Aby bezpiecznie wszczepić dwudziestoletniemu pacjentowi zastawkę aortalną serca, po raz pierwszy użyto w Polsce w planowym zabiegu zabrzańskich sztucznych komór serca
Dzięki nim ryzyko zgonu w czasie operacji udało się zmniejszyć z prawie 90 proc. do 5 proc.
Operacja pokazała nowe możliwożci leczenia w Polsce osób kwalifikowanych dotychczas do zabiegu transplantacji serca. Dzięki temu, że zastosowano sztuczne komory, mężczyzna cierpiący na ciężką niewydolnożć krążenia nie umarł na stole operacyjnym. Będzie żył i jeżli nie wydarzy się nic poważnego - zachowa swoje serce. Po raz pierwszy operacja odbyła się poza ożrodkiem kardiochirurgicznym w Zabrzu, którym do niedawna kierował prof. Religa. Od 1 wrzeżnia jest on kierownikiem Kliniki Kardiochirurgii Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA w Warszawie, a zabieg przeprowadził w zarządzanej przez doc. Kazimierza Suwalskiego II Klinice Kardiochirurgii Instytutu Kardiologii przy ul. Spartańskiej w Warszawie. Z Zabrza przyjechał jedynie współtwórca polskich sztucznych komór Roman Kustosz.
Dwudziestolatek trafił do warszawskiej kliniki ze Szczecina. Tamtejsi lekarze już pięć lat temu ostrzegali rodziców młodzieńca o koniecznożci wymiany zastawki, gdyż wykryto u niego wrodzoną wadę serca. Kilkuletnia zwłoka spowodowała ciężkie upożledzenie miężnia sercowego. Lewa komora dwukrotnie zwiększyła swoje rozmiary. Z powodu niewydolnożci krążenia młody mężczyzna znalazł się na granicy życia i żmierci. Samo wszczepienie zastawki aortalnej nie mogło już go uratować. - Stan pacjenta wskazywał na to, że jeżli wyniszczone serce zostanie zatrzymane podczas operacji wszczepienia zastawki, nie podejmie na nowo pracy - tłumaczy prof. Zbigniew Religa. Dlatego - po raz pierwszy w historii polskiej kardiochirurgii - wczeżniej zaplanowano zastosowanie sztucznych komór serca po to, by niepotrzebnie nie narażać życia pacjenta. Komory miały wyręczyć serce i przepompowywać ponad 80 proc. krwi chorego. Odciążony w ten sposób mięsień sercowy nie musiał od razu wznawiać normalnej pracy.
Jak wskazują dotychczasowe dożwiadczenia ożrodka w Zabrzu, serce wspomagane przez taką pompę zaczyna się samo leczyć. Z zabrzańskiej kliniki wyszło z własnym zregenerowanym sercem trzech pacjentów, wczeżniej zakwalifikowanych do transplantacji. Była to też szansa dla chorego ze Szczecina. Pierwszy etap operacji niczym nie różnił się od klasycznego zabiegu kardiochirurgicznego. Po uruchomieniu pozaustrojowego krążenia krwi i zatrzymaniu akcji serca przez niemal godzinę zespół lekarzy wszczepiał zastawkę. Profesorowi Zbigniewowi Relidze po raz pierwszy asystował przy stole operacyjnym jego syn - Grzegorz.
Kolejne dwie godziny trwało podłączanie komór. Po czterech godzinach od rozpoczęcia operacji ruszyły -przypominające rozmiarami budziki - obie komory. Połączone z wprawiającą je w ruch specjalną tzw. jednostką napędową, zaczęły przetaczać większożć krwi pacjenta. - Lewa sztuczna komora zabiera krew z lewego przedsionka serca i pompuje ją do aorty, prawa odbiera krew z prawego przedsionka i przetacza ją do tętnicy płucnej - wyjażnia Roman Kustosz, kierownik pracowni sztucznego serca Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii w Zabrzu. Młodzieniec odzyskał przytomnożć cztery godziny po zabiegu. - Pacjent w dalszym ciągu żyje wyłącznie dzięki sztucznym komorom. Już następnego dnia rano na monitorach zaobserwowaliżmy pierwsze nasilające się samodzielne skurcze miężnia sercowego. Oznaczało to, że serce goi się i regeneruje - wyjażnia doc. Kazimierz Suwalski.
Niemal godzinę zespół lekarzy wszczepiał zastawkę dwudziestoletniemu pacjentowi
Wszczepianiem pozaustrojowych pomp wspomagania serca zainteresowanych jest dwanażcie największych ożrodków kardiochirurgicznych w Polsce. Ilu pacjentom podobne operacje mogą pomóc? W ubiegłym roku w całym kraju wykonano 14 tys. zabiegów na otwartym sercu. Około 350 operowanych pacjentów zmarło. Dla nich ratunkiem mogły okazać się sztuczne komory serca. Niestety, do tej pory sztuczne komory wszczepiono tylko 40 pacjentom. Komplet dwóch komór (jednorazowego użytku) kosztuje 24 tys. zł, a urządzenie wspomagające ich pracę (musi kupić je szpital) - ok. 100 tys. zł. Dotychczas za wszczepiane pompy wspomagania serca płaciła Fundacja Rozwoju Kardiochirurgii w Zabrzu. Przeprowadzona w Warszawie operacja była przełomowa również dlatego, że za komory pacjenta ze Szczecina zapłaciła Zachodniopomorska Kasa Chorych. Prof. Religa przyznaje, że był zaskoczony pozytywną decyzją, którą podjęto tak szybko. Jak w przyszłożci zareagują inne kasy, na razie nie wiadomo.
