Niewola z wyboru

Dodano:   /  Zmieniono: 
Niełatwo być człowiekiem wolnym
,,Postkomunizm" jest jednym z najczęściej używanych słów w żargonie politycznym. Czy dotyczy on byłych komunistów albo tylko tych krajów, które nie w pełni wydobyły się z upadłego ustroju? W takim razie postkomunistą byłby Leszek Miller, ale na pewno nie Adam Słomka. Postkomunistyczna byłaby Rosja, ale nie Polska lub Czechy. Czy może jednak dlatego Polska jest krajem postkomunistycznym, bo wciąż ogromna część gospodarki nie jest sprywatyzowana? Albo dlatego, że rządząca koalicja przyjęła od komunistów zasadę nomenklatury?

Mentalność niewolnicza.
Komunizm obiecywał gruszki na wierzbie, czego spełnić nie mógł, więc nawet ludzie początkowo uwiedzeni jego obietnicami zaczęli się buntować, a w dodatku jego struktura coraz mocniej gniła, stąd musiał upaść. Niestety, ten upadek nie oznacza kresu utrwalonej przez komunizm mentalności niewolniczej. Różnica między niewolnikiem a człowiekiem wolnym jest taka, że niewolnik - jeśli jest dostatecznie silny - może obalić nawet najbardziej represyjną władzę, ale tylko po to, aby ,,odegrać się" na funkcjonariuszach dawnego reżimu za swoje niegdysiejsze poniżenie, a zaraz potem oddać rządy byle jakiemu krzykaczowi, który uwiedzie go kolejną obietnicą ,,świetlanej przyszłości". A cóż dopiero, gdy władza jest słaba, sama się rozsypuje i nie trzeba wiele wysiłku, aby ją podnieść z ulicznego błota? W ten sposób niewolnik zrywa jedno jarzmo tylko po to, aby nałożyć sobie drugie, może jeszcze gorsze. Człowiek wolny natomiast wie, że ,,świetlanej przyszłości" nie ma, a prorocy, którzy ją obiecują pod warunkiem powierzenia im rządów to tylko spragnione władzy watażki albo odurzeni własnym kłamstwem szarlatani. Człowiek wolny wie, że po obaleniu lub abdykacji tyrana nie oczekuje go nowa, barwna i fascynująca utopia, że nie ma sposobu, aby szybko ,,zrobiło się dobrze", że trzeba będzie mozolnie borykać się tak z niedoskonałością ludzkiej natury, jak i z pozostałościami upadłego systemu. W ten sposób, kiedy tylko objawi się wolność, to wszystko, co ma ona do powiedzenia, może zostać odrzucone, a w najlepszym razie przyjęte niechętnie jako trudne, odstręczające i o ileż mniej przyjemne od kłamstwa i złudy, którymi operuje szarlatan kolejnej niewoli. Efektem jest - jak to pięknie ujął Erich Fromm w tytule swojej głośnej książki - ,,ucieczka od wolności". Kusiła ona człowieka już od początku świata. Nawiązując do Biblii - Adam, odmawiając jabłka, może pozostać w uległości i niewiedzy albo też, przyjmując owoc i zyskując wiedzę, bierze swój los we własne ręce, skazując się jednakże na samodzielne z nim borykanie. Wolność zawsze, jak jabłko Ewy, złożona jest w ludzkie ręce i tylko od człowieka zależy, czy ją odrzuci, czy odważnie nadgryzie. To kuszenie odrzuceniem wolności na rzecz bezpieczeństwa niewolnika nie ustaje nawet w demokracji. Sporo ponad sto pięćdziesiąt lat temu przenikliwy obserwator młodej demokracji amerykańskiej, Alexis de Tocqueville, pisał: ,,Naszych współczesnych ustawicznie zżerają dwie sprzeczne z sobą namiętności: potrzeba, żeby ktoś prowadził ich za rękę, i pragnienie zachowania wolności. (...) Marzą więc o jednej opiekuńczej i wszechobecnej władzy, którą wybieraliby jednak wszyscy obywatele. Mylą centralizację z suwerennością ludu. To im przynosi ulgę". Doskonale ta myśl pasuje do naszych czasów i do dzisiejszej Polski.

