferują potencjalnie czystych pieniędzy do brudnych rajów niż brudnych pieniędzy do czystych gospodarek Ameryki czy Europy. Charakterystyczne, że w pierwszej rundzie rewelacji z Panamy poznaliśmy nazwiska niezostawiające złudzeń co do korupcyjnej natury ich działalności. Ma to być dowód, że wszystkie kolejne, które zostaną ujawnione, również pochodzą z przestępstwa. Choć to nie musi być prawda. Sądzę, że zobaczymy nazwiska mniej lub bardziej znanych ludzi, którzy uciekali z uczciwie zarobionymi pieniędzmi pod opiekę nieuczciwych banków. Jednym słowem tradycyjne siedziby piratów, jak Kajmany czy Panama, stały się oazą bezpieczeństwa, schronieniem przed rozbójniczymi urzędami skarbowymi.
To tylko pozorny przypadek, że na czasy świetności rajów podatkowych przypada też rozkwit zachodnich szygospodarek. Nie zawdzięczały tego oczywiście zastrzykowi pieniędzy gangsterów, przemytników, rosyjskich oligarchów, prezydentów miast czy właścicieli stacji telewizyjnych, ale pieniądzom z podatków własnych obywateli, którzy woleli je płacić w najbliższym urzędzie skarbowym, a nie tysiące kilometrów dalej w chacie pod palmami. W miarę jak rosła dobroczynność polityków, a z nią podatki, każdy, kto miał jeszcze jakieś pieniądze, uciekał na wyspy. Teoretycznie Ameryka czy Wielka Brytania z dnia na dzień mogły zmienić ustawy i zakazać własnym bankom kontaktów z rajami. Jeżeli tego nie robią, to w nadziei, że Putin, Poroszenko i im podobni gangsterzy dalej będą tam chować swoje miliardy. Byle nie robili tego rodzimi dentyści, piosenkarze i prawnicy – ich pieniądze mają zostać u nas.
Rozczulająca jest naiwność naszego rządu, który zapowiada walkę z rajami podatkowymi. Drogi panie ministrze finansów, jeżeli raje wciąż są, to znaczy, że ktoś bardziej wpływowy od pana chce, żeby dalej tam były. Gorzej, liczy, że będzie Pan podnosił podatki, utrzyma wysoką stawkę VAT i kolejni możni Polacy uciekną tam ze swoimi pieniędzmi.
Kraje takie jak Polska mają tylko jeden sposób na ucieczkę przed rajami podatkowymi. Konkurować z rajami. Oczywiście nie dosłownie, bo nie chodzi o pranie brudnych pieniędzy, ale stworzenie na tyle atrakcyjnych warunków, żeby nikomu nie chciało się lecieć dwa dni do bankomatu. Zamrażanie stawek VAT, ograniczanie handlu ziemią, obrotu gotówkowego, utrzymywanie rekordowej akcyzy na papierosy, wysokich kosztów pracy – wszystko to napędza szarą strefę i zachęca do transferowania pieniędzy. Nie łudźmy się, tak długo jak będą ludzie z pieniędzmi, tak długo będą miejsca, gdzie można je schować. ■
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.