Operacja pokazała nowe możliwożci leczenia w Polsce osób kwalifikowanych dotychczas do zabiegu transplantacji serca. Dzięki temu, że zastosowano sztuczne komory, mężczyzna cierpiący na ciężką niewydolnożć krążenia nie umarł na stole operacyjnym. Będzie żył i jeżli nie wydarzy się nic poważnego - zachowa swoje serce. Po raz pierwszy operacja odbyła się poza ożrodkiem kardiochirurgicznym w Zabrzu, którym do niedawna kierował prof. Religa. Od 1 wrzeżnia jest on kierownikiem Kliniki Kardiochirurgii Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA w Warszawie, a zabieg przeprowadził w zarządzanej przez doc. Kazimierza Suwalskiego II Klinice Kardiochirurgii Instytutu Kardiologii przy ul. Spartańskiej w Warszawie. Z Zabrza przyjechał jedynie współtwórca polskich sztucznych komór Roman Kustosz.
Dwudziestolatek trafił do warszawskiej kliniki ze Szczecina. Tamtejsi lekarze już pięć lat temu ostrzegali rodziców młodzieńca o koniecznożci wymiany zastawki, gdyż wykryto u niego wrodzoną wadę serca. Kilkuletnia zwłoka spowodowała ciężkie upożledzenie miężnia sercowego. Lewa komora dwukrotnie zwiększyła swoje rozmiary. Z powodu niewydolnożci krążenia młody mężczyzna znalazł się na granicy życia i żmierci. Samo wszczepienie zastawki aortalnej nie mogło już go uratować. - Stan pacjenta wskazywał na to, że jeżli wyniszczone serce zostanie zatrzymane podczas operacji wszczepienia zastawki, nie podejmie na nowo pracy - tłumaczy prof. Zbigniew Religa. Dlatego - po raz pierwszy w historii polskiej kardiochirurgii - wczeżniej zaplanowano zastosowanie sztucznych komór serca po to, by niepotrzebnie nie narażać życia pacjenta. Komory miały wyręczyć serce i przepompowywać ponad 80 proc. krwi chorego. Odciążony w ten sposób mięsień sercowy nie musiał od razu wznawiać normalnej pracy.
Jak wskazują dotychczasowe dożwiadczenia ożrodka w Zabrzu, serce wspomagane przez taką pompę zaczyna się samo leczyć. Z zabrzańskiej kliniki wyszło z własnym zregenerowanym sercem trzech pacjentów, wczeżniej zakwalifikowanych do transplantacji. Była to też szansa dla chorego ze Szczecina. Pierwszy etap operacji niczym nie różnił się od klasycznego zabiegu kardiochirurgicznego. Po uruchomieniu pozaustrojowego krążenia krwi i zatrzymaniu akcji serca przez niemal godzinę zespół lekarzy wszczepiał zastawkę. Profesorowi Zbigniewowi Relidze po raz pierwszy asystował przy stole operacyjnym jego syn - Grzegorz.
Kolejne dwie godziny trwało podłączanie komór. Po czterech godzinach od rozpoczęcia operacji ruszyły -przypominające rozmiarami budziki - obie komory. Połączone z wprawiającą je w ruch specjalną tzw. jednostką napędową, zaczęły przetaczać większożć krwi pacjenta. - Lewa sztuczna komora zabiera krew z lewego przedsionka serca i pompuje ją do aorty, prawa odbiera krew z prawego przedsionka i przetacza ją do tętnicy płucnej - wyjażnia Roman Kustosz, kierownik pracowni sztucznego serca Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii w Zabrzu. Młodzieniec odzyskał przytomnożć cztery godziny po zabiegu. - Pacjent w dalszym ciągu żyje wyłącznie dzięki sztucznym komorom. Już następnego dnia rano na monitorach zaobserwowaliżmy pierwsze nasilające się samodzielne skurcze miężnia sercowego. Oznaczało to, że serce goi się i regeneruje - wyjażnia doc. Kazimierz Suwalski.
Niemal godzinę zespół lekarzy wszczepiał zastawkę dwudziestoletniemu pacjentowi
Wszczepianiem pozaustrojowych pomp wspomagania serca zainteresowanych jest dwanażcie największych ożrodków kardiochirurgicznych w Polsce. Ilu pacjentom podobne operacje mogą pomóc? W ubiegłym roku w całym kraju wykonano 14 tys. zabiegów na otwartym sercu. Około 350 operowanych pacjentów zmarło. Dla nich ratunkiem mogły okazać się sztuczne komory serca. Niestety, do tej pory sztuczne komory wszczepiono tylko 40 pacjentom. Komplet dwóch komór (jednorazowego użytku) kosztuje 24 tys. zł, a urządzenie wspomagające ich pracę (musi kupić je szpital) - ok. 100 tys. zł. Dotychczas za wszczepiane pompy wspomagania serca płaciła Fundacja Rozwoju Kardiochirurgii w Zabrzu. Przeprowadzona w Warszawie operacja była przełomowa również dlatego, że za komory pacjenta ze Szczecina zapłaciła Zachodniopomorska Kasa Chorych. Prof. Religa przyznaje, że był zaskoczony pozytywną decyzją, którą podjęto tak szybko. Jak w przyszłożci zareagują inne kasy, na razie nie wiadomo.
Więcej możesz przeczytać w 40/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.