Tęsknota za dobrym wodzem.
Sednem komunizmu nie była ani władza komitetów partyjnych, ani presja sowiecka, ani nawet wszechobecność bezpieki. Była nią mentalność niewolnicza, owszem, coraz bardziej zbuntowana przeciw nie spełniającemu obiecanek władcy, ale nieskłonna do podjęcia ryzyka wolności, do wyjścia poza zaklęty krąg złudzeń, że istnieje taki przywódca, taki dyktator, taki prorok, który czarodziejską metodą sprawi, że odtąd ,,będzie dobrze". Nie warto więc mozolnie borykać się z niedoskonałościami demokracji, której się nie zna i nie pojmuje, lepiej i łatwiej byłoby dostrzec takiego proroka i oddać mu się w wiodącą do szybkiego błogostanu niewolę. Dlatego tak mało Polaków brało udział w wyborach. Dlatego też odsetek chętnych do podęwignięcia trudnego dylematu wyboru wcale nie rośnie w miarę postępów demokracji, ale wręcz maleje. Dlatego tak wielu Polaków skłonnych jest bez zastrzeżeń uwierzyć obojętnie skąd pojawiającemu się kandydatowi na ,,wodza narodu", byle dostatecznie brutalnie krytykował to, co jest, i dostatecznie barwnie roztaczał miraż utopii. To, że jest to utopia bez składu, ładu i szans realizacji - nie ma znaczenia. Taki był w 1990 r. Stan Tymiński, taki był Lech Wałęsa, takimi jawili się swoim wyborcom działacze SLD w 1993 r., a Marian Krzaklewski w 1997 r. (choć tej roli nie podjął), do takiej roli pretenduje dziś Andrzej Lepper. Do wolności trzeba dorosnąć. Wolność nie przychodzi wraz z wolnymi wyborami i nie należy aktu wyborczego mylić z zaistnieniem mechanizmów demokratycznych. Dość boleśnie świat przekonuje się dziś o tej prawdzie na przykładzie Rosji. Polska jest o wiele bardziej zaawansowana na drodze do demokracji niż Rosja; istnieją u nas zręby społeczeństwa obywatelskiego, istnieją organizacje pozarządowe, coś znaczy samorząd lokalny, a nie tylko gubernatorzy prowincji, ale droga od komunizmu do demokracji jest jeszcze daleka. Z tego punktu widzenia Polska jest krajem mocno postkomunistycznym, niestety. Co gorsze, ta ,,mentalność niewolnicza", ta tęsknota za ,,dobrym wodzem" będzie obciążać w każdym kryzysie, będzie spychać nas z drogi na każdym zakręcie. A taki zakręt właśnie Polska pokonuje, bo frustracja negatywnymi skutkami ,,czterech reform" obecnego rządu sprowadziła zaufanie do niego na poziom chyba najniższy z możliwych. Tworzy to niepowtarzalną okazję dla wszelkich szarlatanów i watażków. Jak powiedział mi niedawno któryś z polityków: cztery reformy to z punktu widzenia potrzeb państwa o sześć za mało, ale z punktu widzenia psychologicznych możliwości przeciętnego Polaka - o dwie za dużo.

Gorzki smak wolności
Jak zachowuje się na politycznych zakrętach człowiek wolny, świadomy obywatel państwa demokratycznego? Przede wszystkim wie, że na nic nie ma łatwych recept. Wie on, że każdy człowiek jest tworem niedoskonałym, omylnym i grzesznym, stąd nigdy nie będzie dobrze, a jeśli uda się sprawić, że będzie trochę lepiej, to już bardzo wiele. Pamięta, że skoro władza jest tak samo grzeszna jak wyborcy, to nie należy jej bić w mordę w przystępie wściekłości, ale trzeba bezustannie patrzeć na ręce tym, których za nasze podatki wynajęliśmy do rządzenia. Pojmuje on znaną maksymę Winstona Churchilla, że demokracja jest ,,najlepszym z kiepskich ustrojów". Rozumie, że do decyzji dochodzi się drogą kompromisów, w których wszyscy trochę tracą, ale więcej zyskują. Za kłamliwe bajki ma opowieści o takich decyzjach i takich genialnych rozwiązaniach, które wszystkim przyniosą oszałamiające zyski, pod warunkiem, że siłą przepędzi się paru podstępnych wrogów. Nade wszystko jak ognia wystrzega się charyzmatycznych kandydatów na zbawców narodu. Taka wiedza jest bardzo gorzka, a tak powściągliwa postawa wobec rzeczywistości jest bardzo trudna do osiągnięcia. Lecz fundamentalna różnica pomiędzy niewolnikiem a człowiekiem wolnym nie tkwi w dobrobycie, w wyposażeniu, w wykształceniu, ale w duszy. Człowiek wolny godzi się z niedoskonałością świata i za realne uznaje tylko to, że można go uczynić nieco lepszym. Niewolnik wierzy, że istnieje sposób, by uczynić go prawie doskonałym, a tylko wrogowie nie pozwalają tego sposobu zastosować lub podstępnie utrącają tych, co ów sposób poznali. Dopiero gdy dostatecznie duża liczba obywateli dorośnie do takiego rozumowania, państwo przestanie być postkomunistyczne czy też posttotalitarne. Leszek Kołakowski napisał w jednej ze swoich prac: ,,Kłopot z demokracją jest taki, że nie wydziela żadnych ideologicznych czadów zniewalających umysły młode i naiwne". Dlatego kolejni fałszywi prorocy już dorastają i na pewno wciąż będą się objawiać na czele legionu fanatycznych zwolenników. Demokracja jest ustrojem najtrudniejszym, ponieważ wymaga odpowiedzialności wolnego człowieka. Tylko dyktatura jest łatwa, bo wymaga posłuchu niewolnika, którego ,,dobry król" albo wódz wyzwala od ciężaru ponad siły - od wolności wyboru. Tylko ideologiczna utopia oferuje upajającą podróż do Nowego Wspaniałego Świata, gdzie szybko się jednak okazuje, że kuszącą fasadę podtrzymują cenzor, żandarm i tajniak; demokracja proponuje w to miejsce tylko żmudnie dogadywany kompromis, który nikogo wprawdzie nie zsyła do obozu koncentracyjnego, ale też nikogo do końca nie satysfakcjonuje. A najmniej satysfakcjonuje ludzi o duszach bolszewików, podających się dla niepoznaki za niepodległościowych demokratów. Jakże wielu ich wciąż pęta się po naszej scenie, chociaż ich miejsce jest zupełnie gdzie indziej.

Kiedy w Polsce przeminie komunizm?
Dzisiejszy model demokracji zachodniej nie tworzy dobrych wzorów dla świadomej obywatelskości ludzi wolnych, której powinniśmy się uczyć. Dzisiejsza ,,demokracja telewizyjna" - zarówno Ameryki, jak i Europy Zachodniej - bardzo odbiega od swego klasycznego pierwowzoru. Czy w ogóle można w czasach telewizji i powszechnego braku czasu przywrócić dialog świadomych obywateli, w którym krystalizują się sądy o sprawach publicznych i uciera się kompromis? Nie wiem. Może Internet stworzy stopniowo taką szansę, a może to tylko technologiczna złuda? W dzisiejszej ,,demokracji telewizyjnej" nie głosuje się na programy, bo albo ich się nie zna, albo nie traktuje poważnie. Głosuje się na postać przywódcy, na jego wygląd, na uśmiech jego żony, na sprawność jego wizażystów i techników od public relations. Dlatego na postawione tu pytanie odpowiadam: nieprędko. A zakręty na drodze do wolności będą ostre.


Więcej możesz przeczytać w 40/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.